Bitwa pod Verdun - "maszynka do mięsa", w której bezsensownie ginęły tysiące Francuzów i Niemców
Pod Verdun Niemcy chcieli wykrwawić Francję i tym samym zmusić ją do kapitulacji. Ale szybko okazało się, że bitwa jest "maszynką do mięsa" także dla Niemców - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr hab. Piotr Szlanta z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. W tym roku mija 100 lat od jednej z najbardziej morderczych i bezsensownych bitew w dziejach ludzkości.
Tomasz Bednarzak: Jak wyglądała sytuacja strategiczna państw centralnych na początku 1916 roku? Czy Niemcy mieli powody, by wierzyć, że mogą jeszcze odnieść decydujące zwycięstwo w tej wojnie?
Dr hab. Piotr Szlanta: - Przed wybuchem I wojny światowej niemieccy planiści zakładali, że konflikt potrwa najwyżej kilka miesięcy. Zgodnie z tzw. planem Schlieffena Paryż miał paść w przeciągu sześciu tygodni. Natomiast konflikt po paru miesiącach przerodził się z wojny manewrowej w wojnę okopową. Milionowe armie ugrzęzły w usytuowanych naprzeciwko siebie liniach fortyfikacji polowych i trudno było dokonać zdecydowanego przełamania. Jednak na przełomie lat 1915 i 1916 Niemcy mogli raczej optymistycznie spoglądać w przyszłość, bo rok 1915 kończył się dla nich pozytywnym bilansem. W wyniku bitwy pod Gorlicami doszło do przełamania frontu rosyjskiego i wyzwolona została prawie cała Galicja, z Przemyślem i Lwowem. Zabezpieczyło to Węgry przed rosyjską inwazją, która zapewne wyłączyłaby Austro-Węgry z wojny. Co więcej, siły państw centralnych zajęły całe Królestwo Polskie, część zachodniej Ukrainy i Białorusi, prawie całą Litwę oraz część Łotwy, zatrzymując się u bram Rygi.
Co prawda w 1915 r. do państw ententy przyłączyły się Włochy, ale nie odnosiły one jakichś spektakularnych sukcesów militarnych, żeby nie powiedzieć, że żadnych sukcesów. Włoskie wojska zostały skutecznie powstrzymane przez oddziały monarchii habsburskiej wspierane przez siły niemieckie. W tym samym roku Wielka Brytania i Francja poniosły porażkę w operacji dardanelskiej - nie udało się opanować Istambułu, stolicy Imperium Osmańskiego, i przebić drogi do Rosji. Z kolei jesienią siły państw centralnych opanowały Serbię, a po ich stronie opowiedziała się Bułgaria, mająca z Serbami szereg historycznych rachunków do wyrównania.
Tymczasem na Zachodzie bez zmian?
- Mówiąc, że niewiele się tam działo, byłoby obrazą pamięci setek tysięcy żołnierzy, którzy wówczas polegli. Ale prawda jest taka, że ofensywy Francji i Wielkiej Brytanii, poza gigantycznymi stratami, nie przyniosły zmiany położenia frontu. Wojska niemieckie wciąż okupowały znaczne obszary północno-wschodniej Francji i bez mała całą Belgię. Biorąc wszystko powyższe pod uwagę, sytuacja państw centralnych na przełomie 1915 i 1916 roku nie wydawała się być zła. Mieli oni wszelkie podstawy ku temu, by z nadzieją patrzeć w przyszłość.
Dlaczego to właśnie Verdun pod koniec lutego 1916 roku stało się celem wielkiej niemieckiej ofensywy?
- Sytuacja na frontach rysowała się dla państw centralnych nieźle, ale nie należy zapominać o tym, że Niemcy, jako państwo, które przed wojną było silnie uzależnione od handlu zagranicznego, w wyniku brytyjskiej blokady morskiej utraciło możliwość eksportowania swoich towarów oraz sprowadzania potrzebnych surowców i żywności. W związku z tym wprowadzono reglamentację szeregu artykułów żywnościowych, brakowało również opału, a społeczeństwo było wojną coraz bardziej zmęczone. Posłowie partii SPD (niemieccy socjaldemokraci - przyp. red.), którzy w sierpniu 1914 roku gremialnie poparli kredyty wojenne, powoli zaczęli się z tego wycofywać. Pod koniec 1915 roku na 110 posłów SPD, 20 głosowało przeciwko, a 22 wstrzymało się od głosu, co było wyraźnym sygnałem pogarszania się nastrojów społecznych. Podobnie było w Austro-Węgrzech, zatem czas naglił i wszyscy zdawali sobie sprawę, że tę wojnę trzeba zakończyć jak najszybciej.
