Biskup Pieronek i watykańskie szuflady
Ta historia idealnie nadaje się na scenariusz filmowy. Młody ksiądz zostaje zarejestrowany przez komunistyczne służby specjalne jako tajny współpracownik. Dostaje upragniony paszport, a po wyjeździe z kraju informuje o wszystkim swoich przełożonych. W Watykanie spotyka się z rezydentami wywiadu PRL i jednocześnie działając na polecenie kościelnych hierarchów, demaskuje wyjątkowo groźnych księży - agentów peerelowskiej bezpieki. Kapłan, o którym mowa, to biskup sosnowiecki, rezydent krakowskiej kurii, ks. bp Tadeusz Pieronek.
28.12.2010 | aktual.: 29.12.2010 10:56
Z dokumentów służb specjalnych PRL, które znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej, wynika, że sprawa operacyjna dotycząca ks. Tadeusza Pieronka została założona przez krakowską Służbę Bezpieczeństwa w 1961 r. Kapłanem zainteresował się później wywiad PRL - ostatnie dokumenty pochodzą z 1969 r. Z ich lektury można wywnioskować m.in., że jego podejście do hierarchów kościelnych nie uległo zmianie - tak samo jak dzisiaj był wobec nich krytyczny 40 lat temu.
"Za powodzeniem przedsięwzięcia przemawiają w pewnym stopniu jego cechy osobiste: pogodne usposobienie, niedoktrynalny, sposób rozumowania dość świecki (nie fanatyk), o dużym tupecie, graniczącym z pewną bezczelnością, spostrzegawczy, dobrze wyrobiony w zagadnieniach społeczno-politycznych. Względnie lojalnie ustosunkowany do obecnej rzeczywistości, trochę antywatykańskich przekonań. Śmiało, krytycznie wypowiada się na temat przełożonych i nie liczy się z dostojnikami kościelnymi. Myślę, że ma także zbyt wygórowane aspiracje i samodzielny sąd na temat poszczególnych spraw kościelnych i poszczególnych osób z hierarchii kościelnej" - czytamy o ks. Pieronku w dokumentach wywiadu PRL.
Jednak mimo intensywnej gry operacyjnej, jaką wobec ks. Pieronka w latach 60. prowadziła komunistyczna bezpieka, kapłan nie dał się złamać i nie stał się jednym z elementów komunistycznej agentury w Watykanie.
Rejestracja TW "Feliksa”
W dokumentach, z którymi zapoznała się "Gazeta Polska” znajduje się bardzo dokładna informacja na temat zarówno ks. Tadeusza Pieronka, jak i jego rodziny. "Wymieniony pochodzi z bogatej rodziny chłopskiej. Ojciec były legionista członek BBWR przed 39 r. był wójtem gminy Żabłocie. W czasie okupacji współpracuje z polskimi elementami faszystowskimi (chodziło o AK - przyp. "Gazety Polskiej"). Po wyzwoleniu należał do PSL.
Ks. Pieronek jako uczeń szkoły podstawowej był ministrantem. Należał do KSM, ZHP. Po ukończeniu szkoły podstawowej, a następnie liceum wstąpił - zgodnie z życzeniem matki fanatyczki - do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Zostaje wyświęcony na księdza.
W latach 1956–60 studiuje na KUL, otrzymując licencjat z prawa kanonicznego. Doktoryzuje się pod kierownictwem profesora Winowskiego z Wrocławia. W okresie studiów na KUL-u cieszy się względami i zaufaniem przełożonych. Należy do ludzi tzw. służbistów, bardzo obowiązkowy, pupilek rektora. Jako kolega nie był lubiany. Słabego zdrowia, nosi okulary (zez), bez nałogów.
Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę w Kurii Metropolitalnej w Krakowie, w stosunkowo krótkim czasie został mianowany notariuszem. Według charakterystyk agentury doskonale radzi sobie na tym stanowisku, ma zapewnioną przyszłość kanclerza kurialnego.
"Bystry, wesoły, postępowy (nie dogmatyk). Obiektywny w pracy. Oceniano go jako osobę lojalnie ustosunkowaną do obecnej rzeczywistości. Osobiste zainteresowania: radiotechnika, motoryzacja, fotografika. Unika towarzystwa mieszanego, kompleks niższości i lęk w stosunku do kobiet. Fanatykiem raczej nie jest. Pieronek posiada bardzo liczną rodzinę, która zamieszkuje na terenie Krakowa i Żywca. Brat karany 5-letnim więzieniem za działalność w AK po 1945. Stryj Pieronek Paweł przebywa w USA, posiada własne atelier fotograficzne w Detroit. Co roku przyjeżdża do Polski" - napisał w tajnej notatce w 1963 r. kpt. Włodzimierz Majda. W 1961 r. stryj ks. Pieronka zaprasza go do USA. Kapłan podejmuje starania o paszport, ale napotyka spore trudności.
