Błędne koło odmóżdżenia
Dochodzi do mechanizm błędnego koła, który sprawia, że jakoś marnie z tej wolności korzystamy. Polega on na tym, że na skutek odmóżdżenia większości ludzi nie zauważa się już owego odmóżdżenia, więc przestaje ono komukolwiek przeszkadzać. Oto kłopot - mówi "Przeglądowi" Arkadiusz Bąk, lider punkrockowego zespołu Profanacja.
20.08.2007 | aktual.: 05.09.2007 12:10
Przemysław Szubartowicz: Profanacja, jeden z najbardziej charyzmatycznych polskich zespołów alternatywnych, obchodzi właśnie 20. urodziny. Jak się po tych dwóch dekadach czuje człowiek, który doświadczył jarocińskiego buntu, a dziś nadal podąża niezależną ścieżką i z równą werwą jak kiedyś krytykuje naszą społeczno-polityczną rzeczywistość?
Arkadiusz Bąk: Pewnie się zdziwisz, ale moje samopoczucie jako muzyka punkrockowego jest bardzo dobre, choć czasy są zupełnie nie punkrockowe, lecz komercyjne. Wprawdzie nie zarobiliśmy na Profanacji ani złotówki, a nawet wciąż musimy w tę działalność wkładać własne pieniądze, ale przecież chodzi przede wszystkim o przyjemność. Z grania, pisania tekstów, a także z tego, że jesteśmy całkowicie wolni, nie idziemy za modą i śpiewamy swoje. Nie jesteśmy zespołem, który zaprasza się do Opola albo do telewizji, bo gdyby nas nawet zaprosili, to nasze niepoprawne politycznie sądy szybko by nam zaszkodziły w ewentualnej karierze. Ale mamy swoją publiczność. Miło patrzeć z perspektywy sceny na kolejne pokolenia młodych ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty.
Profanacja zawsze była zespołem krytycznym, profanowała nie tylko środowiskowe świętości, ale także narodowe mity, społeczne przesądy i wszelką głupotę. „Niezależność, bunt, anarchia, cały ten szajs / Poczekalnia między szkołą a fabryką / Młotki zmienią wam myślenie, a pieniądze świata smak / Samochodu, nie wolności, będziesz chciał”, śpiewałeś przed laty. No i sprawdziło się, zbuntowana niegdyś generacja stała się swoją własną karykaturą...
– Na ostatniej płycie „Znak” śpiewam: „No i co ja widzę, gdy otwieram świat, jaki się maluje obraz? / I co głoszą buntownicy z dawnych lat – konsumpcyjne dobra-dobra!”. Ta dewaluacja buntu dotyczy każdego środowiska, nie tylko sceny niezależnej. Wszystkie ruchy, które przyciągają młodzież, temu ulegają: bunt, sprzedawany jako remedium na zastany świat, zwykle jest formą krótkotrwałej zabawy, a generacja Jarocina jest tylko jednym z dobrych tego przykładów. Na szczęście jednak jakiś odprysk zawsze zostaje przy sprzeciwie i nie ulega presji czasu. Ja np. nie chcę mieć samochodu. Oczywiście w samochodzie jako takim nie ma nic złego, chyba że jest zepsuty, ale chodzi o to, by dobra materialne nie stały się czymś najważniejszym. Są inne wartości, dla których warto żyć. Być, nie mieć.
No ale to właśnie dziś młodzi ludzie biorą udział w wyścigu szczurów. Mało obchodzą ich ideały.
– Niestety. A jeśli nawet ktoś kreuje się dziś na buntownika, szybko mu to wysycha, często bowiem nawet nie wie, przeciwko czemu się buntuje, powtarzając kilka zasłyszanych sloganów. Gdy na horyzoncie pojawia się najnowszy model telefonu komórkowego, dzisiejszy 20-latek szybko zapomina o tych sloganach. Myślę, że to jeden z poważniejszych problemów tych czasów, w efekcie którego np. w polityce obserwujemy całkowitą degrengoladę, co już młodych ludzi prawie wcale nie obchodzi. Wolą wyjechać do Irlandii albo kupić nową płytę Dody. Na wybory niechętnie chodzą, a przecież widać, że tu potrzebne są znaczące zmiany.