Dlaczego akurat Verdun i ofensywa na froncie zachodnim? To wynikało z koncepcji gen. Ericha von Falkenhayna, szefa niemieckiego Sztabu Generalnego. On wbrew Paulowi von Hindenburgowi, który był z kolei dowódcą sił niemieckich na froncie wschodnim, sprzeciwiał się podejmowaniu zakrojonych na szeroką skalę działań ofensywnych przeciwko Rosji. Falkenhayn dobrze pamiętał o klęsce Napoleona, uważał, że Rosja jest zbyt wielka, a siły niemieckie i austro-węgierskie zbyt szczupłe. Natomiast głównego wroga Niemiec w tej wojnie widział w Wielkiej Brytanii.
Dlaczego?
- Zdaniem Falkenhayna to Wielka Brytania doprowadziła do wybuchu konfliktu, bo prowadziła politykę okrążania Niemiec. Miała tę wojnę także finansować - sama brytyjska armia była w tamtym czasie stosunkowo nieliczna, dopiero na przełomie 1915 i 1916 roku Londyn wprowadził pobór powszechny. Brytyjczycy walczyli głównie francuskimi i rosyjskimi żołnierzami, przygotowując tzw. New Army, która na dobre miała wejść do walki dopiero pod koniec 1916 roku. Natomiast do tej pory byli głównym bankierem tej wojny. Szef niemieckiego Sztabu Generalnego uważał, że aby zakończyć przedłużający się konflikt, trzeba wyeliminować główny miecz Wielkiej Brytanii, czyli Francję, która była już wykrwawiona.
Stąd ofensywa pod Verdun?
- Falkenhayn opracował plan strategiczny zakładający zajęcie stosunkowo niewielkim kosztem punktu o prestiżowym znaczeniu dla Francji, który za wszelką cenę będzie chciała odbić, licząc się z gigantycznymi stratami. W czasie I wojny światowej bardzo szybko okazało się, że obrona ma przewagę nad atakującymi, że karabiny maszynowe, działa szybkostrzelne, ciężka artyleria, miotacze płomieni masakrują nacierających i frontalne ataki niewiele dawały. W związku z tym Niemcy mieli szybkim i zdecydowanym atakiem zająć ważny dla Francuzów obiekt, a potem czekać na kontrataki, w czasie których falami anihilowaliby siłę żywą przeciwnika. W ten sposób Francja, pod koniec 1915 roku już i tak poważnie osłabiona, miała zostać wykrwawiona i zmuszona do podpisania separatystycznego pokoju. Wtedy Wielkiej Brytanii nie pozostałoby nic innego, jak wycofanie się z wojny.
Dlaczego Verdun miało tak wielkie znaczenie dla Francuzów?
- Przede wszystkim Verdun to miejsce narodziny Francji, bo w 843 roku podpisano tu traktat, który podzielił państwo Franków na trzy części, dając początek również państwu narodowemu Niemiec. Po drugie, była to twierdza zbudowana przez słynnego inżyniera wojskowego z czasów Ludwika XIV, marszałka Francji Sebastiena Le Prestre Vaubana, która leżała na drodze do Paryża. W 1792 roku, w czasie wojny z I koalicją antyfrancuską, tę twierdzę zdobyli Prusacy. Verdun skapitulowało także w 1870 roku w czasie wojny francusko-niemieckiej. Niemcy wycofali się z niej dopiero trzy lata później, gdy Francja spłaciła ostatnią ratę kontrybucji, nałożonej na nią w wyniku tejże wojny. Zatem z tych względów to było rzeczywiście miejsce symboliczne dla Francuzów. Niemcy nie pomylili się w swych rachubach, bo ówczesny francuski premier Aristide Briand wielokrotnie groził oficerom konsekwencjami, gdyby ci oddali Verdun. Upadek Verdun stanowiłby potężny cios dla prestiżu państwa i morale wojsk.
Ponadto na przełomie lat 1915 i 1916 wydawało się, że twierdza ta jest nieprzygotowana do obrony. Mianowicie Francuzi - pomni doświadczeń z okresu pierwszych miesięcy wojny, gdy twierdze takie jak Liege, Antwerpia, Namur padały w ciągu kilku dni - stwierdzili, że nie ma sensu utrzymywać ruchomej ciężkiej artylerii w Verdun, przesuwając ją na inne odcinki frontu. Zresztą linia frontu w tym miejscu była wybrzuszona, co miało ułatwić natarcie niemieckim wojskom.
