Trwa ładowanie...
dde42h6
26-08-2004 06:50

Brał na wieczne nieoddanie

Doktor Krzysztof B., będąc szefem szpitala w Pokoju, wyłudzał pieniądze od podległych pracowników. Gdy sytuacja szpitala stała się dramatyczna, B. miękko wylądował na stanowisku zastępcy ordynatora w Nysie. Teraz zniknął.

dde42h6
dde42h6

Dyrektor Krzysztof B. wyłudzał pieniądze od pracowników szpitala, obiecując, że ich nie zwolni. Przechodzący korytarzem szpitala w Pokoju Adam Ż. został zaproszony przez dyrektora placówki Krzysztofa B. do jego gabinetu. Tam B. zaczął opowiadać o czekających szpital zwolnieniach. Dyrektor zapewnił Adama Ż., że go nie zwolni, bo zależy mu na jego pracy. Poprosił o pożyczenie 3 tys. zł, w zamian za obietnicę dalszego zatrudnienia. Prokuratura uznała, że było to wymuszenie łapówki.

Pokrzywdzony w tej sprawie dziś nie chce rozmawiać o wydarzeniach z początku 2003 r. - To już było, minęło. Nie chcę wracać do przykrych rzeczy. Pieniędzy już i tak nie odda - mówi doktor Adam Ż. - Dyrektor nie mówił wprost, że chce łapówki, ale stwarzał pozory mówiąc o tych zwolnieniach - opowiada jeden z pracowników szpitala w Pokoju.

Działalnością Krzysztofa B. zainteresowali się policjanci z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. Dotarły do nich sygnały o korupcji i wyłudzeniach pieniędzy od pracowników, za którymi stać miał B. Przeprowadzili śledztwo, którego efektem jest akt oskarżenia, skierowany do Sądu Rejonowego w Kluczborku. B. zarzucono popełnienie 10 przestępstw.

Gdy Krzysztof B. zasiadł na stołku dyrektora, trwała rozbudowa szpitala w Kup, prowadzona przez firmę budowlaną z Opola, należącą do Jana D. B. i D. poznali się już wcześniej przy budowie WCM. "Mając katastrofalną sytuację finansową, B. postanowił wykorzystać stanowisko do osiągnięcia korzyści finansowych" - czytamy w akcie oskarżenia. "Poprzedniego dyrektora szpitala zapytał, ile dostał od firmy, a jak usłyszał, że nic, bardzo się zdziwił".

dde42h6

W jego gabinecie co tydzień odbywały się narady dyrekcji z wykonawcami pracującymi przy rozbudowie. Po jednej z narad, będąc sam na sam z Janem D., dyrektor poprosił o pożyczenie 5 tys. zł. Nie mówił nic o zwrocie pieniędzy, ale roztaczał wizję rozbudowy szpitala i możliwości przyszłej współpracy. To uśpiło czujność przedsiębiorcy. "Pożyczał" kolejne pieniądze, aż zebrało się 50 tys. zł. Prokuratura uznała, że B. wymuszał łapówki.

Na jednej z narad dyrektor powiedział o tzw. wariancie warszawskim. - Polega on na tym, że pobiera się 10% od wartości faktury wystawianej przez wykonawców robót - wyjaśnia nam nasz informator. Jan D. przestał "pożyczać". O sytuacji opowiedział podwykonawcom. Ci na jednym ze spotkań w październiku 2002 r. usłyszeli o konieczności zapłacenia dyrektorowi 10 proc. od każdej z faktur, w zamian za przyspieszenie płatności za wykonane prace. Wyszli z gabinetu.

- Od wielu osób, pracowników szpitala i lekarzy z całego województwa pożyczał pieniądze. Mówił, że odda, ale pożyczki okazywały się bezzwrotne - opowiada nasz informator. Prokuratura uznała, że są to oszustwa.

Krzysztof B. pożyczał od 3 do 10 tys. zł. Dziesięć tysięcy dał mu w drugiej połowie 2002 r. jeden z restauratorów z powiatu namysłowskiego.

dde42h6

- To była normalna przysługa. On mi kiedyś pomógł w sprawach zdrowotnych, więc pożyczyłem. Jednak B. nie miał zamiaru oddać - opowiada restaurator, który chce pozostać anonimowy. Przez półtora roku próbował odzyskać pieniądze, bez skutku. - Zwrócił mi tylko jakieś śmieszne 500 zł. Tyle to ja wydałem na telefony i podróże do niego - wspomina.

Schemat wyłudzeń był zwykle identyczny: B. mówił, że potrzebuje na pilne wydatki, brał gotówkę i nie oddawał.

