Burza wokół Wojciecha Maksymowicza. "Nigdy nie daję złudnych nadziei pacjentom"
Wojciech Maksymowicz po informacjach o kontroli resortu zdrowia w sprawie jego zabiegów w olsztyńskim szpitalu odszedł z klubu PiS. Zaprzecza oskarżeniom formułowanym przez Fundację Pro Prawo do Życia. W jego zawodowym życiorysie są zarówno naukowe sukcesy, jak i kontrowersyjne sprawy związane z medyczną działalnością. Polityk nie ukrywa rozczarowania postawą swoich kolegów z tej samej politycznej formacji.
O Maksymowiczu jest w ostatnich dniach bardzo głośno. Najpierw okazało się, że pojawiły się wątpliwości wokół możliwych eksperymentów medycznych wykonywanych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim dotyczących płodów. A w środę wyszło na jaw, że w podobnej sprawie zawiadomienie do prokuratury złożyła Fundacja Pro Prawo do Życia. W dokumencie padają pod adresem profesora ostre zarzuty.
Przypomnijmy, że opracowana przez zespół profesora Maksymowicza terapia leczenia SLA komórkami macierzystymi polega na tym, że najpierw pobiera się szpik od chorego, potem w laboratorium zostają wyselekcjonowane mezenchymalne komórki macierzyste. Po ich wyodrębnieniu przez ok. 5 tygodni namnaża się je w laboratorium. Gdy jest ich odpowiednio dużo, podaje się je do okolicy rdzenia kręgowego chorego pacjenta.
Maksymowicz nie ukrywał, że los pierwszych chorych leczonych tą metodą potoczył się różnie. – U niektórych udało się spowolnić postęp choroby, co na szczęście dotyczy większości chorych, ale niektórzy zmarli - mówił kilka lat temu w mediach.
Maksymowicz realizuje swój program m.in. z kliniką Budzik.
- Przygotowuje się do wykorzystania komórek macierzystych do wybudzania dzieci. Nie tylko my musimy się do tego dobrze przygotować, ale także rodzice, którzy wyrażą, bądź nie zgodę na wszczepienie komórek macierzystych. To delikatna sprawa, bo rodzice tych dzieci już wiele razy zawiedli się na medycynie. Oczekiwali, że dzieci się wybudzą, a przyszło rozczarowanie. Ja nie lubię i nigdy nie daję złudnych nadziei swoim pacjentom. To wielka niewiadoma, bo nie mamy doświadczenia, nie wiemy, czego się spodziewać, czego oczekiwać. Ale są szanse, więc trzeba próbować - mówił Maksymowicz w rozmowie z "Poradnikiem Zdrowie".
W swojej zawodowej karierze wykonał tysiące bardzo skomplikowanych operacji. M.in. 5 lat temu stał na czele zespołu chirurgów przeprowadzających eksperymentalny zabieg operacji wszczepienia stymulatora chorym w śpiączce. Było to wydarzenie medyczne unikatowe i nowatorskie.
- Jestem szczęśliwy, gdy zrobię operację i pacjent jest zadowolony. Im trudniejsza operacja, tym większa satysfakcja. Medycyna uczy pokory, a każdy sukces przynosi radość - mówił Maksymowicz.
Nieudany zabieg w szpitalu. Sąd uznał rację rodziny
Ale w jego pracy zdarzają się również i poważne błędy. Ten jeden z poważniejszych, zakończył się dla placówki, w której od lat pracuje Maksymowicz – Uniwersyteckim Szpitalem w Olsztynie przegranym wyrokiem sądowym.
Chodzi o wydarzenia z końca sierpnia 2015 roku. Do Uniwersyteckiego Szpitala w Olsztynie celem diagnostyki niedokrwienia mózgu trafia wówczas Maria U. Po zabiegu, który nadzorował prof. Maksymowicz, doszło do uszkodzenia prawej nerki i obfitego krwotoku. A stan pacjentki w następnych dniach się pogorszył. W konsekwencji doszło do masywnego udaru krwotocznego, a niedługo później do śmierci.
Rodzina pacjentki, nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią, złożyła do olsztyńskiego sądu pozew przeciwko Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu w Olsztynie i firmie ubezpieczeniowej, domagając się wysokiego odszkodowania. Wyrok Sądu zapadł po 4 latach procesu, dokładnie 30 grudnia 2020 r. Rodzina otrzymała blisko 100 tys. zł odszkodowania (domagała się kwoty ponad pięć razy większej).
Jak wynika z uzasadnienia wyroku, do którego dotarła Wirtualna Polska, lekarz Mariusz S., który przeprowadzał zabieg, nie miał do tego uprawnień, odpowiedniej specjalizacji oraz powinien mieć asystę lekarza specjalisty. "Niewątpliwie jest to skomplikowany zabieg (...) a przeprowadzone postępowanie dowodowe wykazało, że takiej asysty nie było. Jak wynika z zeznań świadka Wojciecha Maksymowicza zabieg był wykonywany jednoosobowo, a on jedynie nadzorował ten zabieg” – czytamy w sądowych aktach.
- Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny. W dniu 17 marca 2021 r. akta powyższej sprawy wraz z apelacjami wniesionymi przez powódkę Lidię U. oraz strony pozwane zostały przekazane Sądowi Apelacyjnemu w Białymstoku - informuje WP rzecznik olsztyńskiego sądu Olgierd Dąbrowski-Żegalski.
Wojciech Maksymowicz: Odbieram to jako atak na moją osobę
Po medialnych doniesieniach o możliwych eksperymentach na płodach, Wojciech Maksymowicz odszedł z klubu Prawa i Sprawiedliwości. Polityk stanowczo zaprzeczył, aby jego zespół prowadził eksperymenty na płodach czy zwłokach.
- Zupełnie czymś innym jest rozważenie możliwości wykorzystania komórek, które mogą żyć po śmierci płodu po naturalnym poronieniu i to jest dopuszczalne również przez Kościół Katolicki. We wszystkim trzeba się zastanowić. Również, gdy się uderza w bliźniego bez zastanowienia - stwierdził były minister zdrowia w TVN24.
- Eksperyment medyczny to działanie na żywym organizmie. Nic takiego nie prowadziłem. Prowadziliśmy tylko pewne formy badań we współpracy z włoskim instytutem. Niestety zostało to zawieszone ze względu na warunki finansowe - tłumaczył.
W czwartek, w tej sprawie oświadczenie wydał Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Olsztynie, który podkreślił, że "opisane w doniesieniach prasowych procedury pobrania tkanek od żywych płodów pochodzących z aborcji nigdy nie miały miejsca na terenie szpitala i są absolutnie niezgodne z zasadami etyki lekarskiej".
Według Maksymowicza, działania pod jego adresem są "bolesne", ponieważ całą procedurę rozpoczął od "rozważań etycznych" i "określenia tych zasad". - Nigdy tego nie naruszyłem - zastrzegł.