Błysk i zgrzytanie zębów

W Egipcie faraonów, słynącym jako kraj doskonałych medyków, lekarze nie potrafili wygrać walki z „robakiem w zębie”. Nawet wielcy faraonowie byli szczerbaci. Przedstawiciele innych ludów wybijali sobie zęby, by się upiększyć. Teraz w zębach dłubią archeolodzy.

01.03.2006 | aktual.: 01.03.2006 06:49

Specjaliści potrafią na podstawie zębów określić wiek, dietę, a w szczególnych przypadkach także kulturową przynależność zmarłego przed wiekami człowieka. Okazało się na przykład, że układ, długość i głębokość rowków na szkliwie zależy od diety. Mięsożercy mają na nim przede wszystkim linie pionowe, wegetarianie – zarówno pionowe jak i poziome, ale o wiele krótsze i płytsze. Pierre-François Puech z Uniwersytetu w Marsylii wyniki te porównał z odciskami zębów pradziejowych mieszkańców jaskiń, dowodząc, że od kiedy ludzie zaczęli gotować pożywienie, a dieta stała się bardziej urozmaicona, na szkliwie pojawiło się więcej poziomych i krótszych kresek.

Sztuczne etruski

Na podstawie zębów można też określić pochodzenie człowieka. Ostatnio Vera Tiesler Blos z Universidad Autónoma de Yucatán, prowadząc badania szkieletów z szesnastowiecznego cmentarzyska w meksykańskim mieście Campeche, znalazła cztery czaszki z zębami zniekształconymi w sposób charakterystyczny dla plemion afrykańskich. Izotopowa analiza szkliwa wykazała, że czaszki te należały prawdopodobnie do pracujących na plantacjach niewolników pochodzących z Afryki Zachodniej.

Poważniejsze kłopoty z zębami zaczęli mieć dopiero rolnicy – ścierały się one szybko na skutek działania znajdujących się w mące drobinek kamienia. Nic dziwnego, skoro do mielenia ziaren stosowano kamienne żarna. W kraju faraonów dochodził do tego jeszcze pył i drobny piasek przywiewany z pustyni. Twarde cząstki niszczyły szkliwo i zębinę tak skutecznie, że otwierała się komora zęba, a w końcu i kanał korzenia, do którego wnikały bakterie. Bóle zębów dotyczyły nie tylko biedoty – także faraonowie i dostojnicy królewscy cierpieli na bolesne ropnie i inne choroby, o czym wspominają teksty. Potwierdziła to ostatnio Judith Miller z uniwersytetu w Manchesterze, która wykonała serię zdjęć rentgenowskich czaszki Amenhotepa III i Ramzesa Wielkiego oraz przebadała około 500 czaszek ze zbiorów Uniwersytetu Cambridge i Natural History Museum w Londynie. Okazało się, że stan uzębienia faraonów był tragiczny, a każdy posiłek musiał być dla nich gehenną. Zarówno na zębach królów, jak i zwykłych Egipcjan nie widać było
żadnej interwencji dentysty, a jedynym sposobem walki z bólem były zapewne modlitwy i zaklęcia lekarzy-kapłanów. Kilka lat wcześniej runął też mit o Egipcjanach jako wyśmienitych chirurgach szczękowych. Okazało się, że sztuczne zęby mumii egipskich (trzonowce umocowane za pomocą złotego drucika) nie noszą śladów zużycia i najprawdopodobniej wstawiono je już po śmierci.

Jako pierwsi około 700 r. p.n.e. wstawiali sztuczne zęby Etruskowie. Używali do tego specjalnych złotych pasków (szerokości 5 mm i grubości 1 mm), na których za pomocą złotej szpilki mocowano odpowiednio oszlifowane zęby zwierzęce. Ponieważ sporządzano protezy widocznych zębów przednich, pełniły one przede wszystkim funkcje estetyczne. Współczesna stomatologia uczciła ojców protetyki nazywając etruskami tymczasowe uzupełnienia, które nosi się przed wstawieniem stałej protezy. Wszystko przez słodycze

Dziś z chorym zębem idziemy do dentysty, kiedyś ból był nieodłącznym elementem życia. Wszędobylska próchnica (łac. caries – zgnilizna) jest najpowszechniejszą chorobą naszego gatunku, z którą potrafimy skutecznie walczyć. W starożytności przyczyny powstawania próchnicy nie były znane. Lekarze mezopotamscy sądzili, że za ból zębów odpowiada drążący je robak. O jego istnieniu byli przekonani także Egipcjanie, Hindusi i mieszkańcy prekolumbijskiej Ameryki. Dopiero Arystoteles stwierdził, że próchnicę powodują pozostające między zębami pestki słodkich fig, które przyspieszają procesy gnilne.

