Bush nie wykorzystał kryzysu w UE
Prezydent USA George W. "Bush nie posłuchał
rad neokonserwatystów, którzy namawiali go, aby wykorzystał kryzys
w Unii Europejskiej do 'przywołania do porządku' Starego
Kontynentu i utrwalenia amerykańskiej hegemonii" - podkreślają "Izwiestija", komentując wyniki poniedziałkowego szczytu
USA-UE.
21.06.2005 | aktual.: 21.06.2005 11:27
"Nie posypał on solą świeżych europejskich ran, gdyż zależy mu na 'globalnym partnerstwie' z Unią Europejską, które jest mu niezbędne do osiągnięcia własnych celów strategicznych" - dodaje moskiewski dziennik.
Według "Izwiestii", "w Waszyngtonie nie bez satysfakcji przyglądano się brukselskim kłótniom, w tym pojedynkowi swojego sojusznika Tony'ego Blaira z Jacquesem Chirakiem, którego gospodarz Białego Domu nie darzy przyjaźnią". "Waszyngton nie wybaczył francuskiemu prezydentowi i niemieckiemu kanclerzowi ich postawy w przeddzień wojny w Iraku" - wyjaśnia gazeta.
"Izwiestija" przypominają, że wkrótce po reelekcji Bush uznał poprawę stosunków z Europą za główny priorytet swojej drugiej kadencji.
"Amerykanie nie chcą dłużej w pojedynkę dźwigać militarnych i finansowych ciężarów, związanych z Irakiem i Afganistanem. Bush liczy na podłączenie UE do odbudowy Iraku, promocji demokracji na Bliskim Wschodzie, uregulowania konfliktu izraelsko-palestyńskiego oraz walki z terroryzmem i rozpowszechnianiem broni masowego rażenia. Amerykański prezydent liczy też na poparcie Unii Europejskiej w sporze USA z Iranem i zabiegach o poruszenie problemu irańskiego programu nuklearnego na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Waszyngton na razie skutecznie blokuje zniesienie embarga na dostawy broni dla Pekinu, o co z kolei zabiega UE" - wylicza gazeta.
"Izwiestija" zauważają, że na początku lipca Bush przyjedzie do Szkocji na szczyt G-8, siedmiu najbardziej uprzemysłowionych krajów świata i Rosji. "Będzie to jego czwarta wizyta w Europie w ciągu sześciu miesięcy. Amerykanom jest na rękę osłabienie francusko-niemieckiego duetu i bardziej niż prawdopodobna zmiana przywódców tych krajów w nieodległej przyszłości" - pisze rosyjski dziennik.
Jerzy Malczyk