Bremer mówi, że chciał więcej wojska w Iraku
Były cywilny administrator Iraku Paul Bremer wyjawił, że prosił prezydenta USA George'a W. Busha i ministra obrony Donalda Rumsfelda o zwiększenie liczebności wojsk USA w Iraku, ale jego apele zignorowano.
09.01.2006 11:50
Bremer, który kierował administracją okupacyjną w Iraku od maja 2003 do 28 czerwca 2004 r., powiedział w niedzielę wieczorem, że w memorandum przesłanym Rumsfeldowi pisał, iż potrzeba tam pół miliona żołnierzy, trzy razy więcej niż wysłała administracja Busha.
Nigdy nie otrzymałem od niego żadnej odpowiedzi - oświadczył Bremer w programie telewizji NBC. Nie doczekawszy się reakcji swego bezpośredniego zwierzchnika, Bremer wspomniał o sprawie Bushowi. Bush odparł, że spróbuje wystarać się o więcej wojska z innych krajów, ale zbył milczeniem kwestię zwiększenia liczebności sił amerykańskich.
Bremer sądzi, że Pentagon kreślił fałszywy obraz potencjału irackich sił bezpieczeństwa, które miałyby wyręczyć Amerykanów. Od samego początku wyrażałem niepokój z powodu [niewystarczającej] liczebności i jakości tych sił [irackich] - powiedział. Zapytany dlaczego nie ujawnił swego zaniepokojenia publicznie, Bremer odparł, że uważał za swój obowiązek "powiedzieć prywatnie prezydentowi co myśli, odpowiednimi kanałami".
Krytycy amerykańskiej interwencji w Iraku zarzucają administracji, że nie wysłała tam dość wojska, by zapobiec powojennemu chaosowi i masowym rabunkom oraz szybko przywrócić zaopatrzenie w prąd i wodę.
Eksperci wojskowi od początku ostrzegali Waszyngton, że operacja iracka, jak powiedział Kongresowi USA w lutym 2003 r. ówczesny szef sztabu sił lądowych USA gen. Eric Shinseki, wymaga "setek tysięcy" żołnierzy. Gdyby Stany miały rozmieścić w Iraku takie siły, jak NATO w Bośni, proporcjonalnie do liczby mieszkańców, trzeba byłoby wysłać tam pół miliona żołnierzy.
Takie były też założenia pierwotnego planu, opracowanego przez siły lądowe. Jednak w końcu wysłano 160 tys., przy czym - jak twierdzi Paul Packer, autor książki o inwazji USA na Irak - gdyby nie opory ze strony dowódcy wojsk interwencyjnych gen. Tommy'ego Franksa, skończyłoby się na niespełna 100 tys., bo Rumsfeld uważał, że rakiety i bomby amerykańskie zdruzgocą armię Saddama. Shinseki zapłacił za swą szczerość na forum Kongresu utratą stanowiska rok przed terminem i znalazł się na emeryturze.
Bremer, który udziela wywiadów mediom promując swą książkę o Iraku, wyjawił też, że w listopadzie 2003 r. w rozmowie z wiceprezydentem Dickiem Cheneyem wyraził niepokój, iż USA nie mają żadnej strategii wojskowej w Iraku i wszystko jest podporządkowane planowi Pentagonu, by do wiosny 2004 r. wycofać amerykańskich żołnierzy do kraju. Cheney miał odrzec na to, że i on martwi się brakiem strategii zwycięstwa.
Jednak publicznie wiceprezydent USA nigdy o tym nie wspominał. Cheney, jeden z architektów interwencji w Iraku, jest znany z optymistycznych wypowiedzi na temat perspektyw stabilizacji i poskromienia rebelii. Na razie ani Biały Dom, ani Rumsfeld i Cheney nie odnieśli się do najnowszych wypowiedzi Bremera.