- Nie tylko ja mu pożyczyłem, ale także szereg innych osób - opowiada pracownik szpitala, który stracił 3 tys. zł. - Dopiero potem okazało się, że nie miał zamiaru oddać. Tłumaczył jeszcze, że zwróci, jak dostanie pieniądze za wykonaną ekspertyzę, ale nigdy nie zobaczyłem swoich pieniędzy - dodał.

dde42h6

- W ciągu pół roku, gdy był dyrektorem szpitala, on sam na służbowe delegacje wydał tyle pieniędzy, ile cały szpital przez poprzedni rok. Wykorzystywał każdą okazję, by się wzbogacić - opowiada nasz informator.

W grudniu 2002 r., Krzysztof B. wziął z kasy szpitala 2 tys. zł zaliczki, której nie oddał. - Dyrektor zorganizował przetarg na 60 komputerów dla szpitala w Pokoju, mimo że był on już skomputeryzowany - mówi nasz informator. - Byliśmy zaskoczeni tą informacją. Do tego czasu były tylko cztery komputery i to wystarczało.

- W całym szpitalu było wówczas zatrudnionych 68 osób, łącznie ze sprzątaczkami i kucharkami. - Zgłaszaliśmy, że są ważniejsze potrzeby niż komputery: doposażenie oddziałów, wymiana sprzętu rehabilitacyjnego, ale nic to nie dawało - stwierdza pracownik szpitala.

dde42h6

Na policji Krzysztof B. nie przyznał się do brania łapówek. Potwierdził natomiast pozostałe zarzuty. Tłumaczył, że pieniędzy potrzebował na hazard. Proces będzie się toczył przed Sądem Rejonowym w Kluczborku.

Na przełomie 2002 i 2003 r. urząd marszałkowski, któremu podlega szpital w Pokoju, odwołał dyrektora B. Później zatrudnił się w Nysie, gdzie był... zastępcą ordynatora laryngologii. Nie udało nam się z nim skontaktować. W szpitalu w Nysie, gdzie pracował do końca lipca br. (skończyła się umowa, której nie przedłużono), dowiedzieliśmy się, że jest na zwolnieniu lekarskim. - Nie widziałem go już od trzech miesięcy - powiedział nam Jerzy Dwernicki, ordynator laryngologii.

Dziś nikt z wierzycieli dokładnie nie wie, gdzie jest były dyrektor szpitala w Pokoju. - Nie mogę go znaleźć, a chętnie bym się z nim spotkał. Wiem, że jest więcej takich osób, szczególnie w szpitalu w Pokoju - powiedział nam restaurator. - Narobił masę świństw, a teraz unika ludzi - powiedział nam jeden z lekarzy.

dde42h6

Maciej T. Nowak

HAZARD NIE GWARANTUJE BEZKARNOŚCI

Andrzej Głowacz, przewodniczący wydziału karnego w Sądzie Okręgowym w Opolu:

- To bardzo rzadki problem i raczej teoretyczny. W swojej ponad 16-letniej praktyce sędziowskiej spotkałem się tylko z jednym podobnym przypadkiem. Psychiatrzy orzekli, że Waldemar B., który grał w kasynach, ma chorobę psychiczną polegającą na patologicznej skłonności do grania. Dla karalności nie ma to znaczenia. Waldemar B., który ukradł czeki, a realizując je zdobył pieniądze na grę w kasynie, został skazany. Sąd może umorzyć postępowanie, gdy osoba zostanie uznana za niepoczytalną, a nie dlatego, ze jest hazardzistą.

dde42h6

POGRĄŻYŁ SZPITAL

Ewa Rurynkiewicz, wicemarszałek województwa:

- Dyrektor B. zaciągnął zobowiązania, które pogorszyły płynność finansową tego małego szpitala. Strata na koniec 2002 r. wynosiła 300 tys. zł, a rok wcześniej było to jedynie 59 tys. zł. Nasza kontrola wykazała wypłaty pieniędzy z kasy bez uzyskania odpowiedniej zgody, a także niefrasobliwość i prowadzeniu remontu. Odnotowano uchybienia i nieprawidłowości w obrocie gotówką i korzystaniu z delegacji. W czasie, gdy doktor B. kierował szpitalem w Pokoju, zadłużenie tej placówki wzrosło do 520 tys. zł.

46-letni Krzysztof B. w latach dziewięćdziesiątych był dyrektorem Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Później awansował do Warszawy. Został dyrektorem Biura Pełnomocnika Rządu do spraw Wprowadzenia Powszechnego Ubezpieczenia Zdrowotnego, podlegającego Annie Knysok, wiceminister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka. Po rozwiązaniu biura trafił do Pokoju (to jego rodzinna miejscowość) jako dyrektor tamtejszego Szpitala Reumatologiczno-Rehabilitacyjnego. W Warszawie Krzysztof B. zasłynął z tego, że chciał kupić kasom chorych 16 luksusowych samochodów. "Rzeczpospolita" pisała, że auta miały być wyposażone w klimatyzację, cztery poduszki powietrzne, elektronicznie regulowane lusterka... Auta koniecznie miały być w kolorze wiśniowym. Minister Anna Knysok zdecydowała o wycofaniu oferty.

dde42h6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dde42h6
Więcej tematów