Których nie będzie...
– Nie będzie, ponieważ dziś dominuje opinia, że nie ma się przeciwko czemu buntować, bo jest świetnie i kolorowo, można sobie wyskoczyć do supermarketu albo oglądać sto kanałów w telewizorze. Kto by tam się przejmował wszechobecną głupotą! Co ciekawe, także w środowisku muzycznym nie ma chęci sprzeciwu. Zespoły rockowe, także te z tzw. świecznika, śpiewają o dupie Maryni, hiphopowcy odeszli od krytycznych tekstów społecznych w stronę opowiadania o imprezach i zaliczanych panienkach, a inni, cóż, tańczą z gwiazdami. Dziś nie ma trendu na zaangażowane teksty, jest zabawa i wygłup. Dlatego z umiarkowanym optymizmem patrzę na przynajmniej pewną część „sceny punk” czy chociażby na takie imprezy jak Przystanek Woodstock, bo jeżeli szukać gdzieś jakiegokolwiek muzycznego krytycyzmu, to chyba właśnie tam. Cena wolności
O czym świadczy, twoim zdaniem, ten brak zaangażowania w sprawy społeczne? Może naprawdę jest już dobrze?
– Bunt w latach 80. skierowany był przeciwko ówczesnej szarości. Jakoś tak się stało, że dziś nie mówi się, iż dotyczył on tęsknoty za rzeczywistością amerykańskich filmów. Kiedy już ta rzeczywistość nadeszła, zapanowało przekonanie, że jest dobrze. Ale jeśli to „dobrze” to są piękne limuzyny, modne ubrania, dyskoteka i nic poza tym, to ja dziękuję za takie „dobrze”. To nie jest dobrze.
I co z tym robić?
– My mamy Profanację, w miarę naszych skromnych możliwości staramy się promować intelektualne kontrpropozycje wobec takiego świata. W swoich tekstach staram się prowokować i ośmieszać typowe dla dzisiejszych czasów zachowania. Atakuję bezmyślność, konsumpcjonizm, branie najprostszych rozwiązań za dobrą monetę, stadne podążanie w jednym kierunku, głupią akceptację świata, ignorowanie problemów, ślepe zawierzenie popkulturze i brak wstydu...
Dobra tradycja. Allen Ginsberg też kiedyś krzyczał: „Ptasi móżdżek rządzi światem!”.
– Racja! Chociaż tak naprawdę światem rządzą raczej ci, którzy robią wszystko, by większość ludzi miała ptasie móżdżki, a najlepiej, żeby kupiła je sobie na kredyt. To, co dziś dzieje się w Polsce, jest tego efektem. Mam na myśli nie tylko sięganie dna przez obecnie rządzących, ale przede wszystkim obserwowany od jakiegoś czasu niebezpiecznie trwały kurs na prawo, połączony z powszechną klerykalizacją życia publicznego. W Polsce lansuje się wsteczne ideały, które w cywilizowanych krajach już dawno odeszły w niepamięć.
Może taka jest cena wolności?
– Być może. Tylko że dochodzi do tego mechanizm błędnego koła, który sprawia, że jakoś marnie z tej wolności korzystamy. Polega on na tym, że na skutek odmóżdżenia większości ludzi nie zauważa się już owego odmóżdżenia, więc przestaje ono komukolwiek przeszkadzać. Oto kłopot.
Według niedawnego sondażu, połowa Polaków nie interesuje się życiem kulturalnym. Żadnym. To o czymś świadczy...
