Brak dachu nad głową, nowotwór, choroba dziecka - fatum nad rodziną z Barwałdu
Na dom Giełdoniów spadło drzewo. Zniszczyło dach, ściany i strych. Budynek nadaje się do kapitalnego remontu, a ośmioosobowa rodzina mieszka kątem u krewnych. Utrata domu to jednak niejedyne nieszczęście, jakie ich dotknęło.
Mieszkający z żoną i sześciorgiem dzieci w Barwałdzie Średnim Andrzej Giełdoń choruje na nowotwór płuc. Jego żona musiała zrezygnować z pracy, by zająć się najmłodszym, chorym synem. - Dziecięce marzenia to: lalka, rower, piłka... Moje dzieci chciałyby nie stracić taty i mieć dach nad głową - mówi z żalem mężczyzna.
Pan Andrzej z rakiem zmaga się od kilku lat. - Choroba odebrała mi siły, odczuli to też wszyscy nasi bliscy - przyznaje. Zanim zachorował, prowadził zakład stolarski. Później stwierdzono jego całkowitą niezdolność do pracy i pobiera 440 zł renty. Po przeprowadzeniu serii badań lekarze wykryli u niego kolejne guzy. - To nie ja pokonuję nowotwór, tylko on mnie. Tłumię łzy, by moje dzieci ich nie widziały - dodaje ze smutkiem.
Pięć lat czekali na wycinkę drzewa, które - jak uważali - zagrażało ich bezpieczeństwu. Ze względu na brak pieniędzy na jego usunięcie, zwrócili się o pomoc do strażaków. - Przyjechali, popatrzyli, stwierdzili, że drzewo nam nie zagraża - mówi Andrzej Giełdoń. Jednak po jednej z nawałnic w lipcu tego roku topola zniszczyła ich dom. Efekt: zawalony dach, zrujnowany strych, naruszona konstrukcja ścian. Rodzina miała dużo szczęścia, że nie zawaliła się ściana pokoju, w którym spało czworo dzieci. Mogłoby dojść do jeszcze większej tragedii. Opinia nadzoru budowlanego była jednoznaczna: dom nie nadaje się do zamieszkania.
Giełdoniowie mieszkają w niewielkiej wsi w województwie małopolskim, niedaleko Wadowic. Żyli skromnie, lecz byli szczęśliwi. Jak sami przyznają, wiązali koniec z końcem. Radość do ich życia wprowadzały dzieci: Jasiek, Wojtek, Samanta, Andżelika i Oliwia. Gdy Zofia Giełdoń zaszła w kolejną ciążę, spędziła sześć miesięcy w szpitalu. Syn Antoś urodził się jako wcześniak z obustronnym zapaleniem płuc. Lekarze informowali rodziców o kolejnych chorobach: zespole zaburzeń oddychania, astmie, atopowym zapaleniu skóry, zakażeniu układu moczowego, alergiach pokarmowych. Pani Zofia musiała zrezygnować z pracy, by zająć się dzieckiem, ponieważ mąż nie był w pełni sił. Teraz utrzymuje rodzinę dzięki pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, pobieraniu zasiłku rodzinnego i renty męża.
Obecnie mieszkają u matki Zofii Giełdoń i w osiem osób dzielą jeden pokój. Takie rozwiązanie nie sprawdzi się jednak na długo, ponieważ dzieci muszą mieć warunki do nauki. Ta tragedia wpłynęła szczególnie na najmłodszych członków rodziny. Wszyscy znajdują się pod opieką psychologa.
Rodzina państwa Giełdoniów zwróciła się o pomoc do Wirtualnej Polski: "Zawalił nam się dom, jednak z pomocą dobrych ludzi nie zawali się nam świat". Rozbiórka domu i jego odbudowa to koszt ponad 170 tys. zł.
Jak przyznała w rozmowie z Wirtualną Polską prezes opiekującej się rodziną fundacji "Kawałek Nieba" Alicja Szydłowska, do tej pory udało się zebrać 23 630 zł. To wciąż niewielka kwota. Urząd Miasta Kalwarii Zebrzydowskiej wystosował na swojej stronie internetowej "Apel do ludzi dobrych serc", podano w nim numer konta, na który można wpłacać pieniądze dla rodziny z Barwałdu. Gmina nie dysponuje wystarczającymi środkami, by pokryć całość kosztów. Również na Facebooku utworzono grupę "Pomóżmy Zosi odbudować dom", gdzie na bieżąco zamieszczane są informacje o sytuacji rodziny.
Aby wesprzeć rodzinę Giełdoniów można również wpłacać datki na numer konta Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”: 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 z dopiskiem “320 pomoc dla rodziny Giełdoń”
* Wioletta Popowska, Wirtualna Polska*