"Wykorzystano starania o zezwolenie i przeprowadzono z nim kilka rozmów kaptujących. Pieronek zgodził się na dostarczanie informacji dotyczących Polonii w USA opartych na swoich spostrzeżeniach. Zobowiązania - oprócz zachowania w tajemnicy treści przeprowadzonych z nim rozmów - nie podpisał. Na każdym spotkaniu prosił o poparcie jego starań o paszport. Udzielił kilku mało znaczących informacji ogólnikowych dotyczących archiwów kościelnych, procedury wewnętrznych sądów kościelnych itp. Wyjechał do USA w październiku 1961 r.” - czytamy w raporcie SB.
Ks. Tadeusz Pieronek pod numerem 2718 zostaje zarejestrowany jako tajny współpracownik "Feliks”.
"Za cenę paszportu zgodził się dostarczać nam informacji o reakcyjnej emigracji w USA mającej powiązania z wywiadem - po jego powrocie do kraju" - raportuje swoim przełożonym funkcjonariusz wywiadu PRL.
Tadeusz Pieronek wyjeżdża do USA i mimo obietnic złożonych funkcjonariuszom IV Departamentu Służby Bezpieczeństwa, do Polski nie wraca, ale jedzie do Rzymu, gdzie podejmuje studia.
Pobyt we Włoszech
Mimo "ucieczki” ks. Pieronka służby komunistycznej bezpieki jednak nie rezygnują. W 1962 r. funkcjonariusz VI Wydziału I Departamentu (wywiad) pisze: "Stwierdziłem, że w/w przebywa w Rzymie i ma dotarcie do interesującego nas obiektu”. Ks. Pieronek jest praktykantem Roty Rzymskiej, studentem prawa i co najważniejsze - posiada bezpośrednie "dojście” do hierarchów kościelnych, którymi interesuje się bezpieka.
"Wyjechał do USA w październiku 1961 roku. Po krótkim tam pobycie wraca do Europy. Zatrzymuje się w Rzymie celem odbycia 2-letniej praktyki w Rocie Rzymskiej. Wydaje się, że cały jego wysiłek był skierowany właśnie w tym kierunku od początku starań o paszport. Luźny kontakt był tylko szczeblem w zamierzeniach. Po wyjeździe nie daje znaku życia mimo otrzymania listu. Wszelkich ustaleń dokonano przez miejscową agenturę inwigilacji korespondencji. Pragnąc nawiązać kontakt, prowadzący napisał do niego list na adres rzymski w maju br. Do chwili obecnej nie odpowiedział. Sprawę przejęliśmy w związku z Soborem Powszechnym. Agent nie sprawdzony i nie przeszkolony. Należy dowerbować przed uruchomieniem. Wykonanie powierzyć pracownikowi z kraju, jeżeli istnieje perspektywa dłuższego pobytu w Rzymie. Oficer Operacyjny wydziału VI kpt. W. Majda” - czytamy w kolejnym dokumencie.
Z ks. Pieronkiem skontaktował się "Wiktor”, rezydent wywiadu PRL w Watykanie. Już na pierwszym spotkaniu ks. Pieronek dał do zrozumienia, że ma zastrzeżenia co do kontaktów z wywiadem PRL. Nie przychodzi na kolejne zaplanowane spotkania, ale rezydent wywiadu PRL wyznacza następne.
Następne spotkanie odbywa w ustalonym terminie (3 V1 963). 'Feliks' nieco obszerniej mówił o atmosferze na auli soborowej, o zachowaniu niektórych polskich biskupów. Wymienił tylko nazwisko Kominka, którego przedstawił jako zatwardziałego konserwatystę, o innych mówił ogólnikowo, nie wymieniając nazwisk. Te dwa ostatnie spotkania wskazywałyby, że 'Feliks' powoli zaczynał przezwyciężać opory moralne i przekazywać niektóre informacje, niemniej jednak na kolejne umówione spotkania (18 VI i rezerwowe 19 VI) nie przyszedł. Była umówiona jeszcze jedna data - 18 VII, ale z uwagi na wyjazd 'Wiktora' do kraju i konieczność przekazania 'Feliksa' na kontakt „Stanowi” został on wywołany telefonicznie.