Czy Francuzi spodziewali się niemieckiego ataku pod Verdun i byli odpowiednio przygotowani na jego odparcie?
- Zaczęli się spodziewać po tym, jak pod Verdun od końca 1915 roku zaczęły pojawiać się nowe jednostki niemieckie i w nocy słychać było szum pociągów. Ta bitwa miała być bitwą materiałową, bitwą na wyniszczenie przeciwnika. I wyborowi Verdun przez Niemców sprzyjała jeszcze jedna okoliczność - otóż dysponowali w tamtym rejonie 14 liniami kolejowymi, które były w stanie dowozić zaopatrzenie. Już podczas ofensywy w rejon bitwy przybywało dziennie ponad 30 pociągów z amunicją artyleryjską. Tymczasem Francuzi mieli dwie linie, z czego jedna była przecięta przez pozycje niemieckie, a druga biegła bardzo blisko frontu, więc była narażona na ostrzał. Obrońcom pozostawała tylko jedna droga, którą potem ochrzczono mianem La Voie Sacrée - "święta droga".
"Święta droga" do Verdun (fot. AFP)
To prawda, że Niemcy celowo jej nie bombardowali, by do Verdun trafiło jak najwięcej francuskich żołnierzy, którzy mieli tam zginąć?
- Nie spotkałem się z takim poglądem. Droga była oddalona nieco od pierwszej linii frontu, oczywiście w powietrzu latały samoloty i francuskie, i niemieckie, ale tak naprawdę tej trasy nie można było skutecznie ostrzeliwać. Rzeczywiście była to "święta" droga w tym sensie, że była to jedyna arteria zaopatrująca Verdun. O natężeniu ruchu świadczy fakt, że odbywał się on 24 godziny na dobę, środki transportu poruszały się jednostajnym tempem, nie można było ani wyprzedzać, ani się zatrzymywać. Jeżeli jakiś samochód ulegał awarii, co się zdarzało, to go po prostu spychano z jezdni. Tygodniowo przetransportowywano tędy 90 tys. ludzi i 50 tys. ton zaopatrzenia. Podczas trwającej 11 miesięcy bitwy przejechało nią 3400 ciężarówek.
Wracając do mojego pytania, czy Francuzi byli odpowiednio przygotowani na odparcie niemieckiego natarcia?
- Francuzi zaczęli się domyślać wrogich planów kilka tygodni przed rozpoczęciem bitwy i ściągali tam rezerwy, natomiast jak się okazało, były one niewystarczające. O skali uderzenia mieli się dopiero przekonać w momencie ataku, który nastąpił 21 lutego 1916 roku. Niemiecki sztab nadał ofensywie kryptonim Unternehmen Gericht, czyli "Operacja Sąd". Pierwotnie ofensywa miała ruszyć 12 lutego, lecz ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe - obfite opady śniegu i deszczu - jej termin przesunięto o ponad tydzień.
Dlaczego Niemcom nie udało się w pełni wykorzystać początkowej przewagi?
- Wojskami niemiecki dowodził Kronprinz, czyli książę Wilhelm, syn cesarza Wilhelma II i następca tronu. On od samego początku proponował uderzenie po obu stronach rzeki Mozy, natomiast jego przełożony gen. Falkenhayn stwierdził, że trzeba się skoncentrować na jej prawym brzegu i uderzać jedynie w pasie 14 km. Szef sztabu chciał tym zaoszczędzić strat własnych oraz utrzymać strategiczne rezerwy własne na wypadek uaktywnienia się wojsk brytyjskich. Dopiero 6 marca uderzono na lewym brzegi Mozy, tracąc efekt zaskoczenia. Poza tym okazało się, jak to bywało w czasie I wojny światowej, że uderzenia nie zapewniają takiej skuteczności, jakiej oczekiwaliby sztabowcy. Francuscy żołnierze postawili bardzo zażarty opór, bronili każdej piędzi ziemi. Niemcom udało się podejść pod Verdun, zajmując 25 lutego ważny fort Douaumount, ale twierdzy nie zdobyli. Straty francuskie nie były tak duże, jak zakładał niemiecki sztab - na każdych dwóch poległych niemieckich żołnierzy ginąć miało pięciu Francuzów, w rzeczywistości
stosunek ten był mniej więcej jak jeden do jednego. Verdun było więc "maszynką do mięsa" także dla Niemców. Do lipca 1916 roku po obu stronach zginęło 250 tys. żołnierzy.
