Bunt i żarty na procesie łódzkich gangów
Niecodziennie, bo od... buntu oskarżonych gangsterów zaczął się w poniedziałek proces dwóch gangów, dowodzonych przez 43-letniego Michała J. i 40-letniego Tomasza N., zwanego "Glutem".
17.11.2009 | aktual.: 17.11.2009 15:02
Proces miał się zacząć o godz. 9, ale konwój policyjny tradycyjnie spóźnił się, więc rozprawa rozpoczęła się z ponadgodzinnym poślizgiem. Na salę, do specjalnego pomieszczenia za szybą kuloodporną, wprowadzono oskarżonych, w tym najbardziej niebezpiecznych, ubranych w czerwone uniformy. Okazało się, że podczas konwojowania niektórzy byli agresywni, więc policjanci wystąpili do sądu o zgodę na to, aby oskarżeni zostali w sali z kajdankami na rękach i nogach. To rozsierdziło gangsterów.
- Skoro nie możecie mnie rozkuć, domagam się wyprowadzenia z sali. Nie będę siedział w kajdankach na rękach i nogach przez cały proces - oznajmił 46-letni Dariusz Ż. - "Żwawol".
Poparli go inni skuci i za szybą pancerną zrobił się tumult. Oskarżonym przyszli w sukurs ich obrońcy, dowodząc, że w tak doskonale strzeżonej i monitorowanej sali wystarczy, jeśli ich klienci będą mieli nogi skute kajdankami. Ich argumenty przekonały sędziego Dariusza Głowackiego, który nakazał rozkuć ręce oskarżonym. Ci się uspokoili i rozprawa mogła się toczyć.
Spokój nie trwał jednak długo, bo do akcji wkroczył 63-letni Edmund R. znany pod pseudonimem Popelina, legenda łódzkiego półświatka. Kilka miesięcy temu wyszedł na wolność, więc odpowiada z wolnej stopy. Do sądu przyszedł elegancko ubrany w marynarkę i o kuli. Jak wyjaśnił, cierpi na poważne schorzenie kręgosłupa.
"Popelina" zachowywał się jak uczeń na lekcji, rwący się do odpowiedzi. Co chwilę podnosił do góry palec, aż w końcu zirytowany sędzia Głowacki musiał go pouczyć: - Panie R., nie musi pan ciągle podnosić ręki. Tu nie sala w szkole. Zabierze pan głos, ale w swoim czasie. Chcę panu zaoszczędzić cierpienia.
- Cierpienia to mi już prokuratura dostarczyła - odpalił "Popelina", ale umilkł. Chwilę wcześniej domagał się od sądu, by zakazał naszemu fotoreporterowi robienia mu zdjęć.
- Jestem niepełnosprawny, bywam często w szpitalu, chodzę o kuli, moja sylwetka jest charakterystyczna, dlatego nie chcę być fotografowany - dowodził Edmund R., ale sądu nie przekonał.
Na ławie oskarżonych zasiadło 27 osób, którym prokuratura zarzuca napady, włamania, kradzieże, porwania, posiadanie broni palnej i przestępstwa narkotykowe (za udział w gangu i strzelaninę pod stadionem ChKS w 2005 roku odpowiadają w innym procesie). Wśród nich są m.in. 49-letni Grzegorz B. - "Indianin" i 40-letni Dariusz B. - "Badżi", którego okrzyk "Jestem za prokuraturą!" wzbudził powszechną wesołość na ławie oskarżonych. Okazało się, że Dariusz B. poszedł na współpracę ze śledczymi, dlatego siedział po drugiej stronie sali, blisko prokuratora. Jeden z oskarżonych, Roman H., przepadł jak kamfora i jest poszukiwany listem gończym. Prokurator zasugerował, by jego sprawę skierować do osobnego postępowania, bo inaczej proces nie ruszy. Z kontrą wystąpili obrońcy, domagając się zawieszenia procesu do czasu ujęcia Romana H., który w śledztwie pogrążył większość gangsterów.
I wtedy do akcji ponownie wkroczył "Popelina", który ku powszechnemu zaskoczeniu oznajmił, że ściganego Romana H. widuje... każdego dnia w restauracji u zbiegu ul. Rzgowskiej i Strażackiej na Chojnach. I znów dostało się prokuraturze, że toleruje taką sytuację. Na koniec sędzia Głowacki oznajmił, że w środę ogłosi decyzję odnośnie wniosku o zawieszenie procesu.