Na spotkaniu ze 'Stanem' (10 VII) 'Feliks' ponownie powrócił do sprawy charakteru jego kontaktów z nami, oświadczając, że do spraw politycznych on się nie będzie angażował, że na współpracę na trenie Rzymu nie wyraził zgody i wobec tego nie czuje się zobowiązany do pracy dla nas. Mając jednak na uwadze bliski wyjazd na wakacje do Polski, a następnie powrót do Rzymu, w obawie abyśmy mu nie krzyżowali jego planów, 'Feliks' nie zerwał definitywnie kontaktu, wyrażając zgodę na dalsze spotkania zarówno na terenie Polski, jak i po powrocie do Rzymu.
Na pierwsze powakacyjne spotkanie (1 X 63) nie przyszedł, przyszedł jednak na spotkanie rezerwowe (15 X 63). Było to ostatnie z nim spotkanie, ponieważ na kolejne i rezerwowe nie wyszedł zrywając kontakt z nami.
Oceniając całokształt naszych kontaktów operacyjnych z 'Feliksem', należy stwierdzić, że nie czuł się on z nami związany i dlatego nie chciał przyjmować żadnych zobowiązań odnośnie dalszej współpracy. Stawiał otwarcie, że do niczego się nie zobowiązywał, że jego etyka moralna nie pozwala mu na ujawnienie tajemnic kościelnych. Kontakt z nami traktował jako zło konieczne, który był mu potrzebny do jego osobistych korzyści (otrzymanie paszportu na wyjazd do USA, następnie otrzymanie paszportu konsularnego i klauzul wyjazdowych z Polski i na powrót do Rzymu). Z chwilą realizacji zaplanowanych zamierzeń 'Feliks' zerwał z nami kontakt” - napisał w raporcie do przełożonych funkcjonariusz wywiadu PRL.
Z tajnych notatek komunistycznych służb specjalnych wynika, że ks. Pieronek górował intelektualnie nad funkcjonariuszami SB, którzy kontaktowali się z nim w Krakowie, i nad watykańskim rezydentem o kryptonimie "Stan”. W notatce z 1966 r. napisano: "Spotkania 'Stana' z księdzem Pieronkiem (…) pozostawiają wiele do życzenia pod względem operacyjnym. W tym ostatnim wypadku powstała sytuacja, w której 'Feliks' górował prawie pod każdym względem nad pracownikiem, ze strony którego nie znajdował odpowiedniej kontrargumentacji na jego prowokacyjną i tupeciarską postawę”. Sporządzający analizę dotyczącą ks. Pieronka starszy oficer operacyjny Wydziału VI kpt. Z. Kurkowski stwierdził m.in., że od samego początku służby specjalne źle postępowały z kapłanem, z którym jedynie nawiązano luźny kontakt operacyjny. "Niewykorzystanie pobytu 'Feliksa' w kraju do przeprowadzenia gruntownej z nim rozmowy należy uznać za poważne niedopatrzenie ze strony Centrali. Rozmowa w warunkach krajowych, kiedy w naszym posiadaniu były
poważne atuty, mogłaby w efekcie doprowadzić do werbunku w pełnym tego słowa znaczeniu bądź wyeliminowania i niewypuszczenie na dalsze studia do Rzymu w wypadku odmowy współpracy. Ten brak rozmowy z 'Feliksem' w kraju spowodował usztywnienie jego negatywnego stanowiska wobec nas po powrocie do Rzymu”.
Agentura w Watykanie
Kierownictwo MSW działające pod dyktando radzieckich służb specjalnych chciało zebrać jak najwięcej informacji na temat Soboru Watykańskiej II, który komuniści uznali za niezwykle groźne zjawisko. Dla nich niebezpiecznymi, "wywrotowymi elementami" byli przede wszystkim księża uczestniczący w soborze. Z tych właśnie powodów od początku lat 60. gwałtownie wzrosło 'zapotrzebowanie' komunistycznych służb specjalnych na agentów - księży w Watykanie. Co ciekawe, Kościół w aparacie bezpieczeństwa PRL również miał swoich informatorów, którzy przekazywali hierarchom cenne informacje.