W pierwszej fazie bitwy dowództwo nad francuską obroną dzierżył niedoceniany wtedy gen. Philippe Pétain, Polakom znany bardziej przez pryzmat II wojny światowej i kolaboracji z III Rzeszą. Jaką kartę zapisał w tej batalii?
- Pétain uchodzi za człowieka, który obronił Verdun i powstrzymał niemiecką ofensywę. Bitwa przerodziła się w masakrę, ale Pétain w miarę możliwości dbał o swoich żołnierzy, starał się nie szafować ich życiem, stosował stałą rotację oddziałów. Nie wierzył w sukces szaleńczych ataków, które do tej pory były elementem taktyki wojsk francuskich. Później Pétain został zastąpiony przez gen. Roberta Nivelle'a, który okrył się ponurą sławą rok później. W 1917 r. rozpoczął w Szampanii ofensywę, która w ciągu siedmiu tygodni kosztowała życie 250 tys. francuskich żołnierzy. Te bezsensowne ofiary doprowadziły do masowych buntów. Gdyby Niemcy wiedzieli, że 45 dywizji francuskich odmówiła wówczas posłuszeństwa i zaatakowali, mogliby wtedy wygrać wojnę.
Po kilku miesiącach krwawych walk pod Verdun, do ofensywy na innych odcinkach frontu przystąpili sojusznicy Paryża. Sprzymierzeńcy uratowali Francuzów?
- Tak, jak najbardziej. W lipcu 1916 roku, aby odciążyć Francuzów, którzy byli u kresu sił, do kontrofensywy ruszyli Brytyjczycy, nacierając nad rzeką Sommą. Paradoksalnie, choć bitwa pod Verdun jest symbolem I wojny światowej, to więcej żołnierzy poległo w czasie walk nad Sommą. Z kolei na początku czerwca 1916 roku na Wołyniu armia rosyjska rozpoczęła ofensywę, zgodnie z planem przygotowanym przez gen. Aleksieja Brusiłowa, dowódcę rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego. Potężne, przeprowadzone w kilku miejscach natarcie niemalże doprowadziło do wyeliminowania Austro-Węgier z wojny, monarchia habsburska straciła jedną trzecią swoich sił na froncie wschodnim. Gdyby nie pomoc Niemców, którzy ściągnęli część posiłków skierowanych m.in. pod Verdun, to I wojna światowa mogła się zakończyć już latem 1916 roku.
Co więcej, początkowe sukcesy ofensywy Brusiłowa sprawiły, że po stronie ententy do wojny przystąpiła Rumunia. Na wieść o tym gen. Falkenhayn, który gwarantował cesarzowi Wilhelmowi II, że Rumuni pozostaną neutralni, stracił stanowisko. Zresztą niemiecki monarcha się wtedy załamał, uważał, że to koniec wojny, myślał o abdykacji. Ale miejsce Falkenhayna zajął Paul von Hindenburg wraz z Erichem Ludendorffem, którzy odsunęli cesarza w cień i jako nieformalni dyktatorzy już do końca konfliktu kierowali wysiłkiem zbrojnym II Rzeszy. Tymczasem sam Falkenhayn, jesienią 1916 roku, kiedy walki pod Verdun się kończyły, wsławił się podbojem Rumunii.
Walki pod Verdun toczyły się aż do grudnia 1916 roku. W ostatnich miesiącach inicjatywa całkowicie przeszła w ręce Francuzów. Czy ją wykorzystali?
- Dla Francuzów było istotne, by odzyskać tereny, które utracili, ze względów prestiżowych. Przed bitwą francuscy dowódcy skłaniali się do tego, aby w ogóle skrócić linię frontu i z Verdun się wycofać, bo z wojskowego punktu widzenia utrzymywanie tego klina było niepotrzebne. Jednak w czasie walk zbyt wiele francuskiej krwi zostało przelane, zbyt wiele artykułów prasowych zostało napisanych, zbyt wielu żołnierzy tam poległo, aby tę ziemię pozostawić w rękach wroga. Więc w październiku i listopadzie wojska francuskie przeprowadziły szereg kontruderzeń, które doprowadziły do odzyskania utraconych terenów. Dla Niemców nie było się już o co bić, oni musieli wówczas łatać front pod Sommą i to też kosztowało ich bardzo ciężkie straty.
Czy był choć jeden moment, w którym Niemcy mogli odnieść w tej bitwie zdecydowane zwycięstwo?
