Blair będzie adorował Kerry'ego?
Jeśli wyniki listopadowych wyborów prezydenckich są trudne do przewidzenia w Stanach Zjednoczonych, to w Wielkiej Brytanii równie trudno jest wysondować, kogo naprawdę Tony Blair chciałby widzieć w Białym Domu.
27.10.2004 | aktual.: 27.10.2004 18:03
Choć najbliższy sojusznik Waszyngtonu publicznie konsekwentnie milczy na temat amerykańskich wyborów, wielu zakłada, wnosząc ze ścisłego związku obu polityków na tle Iraku, że sprzyja on swemu politycznemu koledze George'owi W.Bushowi.
Z drugiej strony jednak zwycięstwo Johna Kerry'ego mogłoby uwolnić brytyjskiego premiera od powiązań, które w kraju są traktowane jako wyborcze obciążenie, i to akurat na czas, by mógł zdążyć z własną reelekcją w przyszłym roku.
W rzeczy samej, funkcjonariusze Partii Pracy Blaira, choć nie wskakują do wyborczego pociągu Kerry'ego, jak to robili ich poprzednicy podczas dwóch kampanii prezydenckich Billa Clintona, dyskretnie pozostawiają otwartymi niektóre furtki do Demokratów.
Obie partie mają przecież wspólne centrolewicowe korzenie i do zamachów 11 września 2001 roku pozostawały naturalnymi sojusznikami. Dopiero przymierze Busha z Blairem zachwiało tradycyjnymi afiliacjami.
Tak czy inaczej, rezultaty wyborów 2 listopada za oceanem wpłyną na kampanię przed wyborami parlamentarnymi w W.Brytanii, spodziewanymi w maju przyszłego roku. Zmienią się polityczne parametry brytyjskich wyborów - uważa labourzystowski deputowany John Mann, który zgłosił kilka rezolucji parlamentarnych z poparciem dla Kerry'ego.
Świadom błędów swoich poprzedników (były konserwatywny premier John Major wpędził się w kłopotliwą sytuację, popierając w 1992 roku George'a Busha seniora przeciwko Clintonowi), Blair w najmniejszym stopniu nie ujawnia swych preferencji. Mam dość problemów z własną polityką, by martwić się o innych - brzmi jego typowa odpowiedź.
W rzeczywistości, w obliczu sondaży wskazujących na wyrównane szanse Busha i Kerry'ego, ekipa Blaira gorączkowo przygotowuje się do wyborczych rezultatów.
Wygrana Busha zapewni kontynuację silnych osobistych stosunków obu polityków, utrzyma wpływy Blaira w Waszyngtonie, oszczędzi też premierowi sytuacji, którą jego własny elektora może uznać za policzek z powodu Iraku.
"Robocze założenie Blaira było zawsze takie, że "Dubya" [Bush] przejdzie do drugiej kadencji. Jestem mocno przekonany, że gdyby Tony Blair musiał głosować, oddałby głos na Busha" - napisał komentator brytyjskiej gazety "Observer" Andrew Rawnsley.
"Tony Blair czuje - dodał - że jego reputacja i los są ściśle związane z losem George'a W.Busha. Jego odejście z Białego Domu zostałoby powszechnie odczytane jako wotum nieufności z powodu wojny".
Analitycy są jednak zdania, że choć większość Brytyjczyków - i członków Partii Pracy - nie przepada za obecnym prezydentem USA, wszelkie krótkofalowe wstrząsy spowodowane klęską Busha mogłyby w końcu obrócić się na korzyść.
Ze względu na tradycyjną bliskość amerykańskich Demokratów i Partii Pracy, tradycyjne "specjalne stosunki" między Londynem i Waszyngtonem oraz rangę Wielkiej Brytanii, która w przyszłym roku obejmie przewodnictwo zarówno w grupie najbogatszych państw G-8, jak i w Unii Europejskiej, Kerry nie będzie mógł sobie pozwolić na lekceważenie Blaira z powodu jego przyjaźni z Bushem. Sam Blair zaś za jednym pociągnięciem uwolni się od kłopotu, który, zdaniem wielu, odbiera mu najwięcej popularności u wyborców.
Ludzie jednomyślnie chcą pozbyć się Busha. Ponad 99% członków Partii Pracy w całym kraju chce zwycięstwa Kerry'ego - mówi labourzystowski deputowany Mann, który popierał wojnę w Iraku, ale dzisiaj uważa, że Kerry skuteczniej niż Bush przedstawi strategię szybszego wyjścia z tego kraju.
Wygrana Kerry'ego byłaby dobrą wiadomością dla W.Brytanii. Ułatwiłaby ona późniejsze zwycięstwo Partii Pracy, zmieniając kryteria debaty nad naszą obecnością w Iraku i świecie - dodaje.
Zwycięstwo Kerry'ego może początkowo postawić rząd Blaira przed trudną do strawienia krytyką amerykańsko-brytyjskiej polityki w Iraku - uważają analitycy. Ale za prezydentury Demokratów Londyn i Waszyngton prawdopodobnie szybko znajdą wspólny mianownik w innych kwestiach globalnych, jak ochrona środowiska, Afryka i Bliski Wschód - dodają.