ŚwiatBush jedzie do Afryki poprawiać wizerunek USA

Bush jedzie do Afryki poprawiać wizerunek USA

Prezydent George W. Bush
przybywa we wtorek do Senegalu, rozpoczynając podróż do pięciu
krajów Afryki, aby pokazać "współczującą" stronę swego
"współczującego konserwatyzmu" i poprawić wizerunek USA na Czarnym
Kontynencie. Wyprawa może jednak okazać się trudniejsza niż
oczekiwał.

07.07.2003 | aktual.: 07.07.2003 18:45

"Gdzie indziej mogą (Amerykanie) pokazać, że Bush jest kimś więcej niż kowbojem, jak nie na kontynencie, który najbardziej ze wszystkich potrzebuje pomocy" - powiedział Jakkie Cilliers z Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem w Pretorii (Republika Południowej Afryki)
.

Wizyta, pierwsza, jaką którykolwiek republikański prezydent USA składa w Afryce, następuje w chwili, gdy Bush rozważa wysłanie amerykańskich sił pokojowych do Liberii, naciska na przywrócenie demokracji w Zimbabwe i obiecuje 15 miliardów dolarów pomocy na walkę z AIDS, w większości dla krajów afrykańskich.

Amerykańskie zainteresowanie Afryką oznacza zmianę podejścia mile widzianą na kontynencie, od którego USA stroniły od czasu nieudanej interwencji w Somalii przed 10 laty.

Bush, który w czasie kampanii wyborczej w roku 2000 oświadczył, że Afryka "nie mieści się w ramach strategicznych interesów kraju", teraz mówi, iż przyszłość kontynentu leży mu na sercu. Część przywódców afrykańskich chwali prezydenta USA za kroki, jakie poczynił w celu zwiększenia handlu i pomocy. Jednak krytycy - jak pisze z Johannesburga w Południowej Afryce brytyjski "Financial Times" - twierdzą, że przez Busha przemawia chęć zapewnienia Stanom dostaw afrykańskiej ropy naftowej i wciągnięcia krajów Afryki do walki z terroryzmem.

Bush zamierza podkreślić hojność USA w finansowaniu walki z AIDS, ale atmosferę wizyty mogą zepsuć antyamerykańskie nastroje wywołane interwencją w Iraku. Są one w Afryce silne po części dlatego, że w wielu krajach kontynentu ogół ludności wyznaje islam. Innym powodem jest to, że operację w Iraku uznano w Afryce za cios dla ONZ, a dla biednych i słabych krajów kontynentu ONZ jest jedynym miejscem oddziaływania na społeczność międzynarodową.

Cilliers sądzi, że aby przeciwdziałać niechęci do USA, Waszyngton chce pokazać, iż nie jest obojętny na wyzwania stojące przed krajami Afryki, takie jak AIDS, ubóstwo i bariery handlowe. "USA uznały: +Nasza wiarygodność zależy od wykazania, że nie jesteśmy międzynarodowym zabijaką+" - powiedział ekspert południowoafrykański.

Analitycy mówią, że afrykańska strategia Busha opiera się na budowaniu stabilności w kluczowych państwach kontynentu. Prezydent odwiedzi między innymi RPA, od której najbardziej zależy pokój i bezpieczeństwo czarnej Afryki, Nigerię - najważniejszy kraj zachodniej Afryki i Senegal, który ma najstarszą w zachodniej Afryce demokrację. Będzie także w Ugandzie i Botswanie, kraju najdotkliwiej dotkniętym przez AIDS.

Chwaląc prymusów, administracja USA prowadzi ofensywę przeciwko przywódcom, których uważa za awanturników lub despotów, takim jak prezydenci Liberii i Zimbabwe, Charles Taylor i Robert Mugabe.

W Senegalu, gdzie Bush spotka się z przywódcami ośmiu krajów zachodniej Afryki, jego rozmówcy zażądają, by szybko wysłał wojska USA w celu wsparcia 3000 żołnierzy sił pokojowych obiecanych przez inne państwa do misji egzekwowania rozejmu w wojnie domowej w Liberii.

Bush domaga się, aby przed przybyciem żołnierzy amerykańskich prezydent Taylor opuścił kraj. W niedzielę Taylor powiedział, że zgodził się na azyl w Nigerii, ale nie podał, kiedy wyjedzie z Liberii.

USA niechętnie angażują się w konflikty afrykańskie. Szef sztabu sił zbrojnych USA gen. Richard Myers oświadczył w niedzielę, że wojska amerykańskie są gotowe podjąć się w Liberii ewakuacji personelu USA, i dał do zrozumienia, że inne zadania powinny wziąć na siebie oddziały z krajów regionu.

Po przybyciu we wtorek rano do Dakaru, stolicy Senegalu, Bush uda się na wyspę Goree, skąd przed laty wyruszały do Ameryki statki z niewolnikami, i wygłosi tam przemówienie poświęcone niewolnictwu.

"Niewolnictwo było, oczywiście, okołoporodową wadą Ameryki. Od samego początku staramy się uporać się z następstwami tego i doprowadzić do pojednania" - powiedziała reporterom przed podróżą doradczyni Busha do spraw bezpieczeństwa narodowego, czarnoskóra Condoleezza Rice.

Jednak, jak pisze Reuters, oczekuje się, że Bush nie przeprosi za niewolnictwo. "Wina za nie spada na wielu" - powiedziała Rice.(iza)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)