- To jest gdybanie. Sam gen. Falkenhayn w swoich wspomnieniach opisywał dylematy na stanowisku szefa Sztabu Generalnego. Mówił, że w czasie wojny wiele osób przychodziło do niego z różnymi "świetnymi" planami, które miały doprowadzić do zakończenia wojny w kilka tygodni. Natomiast on miał do dyspozycji określoną liczbę żołnierzy, materiałów, zaopatrzenia - i nie mógł tym szafować. Generalnie plany Niemców pod Verdun w pierwszych dniach pokrzyżowała trochę pogoda. Była mgła, padał deszcz - to nie były warunki sprzyjające natarciu. Z powodu złych warunków atmosferycznych termin rozpoczęcia ofensywy przesunięto, co też dało Francuzom czas na lepsze przygotowanie obrony. Tak czy inaczej nie sądzę jednak, żeby ten współczynnik strat dwa do pięciu był realistyczny.
To skąd brało się to oderwane od rzeczywistości przekonanie niemieckich sztabowców, że uda im się wykrwawić francuskie wojsko?
- W 1915 roku to Francuzi i Brytyjczycy podejmowali działania ofensywne na froncie zachodnim i one się kończyły dla nich hekatombą, przy stosunkowo niskich stratach po stronie niemieckiej. Zakładano więc, że jeżeli żołnierze niemieccy zajmą dogodne stanowiska, zdążą przygotować umocnienia polowe, będą dysponować wystarczającą liczbą amunicji, to zdołają osiągnąć ten korzystny dla nich współczynnik strat. Nie myli się ten, kto nic nie robi. Niemieccy sztabowcy byli też pod presją, zdawali sobie sprawę z brzemienia odpowiedzialności, bo każdy dzień wojny oznaczał kolejne tysiące ofiar i miliony marek.
Jak krwawe walki pod Verdun wpłynęły na sytuację na frontach I wojny światowej? Bitwa zakończyła się praktycznie powrotem do punktu wyjścia.
- One miały o tyle znaczenie, że wydrenowały siły niemieckie i francuskie. Choć okazało się, że obie strony miały jeszcze dość rezerw i zapału, aby tę wojnę prowadzić przez kolejne dwa długie lata. Doświadczenia spod Verdun i znad Sommy przekonały nowych niemieckich decydentów, Hindenburga i Ludendorffa, że tę wojnę trzeba jak najszybciej skończyć. Sięgnięto więc po rozwiązanie ryzykowne - nieograniczoną wojnę podwodną. Od lutego 1917 roku topiono bez ostrzeżenia wszystkie statki - także państw neutralnych - znajdujące się w pobliżu portów brytyjskich. Miało to zmusić Wielką Brytanię do wycofania się z wojny. Niemcy ryzykowali tym samym przystąpienie USA do wojny. Łudzili się jednak, że zanim Stany Zjednoczone będą w stanie wysłać do Europy znaczące siły lądowe, wojna się już skończy. Przeliczyli się.
Czy echa traumy pod Verdun możemy dostrzec w postawie Francuzów w 1939 i 1940 roku?
- Jak najbardziej. Używając nomenklatury bokserskiej, Francuzi wraz z sojusznikami położyli przeciwnika na deski, ale sami słaniali się na nogach. Ponieśli gigantyczne straty ludnościowe (zginęła dziesiąta część męskiej populacji, czyli 1,4 mln osób), które to należało odrobić. W 1920 roku we Francji ustanowiono nawet specjalny Medal Rodziny, przyznawany kobietom, które urodziły co najmniej pięcioro dzieci. Państwo prowadziło politykę prourodzeniową, zwalczano aborcję, bo tę ogromną lukę pokoleniową trzeba było zasypać. W związku tym politycy francuscy, trochę sparaliżowani tym lękiem przed powtórzeniem się hekatomby, później szli na ustępstwa Adolfowi Hitlerowi.
Generalnie I wojna światowa we francuskiej pamięci historycznej odgrywa zdecydowanie większą rolę niż II wojna światowa. Kiedyś byłem w Luwrze w Paryżu i przechodząc pomiędzy dwoma salami, w których są wystawiane rzeźby antyczne, moją uwagę zwróciła zawieszona na ścianie tablica. Wypisane były na niej nazwiska pracowników francuskiego Muzeum Narodowego, którzy zginęli w czasie I wojny światowej. Tych nazwisk było 40. Poniżej doczepiono niepozorną, o wiele mniejszą tablicę z poległymi w czasie II wojny światowej, która zawierała sześć nazwisk. To też symbolicznie świadczy o randze obu tych konfliktów dla Francuzów.