Bush kazał podsłuchiwać nielegalnie?
Specjalne biuro analiz Kongresu USA
(Congressional Research Service) oceniło, że zarządzone przez
prezydenta George'a W. Busha monitorowanie telefonów i e-maili
Amerykanów po 11 września 2001 roku opiera się na wątpliwych
podstawach prawnych.
07.01.2006 | aktual.: 08.01.2006 09:13
W swoim raporcie ogłoszonym w piątek CRS orzekło także, że wbrew twierdzeniom Busha, Kongres nie dał mu upoważnienia do inwigilacji obywateli bez nakazu sądowego. Podsłuchy telefoniczne i podglądanie e-maili prowadziła podległa Pentagonowi Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA).
CRS nie stwierdziło definitywnie, że prezydent naruszył prawo - o co oskarżają go niektórzy eksperci i politycy - ale podkreśliło, że z pewnością działał bez autoryzacji Kongresu.
Bush wyjaśniał, że program monitorowania telefonów dotyczył tylko telefonów międzynarodowych i ograniczał się do osób podejrzewanych o kontakty z Al-Kaidą. Tłumaczył też, że względy bezpieczeństwa kraju nakazywały działać szybko, co nie pozwalało na każdorazową zgodę sądu.
Jego krytycy podkreślają jednak, że rząd mógł się zwrócić o zgodę sądu nawet po fakcie, czego nie uczynił. W wypadku działań wywiadu, prezydent musi uzyskać zgodę specjalnego tajnego sądu w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Kontrowersyjne podsłuchy będą tematem przesłuchań w Kongresie w tym miesiącu. Z drugiej strony, Ministerstwo Sprawiedliwości wszczęło dochodzenie mające wyjaśnić kto był źródłem przecieku do "New York Timesa", który pierwszy ujawnił inwigilację Amerykanów.
Tomasz Zalewski