Borowski: kiedy rząd budzi wątpliwości, ludzie mają prawo protestować
Taka jest sytuacja polityczna w Polsce, że rząd budzi bardzo poważne wątpliwości, bardzo poważną krytykę obywateli, pokazują to także sondaże – 90% Polaków chce rozwiązania Sejmu w ogóle, ponad 60% chce ustąpienia tego rządu. Jest rzeczą normalną, że w takiej sytuacji pojawiają się również koncepcje wyjścia na ulicę i zademonstrowania tego swojego poglądu - mówił w "Sygnałach Dnia" Marek Borowski, lider SdPl, kandydat na prezydenta Warszawy.
05.10.2006 | aktual.: 09.10.2006 15:33
Krzysztof Ziemiec: Czy w sobotę powinny odbyć się w Warszawie te manifestacje? Bo to już nawet nie tylko te trzy, o których mówimy, ale być może będzie tych pikiet, manifestacji trochę więcej.
Marek Borowski: Uważam, że wokół tych manifestacji jest zdecydowanie za dużo debat i dyskusji, czy się powinny odbyć czy się nie powinny odbyć. Konstytucja daje prawo demonstrowania. W Polsce, w ostatnim zwłaszcza okresie można powiedzieć, że to prawo było dość rzadko wykorzystywane. Kiedyś, wcześniej częściej. Tak się akurat złożyło i taka jest sytuacja dzisiaj polityczna w Polsce, że rząd budzi bardzo poważne wątpliwości, bardzo poważną krytykę obywateli, pokazują to także sondaże – 90% Polaków chce rozwiązania Sejmu w ogóle, ponad 60% chce ustąpienia tego rządu. Jest rzeczą normalną, że w takiej sytuacji pojawiają się również koncepcje wyjścia na ulicę i zademonstrowania tego swojego poglądu. W związku z tym taka zapowiedź padła najpierw ze strony PO, potem ze strony innych ugrupowań i te inne ugrupowania, oczywiście, zrobiły to jakby w kontrze w stosunku do tej pierwsze zapowiedzi. Ale moje stanowisko w tej sprawie jest konsekwentne – jest Konstytucja, jest prawo do demonstrowania i trzeba je
uszanować.
Ale to jest aż 20 tysięcy według niektórych szacunków. 20 tysięcy ludzi, wszyscy spotkają się prawie w jednym czasie, prawie w jednym miejscu w Warszawie. Psychologia tłumu, prawda? Może dojść do wszystkiego.
- Otóż ja bym proponował nie podgrzewać atmosfery, dlatego że ja na przykład jak słucham pana komisarza Marcinkiewicza, to słyszę jego apele, żeby może jednak zaprzestać, żeby może nie robić, bo dochodzą do niego sygnały, że są jakieś grupy, które chcą coś wykorzystać to do jakichś rozrób, burd i tak dalej.
Przyzna pan, że ma rację, że faktycznie w takich sytuacjach tak jest, że przychodzą różni ludzie, którzy przy okazji chcą się wykrzyczeć, wyszumieć.
- Taka jest natura demonstracji, że mogą się tacy pojawić, ale od tego są siły porządkowe. Jeżeli w Europie, a chcemy być stolicą europejską, są manifestacje, we Włoszech milionowe na ulicach, milionowe – podkreślam – nie żadne 10 tysięcy, 10 tysięcy we Włoszech to jest manifestacja, której nikt nie zauważa, i to samo w Paryżu.
Tylko w Rzymie mieszka 3-4 razy więcej mieszkańców niż w Warszawie. - To samo w Paryżu, to samo w Berlinie. Proszę państwa, nauczmy się także demonstrować. To zresztą pokaże, które demonstracje są naprawdę pokojowe, a które są po to, żeby robić rozróby. Ja zresztą sądzę, że żadna z tych demonstracji – ani ta zwołana przez PO, ani ta przez PiS, zdaje się, jeżeli będzie, bo nie wiem, pod Pałacem Kultury, ani ta przez Ligę Polskich Rodzin, która ma przemaszerować...
Niektóre idą, niektóre będą stały w miejscu.
- Niektóre będą wiecowały.
Tak.
- Nie sądzę, żeby którakolwiek z nich miała agresywne zamiary, jeszcze raz to podkreślam. To, że na obrzeżach mogą znaleźć się jak zwykle tacy, którzy lubią rozróby, trudno, od tego jest policja. I chcę powiedzieć, że kary muszą być wtedy przykładowe i szybkie.
A czy to nie jest tak, że pan w tej chwili jako kandydat na prezydenta Warszawy opozycyjny mówi tak: niech się wszystko odbędzie, a jeśli dojdzie do czegoś w sobotę, do czegoś złego, to pan w niedzielę już powie, że winne temu wszystkiemu są władze Warszawy, czyli Kazimierz Marcinkiewicz.
- No więc oświadczam panu, że tego nie powiem, jeżeli nie będzie jasnego dowodu, że coś zależało od pana Marcinkiewicza. Chcę zwrócić uwagę, że tutaj określoną rolę odgrywa policja, a policja nie podlega panu Marcinkiewiczowi. Powiem więcej – było tak tydzień temu czy dziesięć dni temu, że to pani Gronkiewicz-Waltz zwróciła się z apelem do pana Marcinkiewicza, żeby zakazał demonstracji Ligi Polskich Rodzin. Przypominamy sobie.
Tak.
- Otóż mój stosunek do Ligi Polskich Rodzin jest dobrze znany, nie muszę go tu rozwijać, uważam, że jest to partia, która wielce szkodzi Polsce. Ale jednocześnie jest to partia legalna, jest to partia, która ma prawo demonstrować.
Ale nikt tego nie kwestionuje.
- A nie, nie, ale ja wtedy właśnie powiedziałem publicznie, że nie zgadzam się z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz i uważam, że gdyby był prezydentem, to bym wyraził zgodę również na przemarsz Ligi Polskich Rodzin. Więc jestem w tej sprawie po prostu konsekwentny i uważam, że tu żadnych sztuczek nie powinno się robić i jednym dawać zgodę, innym nie dawać albo w ogóle nie dawać, dlatego że wtedy wkraczamy na bardzo niebezpieczną ścieżkę naruszania podstawowego prawa obywateli do wyrażania swoich poglądów również na ulicy.
Pan sam pójdzie?
M.B.: Oczywiście, ja jestem przeciwnikiem polityki rządu, uważam, że to, co rząd robi od początku właściwie jak powstał, sposób, w jaki rządzi, sposób, w jaki traktuje opozycję jest niedopuszczalny. No i teraz pytanie jest takie: czy ta demonstracja, którą zwołała Platforma Obywatelska ma być jednocześnie demonstracją popierającą Platformę Obywatelską? W takiej sytuacji, oczywiście, mnie tam być nie może, bo ja popieram centrolewicę i..
To może jeszcze czas na kolejną manifestację? Są jeszcze dwa dni.
M.B.: Nie, nie, akurat my nie przymierzaliśmy się do takiej manifestacji, nasz protest akurat wyrażamy w inny sposób. Natomiast gdyby to miało być w wyniku pewnego porozumienia ponadpartyjne zademonstrowanie sprzeciwu wobec pewnych praktyk rządu, no to wtedy niewykluczone, że na takiej manifestacji się pojawię.