– O tym, że promuje się rzeczy łatwe i przyjemne. Wiadomo, że większość ludzi z własnej woli nie sięgnie po coś trudniejszego, jeśli na wyciągnięcie ręki ma coś łatwiejszego. Dobrze to widać na przykładzie Wodzisławia Śląskiego, miasta, w którym mieszkam. Wyobraź sobie, że nie ma u nas księgarni z prawdziwego zdarzenia, nie ma sklepu, gdzie można kupić dobrą muzykę, ba, nie ma nawet kina! Od czasu do czasu w miejskim ośrodku kultury jest puszczany film... Widocznie ludzie tego nie potrzebują. Gdyby ktoś otworzył tu ambitniejszą księgarnię, zbankrutowałaby w kilka dni. Takiej Polski nikt z perspektywy stolicy czy innych większych metropolii nie dostrzega. A ona istnieje. Dlatego nie odmawiam sobie przyjemności śpiewania o takich sprawach, żeby tych, którym wydaje się, że to jest OK, pozbawić dobrego samopoczucia i spytać, czy naprawdę o to im chodziło.
Kiedyś potrzeba kultury była większa.
– Jasne. Sam pamiętam, że w czasach odsądzanych dziś od czci i wiary na jednym programie leciała relacja z jakiegoś plenum KC PZPR, a na drugim film Bergmana. No i wszyscy oglądali film Bergmana. Potem rozmawiało się o tym w szkole. Wprawdzie większość mówiła, że to jakiś głupi i nudny film, ale oglądali i dyskutowali. Cóż, większego wyboru nie było. Kto wie, gdybym teraz był nastolatkiem i na którymś kanale leciałby film Bergmana, Herzoga czy Allena, może przełączyłbym sobie na „Taniec z gwiazdami”, bo to jest weselsze i nie wymaga myślenia. Co nie znaczy, że możliwość dużego wyboru jest czymś złym. Po prostu także ma skutki uboczne. „Widzisz, mózg, odpieprz się, my cię nie potrzebujemy / Mamy auta, mamy rząd, śpimy, jemy, pracujemy / A za takie coś jak ty łatwo można dostać w skórę / My żyjemy tu szczęśliwie, nikt cię tu nie potrzebuje...” – kolejny twój proroczy tekst sprzed lat.
– Wychodzę na jakiegoś proroka (śmiech). Ponurego proroka. Ale tak rzeczywiście jest: tak się kształtuje ludzi, by byli świetnymi klientami. Świetnymi, bo bezmyślnymi...
Do tego dochodzi także silna potrzeba ideologizacji wszystkiego, czego dobrym przykładem była działalność byłego już ministra edukacji Romana Giertycha.
– Cóż, do władzy doszli ludzie, którzy mają obsesję wprowadzania swoich wartości, sądząc, że muszą one obowiązywać wszystkich tylko dlatego, że oni w nie wierzą. I ludzie to kupują, dają sobie prać mózgi, bo jednocześnie nie zabiera się im tych wszystkich wolnorynkowych błyskotek. Na tym polega populizm – zrobić konferencję prasową, powiedzieć to i tamto, uśmiechnąć się, a między wierszami chlapać o kreacjonizmie, „porażających” dowodach, walce z „układem” i innych takich bredniach. To niczego nie zmieni systemowo, ale dobrze się sprzedaje medialnie. No i ludzie sobie myślą: o, nareszcie jest ktoś, kto się za coś zabrał. Tymczasem PiS się za nic nie zabrało, choć ostatnio sami łapią się za łby. Świadomość polityczna i wyborcza Polaków sprowadza się do tego, żeby co kilka lat głosować przeciwko tym, którzy obiecywali, a nie zrobili. Raz więc mamy lewicę, raz prawicę, no a teraz pewnie będziemy mieć prawicowych liberałów, żeby za kilka lat znów rządziła lewica etc. Nie zmienia się przy tym specjalnie sytuacja
zwykłych ludzi, za to zostają nam prawicowe perełki w rodzaju antyaborcyjnego prawa, szkolnych mundurków itd., które nie tak łatwo później zmieniać...