Słynący z wykwintnej kuchni Rzymianie nie przyjęli do wiadomości uwag filozofa i bez opamiętania zajadali się słodyczami. Teksty wspominają o krwawiących dziąsłach, zgorzelach i wypadających zębach. Paleopatolog Henrike Kiesewetter z Uniwersytetu w Tybindze w latach 2003–2004 przebadała ponad 50 szkieletów z rzymskiej Troi. Były to pochówki z pierwszej połowy I tysiąclecia zarówno bogaczy, jak i biedoty. Okazało się, że ludziom tym dokuczały takie same choroby zębów jak nam dzisiaj. Oprócz próchnicy na zębach mieli kamień (już wówczas nazywany calculus), który przyczyniał się do infekcji i odsłaniał szyjki, powodując bóle, a w rezultacie typowe dla paradontozy wypadanie zębów.

Kiesewetter stwierdziła, że w Troi jedna osoba miała przeciętnie cztery dziurawe zęby, choć oczywiście u starszych było ich więcej niż u dzieci. Co ciekawe, nie było pod tym względem różnicy między kobietami i mężczyznami, choć zazwyczaj kobiety miewały słabsze zęby ze względu na odwapnienie występujące w trakcie ciąży i karmienia. Biedota miała więcej dziur i częstsze zapalenia dziąseł. Najwyraźniej bogaci Rzymianie bardziej dbali o higienę jamy ustnej.

Źródła pisane wspominają, że człowiek ze zniszczonymi zębami i brzydkim zapachem z ust nie nadawał się na salony. Bogacze codziennie myli więc zęby, do czego używali szczoteczek i mieszanki sody oczyszczonej, sproszkowanych kości oraz oślego mleka. By odświeżyć oddech, ssano pastylki żywiczne. Stosowano nawet wykałaczki, a poeta Marcialis wspomina, że czyszczenie zębów odbywało się publicznie. Higiena jamy ustnej nie była wymysłem rzymskich czyściochów. Egipcjanie płukali usta natronem oraz żuli kulki z mirry i kadzidła, a niektórzy badacze utrzymują, że wykałaczek używali już neandertalczycy.

Szkorbut – zmora północy

Tymczasem ludy Skandynawii miały dodatkowy problem. Kiepskie ziemie, niedostatek słońca, a przede wszystkim brak owoców i warzyw sprawiały, że krzepcy wikingowie częściej umierali na różne choroby, niż ginęli na wojnie. Prof. Per Holck z Uniwersytetu w Oslo po przebadaniu tysięcy szkieletów Normanów stwierdził, że co prawda dzięki rybnej diecie nie brakowało im witaminy D, ale mieli ogromne niedobory witaminy C. Jak ognia bano się więc szkorbutu (od skandynawskiego słowa skyrbjugr), który objawiał się krwawieniem dziąseł, ogólnym osłabieniem i bólami stawów, a czasami kończył śmiercią. Wiele badanych kości wykazywało typowe dla szkorbutu oznaki – były ciemniejsze w okolicach stawów, a w szczękach brakowało zębów lub były obluzowane. Bóle zębów leczono natomiast mieszanką magii i medycyny, wierząc, że są one zesłane przez bogów. Ale byli i praktycy, którzy chore zęby wyrywali. Świadczą o tym czaszki z zaleczonymi dziurami po usuniętych zębach. Różnica między wyrwanym lub wybitym zębem a takim, który sam
wypadł na skutek infekcji, jest często dobrze widoczna. Jeśli korzenie sąsiednich zębów tkwią głęboko w szczęce, można założyć, że brakujący ząb został usunięty. O interwencjach starożytnych dentystów jednoznacznie świadczą znajdowane dziś przez archeologów na stanowiskach z okresu rzymskiego (np. w Pompejach czy szwajcarskiej Vindonissie) narzędzia stomatologiczne. Do ekstrakcji używano odpowiednio wyprofilowanych kleszczy. Rwano najczęściej bez znieczulenia, a pacjenta przytrzymywali pomocnicy cyrulika. Nic dziwnego, że do dentysty trafiali tylko najodważniejsi. Chociaż z drugiej strony, usunięcie jednego zęba dla zdrowia zdaje się błahostką w porównaniu z mękami, na jakie decydowali się ludzie, by poprawić urodę.