Dziś trudno jednoznacznie określić, kiedy wywiad PRL zorientował się, że ks. Pieronek prowadzi podwójną grę. Z dokumentów wynika, że wiedziano o tym od 1966 r., chociaż kapłan o swoich kontaktach z krakowską SB opowiedział przełożonym już w 1962 r., gdy starał się o paszport. Funkcjonariusze wywiadu PRL zanotowali, że ksiądz tym wyznaniem zdobył uznanie przełożonych, o czym świadczy fakt, że "z kraju na jego nazwisko przesłano korespondencję przeznaczoną dla Kominka (biskupa - przyp. "Gazety Polskiej") zawierająca tajną instrukcję Ministra Oświaty dotyczącą punktów katechetycznych".
Na ks. Tadeusza Pieronka donosy składają przebywający w Watykanie księżą-agenci. Według nich "stał się tubą polskich biskupów na Soborze, przez którą chcieli oni przekazywać nastroje antyrządowe tam panujące i w ten sposób próbować oddziaływać na przedstawiciela władz polskich w Rzymie".
Z dokumentów wywiadu wynika, że jeden z najgroźniejszych watykańskich agentów złamał tajemnicę spowiedzi i doniósł funkcjonariuszom wywiadu PRL na ks. Pieronka, który miał rozpracowywać watykańską agenturę.
"'Feliks' ujawniając fakt kontaktu z nami, dla udowodnienia swojej lojalności wobec swoich przełożonych został przez nich wykorzystany dla rozpracowania naszej agentury wśród polskich księży przebywających w Rzymie. Jego wypowiedź do naszego pracownika, że 'w Watykanie więcej o was wiedzą niż myślicie - mają dobry wywiad' świadczyć może, że ta forma pracy nie była mu obca. Poza tym potwierdzeniem tej hipotezy mogą być informacje uzyskane od 'Jankowskiego', z których wynika, że ksiądz Seremak pod tajemnicą spowiedzi ujawnił 'Jankowskiemu', że osoba rozpracowującą 'J' był 'Felix'. To on zdaniem Seremaka miał obserwować kontakty 'Jankowskiego', penetrować jego biurko, a znalezione w nim notatki (przeznaczone dla nas) sfotografować i te dowody rzeczowe przekazać przez Winkowską do Wyszyńskiego. Z analizy sprawy 'Jankowskiego' wynika, że rozpracowanie 'J' było wspólnym dziełem Seremaka i 'Feliksa'" - pisał w raporcie do kierownictwa wywiadu MSW kpt. Kurkowski.
Pod pseudonimem "Jankowski" zarejestrowano jako tajnego współpracownika ks. Michała Czajkowskiego, uważanego za jednego z najbardziej cennych agentów wśród księży. Za współpracę z SB pobierał pieniądze - pisał m.in. raporty na temat Soboru Watykańskiego II.
Kolejny watykański agent komunistycznej bezpieki to "Ignacy", pod tym pseudonimem zarejestrowano znanego bp. Jerzego Dąbrowskiego (w lipcu 1985 r. interweniował u gen. Kiszczaka w sprawie zwolnienia z aresztu Adama Michnika i 31 sierpnia 1988 r. wraz ze Stanisławem Cioskiem uczestniczył w spotkaniu ówczesnego szefa MSW z Lechem Wałęsą. Zginął w wypadku samochodowym w 1991 r.).
Materiały dotyczące działalności "Ignacego" w Rzymie w latach 1963-1970 odnalazł dr Tadeusz Witkowski, który wcześniej zbadał teczkę ks. Michała Czajkowskiego. Bp Dąbrowski przekazywał funkcjonariuszom wywiadu PRL m.in. materiały z posiedzeń polskiego episkopatu podczas Soboru Watykańskiego II. Zachowała się także fotokopia odręcznie sporządzonego i podpisanego jego imieniem i nazwiskiem pokwitowania odbioru pieniędzy z datą 9 listopada 1965 r.
"Byliśmy mile zaskoczeni, gdy podczas pobytu na soborze polskich biskupów 'Ignacy' z własnej woli przyniósł i zadeklarował dostarczać kolejno następne protokóły z posiedzeń episkopatu polskiego, odbywanych w Rzymie. Dostarczył materiały prawie ze wszystkich posiedzeń. Były to dokumenty o dużej wartości operacyjnej. W tym okresie »Ignacy« dostarczył też szereg informacji o tematyce watykańskiej" - napisał w jednym z raportów funkcjonariusz wywiadu PRL kpt Wilski.
Dorota Kania