"Błędy w planowaniu i wykonaniu interwencji w Iraku"
Wojna z Irakiem pokazała, że amerykańska administracja popełniła błąd, nadając prymat działaniom wojskowym i nie doceniając starań politycznych i ekonomicznych - ocenia w przeddzień czwartej rocznicy inwazji strateg, gen. prof. Stanisław Koziej.
19.03.2007 | aktual.: 19.03.2007 18:10
Sama decyzja o podjęciu międzynarodowej interwencji w Iraku była w ówczesnych warunkach zasadna, natomiast praktyka wykazała, że zakładane cele do chwili obecnej nie zostały osiągnięte - powiedział Koziej. Wskazał na dwojakie przyczyny niepowodzenia - błędy lub wady strategicznej doktryny działań prewencyjnych w wydaniu amerykańskim i praktykę realizacji tej doktryny przez dowódców w Iraku.
Według Kozieja, choć strategia działań wyprzedzających co do istoty jest zasadna, to w wydaniu amerykańskim ma kilka słabości. Pierwsza to nadmierne eksponowanie roli czynnika militarnego i niedocenienie działań cywilnych - ekonomicznych i dyplomatycznych. W pierwszej fazie przyniosło to efekt, siły zbrojne Iraku zostały rozbite, kampania militarna została rozstrzygnięta błyskawicznie - powiedział.
Jednak - zauważa b.wiceminister obrony i współautor polskiej doktryny obronnej z lat 90. - USA nie doceniły działań pokonfliktowych - starań na rzecz odbudowy po okresie działań zbrojnych. Słabością był brak odpowiednich sił stabilizacyjnych. Amerykańska armia jest dostosowana do prowadzenia walki zbrojnej, w momencie interwencji Amerykanie nie mieli sił stabilizacyjnych, zaczęli je dopiero tworzyć.
Do błędów realizacyjnych Koziej zaliczył brak wizji, kto ma odpowiadać za dalsze działania w Iraku. Spór między departamentami stanu i obrony zaczął się przenosić na działania praktyczne - fundusze pomocowe wydatkowano w sposób przypadkowy i nieprzemyślany. Błędem było zupełne rozwiązanie irackich sił bezpieczeństwa - powiedział.
Za najistotniejszy z ostatnio popełnionych błędów Koziej uznał przyjęcie tak zwanej nowej strategii prezydenta George'a Busha wobec Iraku, która, jak się okazało, ogranicza się do działań militarnych na poziomie operacyjnym.
Według niego, realne jest zagrożenie rozpadem Iraku na odrębne państwa, co może doprowadzić do poważnego konfliktu w regionie. <>Na dziś jestem raczej pesymistą co do przyszłego rozwoju sytuacji w Iraku. Mało prawdopodobne, by dotychczasowe działania pozwoliły na stabilizację. O wiele bardziej prawdopodobne, że władze centralne nie poradzą sobie z siłami odśrodkowymi i pełzająca wojna domowa może przerodzić się w wojnę domową na dużą skalę - przewiduje Koziej.
Uważa, że rozwiązanie konfliktu wymaga większego niż dotąd zaangażowania organizacji międzynarodowych. Pytanie, czy organizacje międzynarodowe, jak ONZ, UE, NATO i sąsiedzi Iraku zdecydują się interweniować i wesprzeć Amerykanów bardziej niż dotychczas, zanim dojdzie do konfliktu na większą skalę, czy dopiero wtedy, gdy "bliskowschodnia wojna domowa" na dobre się rozpocznie - zauważa Koziej. Według niego, warunkiem takiego zaangażowania jest przyznanie się USA do błędów i prośba o międzynarodowe wsparcie, a taką szansę da dopiero zmiana u władzy w USA po wyborach za dwa lata. Pytanie, czy przez te dwa lata uda się powstrzymać eskalację konfliktu - dodał Koziej.