W kulturach pradziejowych i we wczesnych cywilizacjach – podobnie zresztą, jak u współczesnych ludów pierwotnych – ciało ludzkie poddawano różnym modyfikacjom. Skórę tatuowano, przekłuwano, naciągano i nacinano, by włożyć w nią najróżniejsze przedmioty. Zabiegom upiększającym poddawano również zęby. Najróżniejsze ludy ostrzyły je, piłowały, barwiły, inkrustowały, a nawet wyrywały. Robiono to, zanim ludzie zaczęli w jakikolwiek sposób je leczyć. Najstarsze dowody takich zabiegów odkryto na stanowiskach ludności kultury kapskiej, która rozwijała się od IX do V tys. p.n.e. na terenie dzisiejszej Afryki Północnej i w Palestynie. Już 7 tys. lat temu aborygeni wybijali mężczyznom jednego lub dwa siekacze w ramach obrzędów inicjacyjnych. Rytualno-estetyczne wyrwanie zębów praktykowano również w Japonii w II tys. p.n.e. Młodym mężczyznom i kobietom usuwano niektóre siekacze, pozostałe zaś dodatkowo dekorowano wycinając w nich rowki upodabniające je do trójzębów.

Caroline Arcini ze Szwedzkiej Rady ds. Dziedzictwa Narodowego przebadała ostatnio ponad 550 ludzkich szkieletów z końca I tysiąclecia. Co dziesiąty ówczesny mężczyzna miał 1–3 rowki w górnych siekaczach. Ozdoby tej nie miały kobiety – badaczka sądzi więc, że był to przywilej wojowników, którzy w ten sposób podkreślali swoją odporność na ból. To pierwszy w Europie przykład tego rodzaju zabiegów. Kto wie, może wikingowie podpatrzyli tę modę w trakcie swoich podróży do Nowego Świata? Piłowanie i inkrustacja zębów były jednak najbardziej popularne wśród ludów Ameryki Środkowej, dokąd Skandynawowie z pewnością nie dotarli.

Turkusy w zębach

W inkrustacji siekaczy najbardziej lubowali się Majowie. Vera Tiesler Blos, po przebadaniu ponad 1500 szkieletów z 94 stanowisk, stwierdziła, że zwyczaj ten był najpowszechniejszy od IV do V w., kiedy to ozdoby na zębach miało 60 proc. populacji. Stosowano różne techniki, wykorzystując najczęściej ozdoby z jadeitu, hematytu lub turkusu. Nieco inne poczucie estetyki mieli Huastekowie – mieszkańcy wschodniego wybrzeża Meksyku, którzy spiłowywali zęby i barwili je na czarno. Zwyczaj czernienia popularny był także w południowo-wschodniej Azji, gdzie zdrowe białe zęby kojarzyły się ze zwierzęcością i agresją. W Japonii czarne zęby stały się w I tysiącleciu po prostu kanonem urody. Zazwyczaj, by nadać im ciemną barwę, żuto liście pieprzu betelowego, w Kraju Kwitnącej Wiśni używano do tego także mikstury z wiórków żelaza zanurzonych w sake i herbacie. Japończycy byli zresztą przekonani, że czernienie zębów zapobiega ich chorobom.

Przyczyn majstrowania przy zębach najczęściej można się tylko domyślać. Większość tych zabiegów wiązała się z wejściem młodych w dorosłe życie, ale mogły one mieć obok funkcji czysto estetycznych również znaczenie praktyczne albo religijne. Moda sprzed tysięcy lat powraca – największą popularnością cieszą się dziś inkrustacje nazębne wykonywane bezboleśnie przez dentystów. Jedynie przedstawiciele niewielkiej grupy zwolenników body modification decydują się na bardziej radykalne zmiany, jak Erik Sprague – słynny człowiek-jaszczurka, którego zaostrzone w szpic zęby przypominają pysk rekina.

Agnieszka Krzemińska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)