Bitwa o Warszawę, czyli bój o stołeczny stołek
Jest się o co bić, choć kadencja nowego
prezydenta stolicy będzie tym razem krótka - wybory odbędą się
najpewniej w marcu, a już w październiku upływa kadencja samorządu
- pisze "Metro". Więc w listopadzie kolejne wybory. Tyle tylko że
jak ktoś się sprawdzi na stanowisku "szeryfa" (tak przez
zwolenników nazywany był Lech Kaczyński) przez te kilka miesięcy,
to może być spokojny o reelekcję. A wtedy droga na ten wyższy
szczyt staje otworem.
04.01.2006 | aktual.: 04.01.2006 06:35
Oto trzy powody, dla których warszawska prezydentura jest tak atrakcyjna dla partyjnych osobistości.
Prestiż. Stołeczny "stołek" to trampolina do władzy. Przykład pierwszy z brzegu: niedawny prezydent Warszawy Lech Kaczyński, mimo że w mieście miał niższe poparcie niż jego rywal Donald Tusk, sięgnął po najważniejsze stanowisko w państwie.
Kasa. Stolica ma największy budżet w kraju. Prezydent (do spółki z radą miasta) ma co roku do rozdysponowania ok. 8 mld zł! To aż o 2 mld więcej, niż przeznacza się na policję w całym kraju. W Warszawie powstają też najbardziej spektakularne inwestycje, o których mówi później cała Polska - choćby Muzeum Powstania Warszawskiego, którego otwarcie obwołano sukcesem Kaczyńskiego.
Władza. Niby to jeszcze nie Pałac Prezydencki, jednak warszawski ratusz ma też ok. 6 tys. pracowników. "Kierownicy", którzy zmieniają się wraz z rządami, to ok. 120 osób - dyrektorzy biur, ich zastępcy, burmistrzowie dzielnic, zastępcy prezydenta itp. Spore stadko, które ma wiele do powiedzenia. A jak na te stanowiska powoła się przyjaciół, to od razu milej się pracuje wyjaśnia "Metro". (PAP)