Bryznęło na Wielowieyską
Był sobie prezes wielkiej państwowej spółki,
który wylądował w więzieniu. Stanął przed sądem, prokuratorowi
sprawa nie wyszła i byłego prezesa wypuścili. Ale jest podejrzany
o wiele innych przestępstw i pewnie czeka go jeszcze niejeden
proces - pisze w "Gazecie wyborczej" Helena Łuczywo.
18.03.2005 | aktual.: 18.03.2005 06:37
Były prezes - jak łatwo zgadnąć Wieczerzak - nie lubi opowiadać o szwindlach, o które jest podejrzewany - o wyprowadzaniu pieniędzy do trefnych spółek i na prywatne konto na wyspie Jersey, o szastaniu pieniędzmi państwowej firmy z korzyścią dla swoich znajomych.
Woli występować jako oskarżyciel i tropiciel układów. Im większe nazwiska rzuca, tym bardziej go słuchają. Im bardziej efektowne oskarżenia, tym bardziej z aferzysty staje się oskarżycielem. Jego oskarżenia bywają traktowane serio - a nuż coś w tym jest. Mało kto sprawdza fakty.
Były prezes zyskuje coraz większą publiczność. Atmosfera mu sprzyja. Ma teraz idealne forum - parlamentarną komisję śledczą i telewizyjną widownię. Dogadza posłom z prawa i lewa. To rzuci kamieniem w Kwaśniewskiego i Belkę, to w Biernackiego, Kaczyńskiego, Gronkiewicz-Waltz. Zawsze też się opłaci przylepić coś Michnikowi i "Gazecie Wyborczej".
W kogo by tu jeszcze? Może w znaną dziennikarkę, która pisze o spółkach, prezesach i aferach korupcyjnych? Bingo. I tak Wieczerzak trafił wczoraj w naszą koleżankę Dominikę Wielowieyską. Teraz musi się ona tłumaczyć kolegom dziennikarzom. Że ojciec nie jest z układu prezydenckiego, brat nie ma nic wspólnego z firmą byłego prezesa, a ona sama nie urządza na zlecenie akcji przeciw Wieczerzakowi - podkreśla publicystka "Gazety Wyborczej".
Do sądu nigdy jej nie podał, żadnych faktów nie miał i nie ma, ale nazwisko padło. Bryznęło, może się przylepi. (PAP)