Na początku mówiłeś, że masz świetne samopoczucie, ale słyszę, że przemawia przez ciebie zgorzknienie.
– Ależ skąd! To polska polityka jest zgorzkniała, a nie ja. Ja sobie śpiewam...
Ale na stronie Profanacji piszesz także rodzaj internetowego pamiętnika, w którym w felietonowym stylu rozprawiasz się z bieżącymi wydarzeniami politycznymi.
– Jednak to nadal nie znaczy, że jestem zgorzkniały, lecz że ten stan dotyczy rzeczywistości. Dlatego Profanacja nie stara się grać miłych, przebojowych, łatwo wpadających w ucho piosenek ani też moje zapiski nie są miłe. Staram się nazywać po imieniu to, co mi przeszkadza, dotykam tych spraw, które nieśmiało chciałbym zmienić czy przynajmniej podać w wątpliwość lub ośmieszyć. Na tym właśnie polega profanacja, przynajmniej według jednej z definicji.
No to może jakaś nadzieja w tych, których przekonasz? W młodej publiczności Profanacji?
– Bez wątpienia są to pozytywni ludzie. Wprawdzie kontakt z nimi mamy dość ograniczony, bo zwykle po koncercie trzeba wracać do czekającej żony albo innych codziennych spraw, ale cieszę się, że w tym pokoleniu trafiają się ludzie krytyczni. To właśnie oni rokują nadzieję, że jak już skończą szkołę, studia i założą jakąś firmę, to przy okazji nie zrezygnują z myślenia i nie zmienią się tak łatwo. To jest pocieszające, choć w codziennym życiu to pocieszenie może nie jest aż tak widoczne.
Nonkonformizm też jest niewidoczny.
– I sporo kosztuje. My już pogodziliśmy się z tym, że naszą pasję, muzykę i słowa, uprawiamy w zasadzie „dobroczynnie”, ale z ogromną przyjemnością. To wielka frajda. Dla Sławka Steca, gitarzysty i autora muzyki, że może tak ułożyć dźwięki, jak nikt tego wcześniej nie zrobił, dla mnie, że mogę zaśpiewać o tym, o czym chcę. Współpracujemy z niezależnym, acz prężnym wydawnictwem muzycznym Pasażer, właśnie przygotowujemy nową płytę... Znów krytyczną... No i ciągle mam nadzieję, że przestaniemy iść w kierunku średniowiecza, homofobii, nietolerancji, głupoty i że uda się tę rzeczywistość choć trochę ucywilizować.
A nie myślałeś nigdy o emigracji?
– Myślałem. Chciałbym wyjechać do Czech i na starość umrzeć Czechem. Właśnie niedawno byłem ze swoją dziewczyną w Czechach na wakacjach i tam naprawdę zupełnie inaczej się żyje. W niedzielę można pospać trochę dłużej, bo nikogo nie budzą dzwony...
Arkadiusz Bąk – lider, autor tekstów, a ostatnio także basista punkrockowej grupy Profanacja. Nazywany bardem dzisiejszego pokolenia 30-latków, którzy pamiętają czasy Jarocina. Poeta rocka – jego teksty, krytyczne, głębokie, pisane z literacką werwą, przez wielu porównywane są do twórczości Lecha Janerki. Profanacja, w skład której wchodzą także Sławomir Stec (gitara) i Kazik „Bonzo” Dudek (perkusja), powstała w sierpniu 1987 r. w Wodzisławiu Śląskim. Na swoim koncie muzycy mają pięć płyt – „Na 10 lat” (1990), „Zdarza się” (1991), „Pierwsze i ostatnie” (1992), a także nagrane po reaktywacji grupy w 2002 r. „Światowątpliwości” (2003) i „Znak” (2005). Obecnie szykują nowy album.