"Bul" Komorowskiego nie był najgorszym z "błenduf"
Bronisław Komorowski robiąc błędy ortograficzne w sławnym już tekście wpisanym do księgi kondolencyjnej w ambasadzie Japonii ("Jednoczymy się w imieniu całej Polski z narodem Japonii w bulu i w nadzieji na pokonanie skutków katastrofy") pokazał, że jest prezydentem większości Polaków, jeśli nie "Polakuf". Skoro osobie na tak szacownym stanowisku zdarzają się tego typu wpadki, nie ma się co dziwić, że zwykli Polacy nie wiedzą nic o ortografii - informuje "Przekrój".
O tym, jak nisko upadła wiedza Polaków o rodzimej gramatyce i ortografii najlepiej świadczą prace maturalne z języka polskiego (przede wszystkim), które z roku na rok coraz bardziej przypominają tortury psychiczne dla sprawdzających je nauczycieli. Bo trzeba mieć i nerwy i detektywistyczną żyłkę, by podczas lektury prac maturalnych wydedukować, że "fsgusze" to wzgórze, a "blogeż" - jak się niektórym maturzystom wydaje - to autor blogu.
O "Potopie" można dowiedzieć się, że był "szwecki" z powodu "gwałtuw" na polskich kobietach. Z kolei w "Lalce" Izabela, która była córką Starskiego lub Judyma, wychowana w "kuluarach arystokracji" zwykle odrzucała "zaloty swych kokieterów". "Miała wnękliwe spojrzenie" i "czasami oddawała się duchowieństwu".
Nauczyciele sprawdzający prace maturalne coraz bardziej narzekają na niską świadomość językową maturzystów, praca zawierające kolokwializmy i wulgaryzmy, błędy nie tylko ortograficzne, ale też składniowe, logiczne i stylistyczne.
Przyczyna takiego stanu rzeczy? Kiedyś nie można było zdać matury, jeśli zrobiło się więcej, niż trzy błędy ortograficzne. Teraz można ich zrobić nawet 50 na każdej stronie. Za rażącą nieznajomość zasad ortografii egzaminator może odjąć maksymalnie 3 punkty (na 50, które można dostać za pracę). Maturzystom przestało się już więc opłacać nawet zasłanianie się zaświadczeniem o dysleksji, po prostu robią błędy i już.
Mimo ulgowego traktowania błędów ortograficznych wyniki matury z języka polskiego nie są dobre - w ubiegłym roku uczniowie wypadli gorzej, niż na egzaminie z języka angielskiego, niemieckiego a nawet hiszpańskiego.
Jak się okazuje, średnio co dziesiąty student ma objawy typowe dla kogoś, kto nie umie czytać ani pisać: stawia kulfony, które nie tworzą spójnych zdań, a jedynie zbitki pozbawione wielkich liter, kropek, podmiotów, orzeczeń i sensu. Coraz częściej wykładowcy natykają się na zdania zapisane fonetycznie, z czego wypływa prosty wniosek, że język polski zaczyna być znany jedynie ze słyszenia. Jeśli student ma coś napisać (nie na komputerze), sadzi byka na byku.