Biorę łapówki


Lewe zwolnienia, wziątki za mandaty, opłacony indeks... to łapówkowa codzienność III RP.

31.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 20:00

Brałem, bo wszyscy wokół brali – wyznaje wydalony ze służby celnik. – Np. za odprawianie mączki marmurowej, która tak naprawdę była lewym spirytusem. Przez 10 lat służby dorobiłem się na boku równowartości dwóch wypasionych chałup. Wpadłem, bo kumple wpadli i któryś mnie sypnął. Ale nie żałuję...

Wedle raportów Transparency International, Polska jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów w Europie. W ubiegłorocznych badaniach TI „Barometr korupcji” uzyskaliśmy zaledwie 3,5 punktu z 10 możliwych (gdzie 10 oznacza brak korupcji). W „Barometrze...” oceniano stopień nasilenia korupcji w 145 państwach – nasz wynik sklasyfikował Polskę dopiero na 67. miejscu. W sondażu przeprowadzonym w 2004 r. w Polsce przez Instytut Gallupa aż 10% respondentów przyznało, że oni bądź ich najbliżsi w ciągu ostatniego roku wręczyli komuś łapówkę. W tych samych badaniach poproszono Polaków o opinię na temat poszczególnych instytucji. I tak miano najbardziej skorumpowanych w naszych oczach zyskały (w kolejności wskazań) partie polityczne, parlament, służba zdrowia, sądownictwo, policja i szkolnictwo. To tyle, jeśli chodzi o suche zbiorcze dane. A jak wygląda łapówkarska codzienność?

Dla polityka koperta za mała

Środowiskiem, które w kontekście łapówek rozpala największe emocje, są politycy – zarówno krajowego, jak i lokalnego szczebla. I nic w tym dziwnego, zważywszy na spektakularny charakter korupcyjnego procederu (wielkie możliwości – wielkie łapówki) oraz społeczne oczekiwania wobec roli polityka, który, naszym zdaniem, winien być nieskazitelny. Do niedawna jednak korupcja w tej grupie zawodowej była jak mityczny yeti, o którym każdy słyszał, ale nikt go nie widział. Nikogo nie złapano na gorącym uczynku, nikomu nie udowodniono, że wziął łapówkę. Nie zdarzyło się też, by skruszony polityk przyznał, że rzeczywiście dorobił się na boku. Układy i powiązania łączące tę grupę zawodową sprawiają, że nawet jeśli jeden nieuczciwy natnie się na drugiego (który wziął, a nic w zamian nie załatwił), to sprawa i tak zostaje zmieciona pod dywan. Do organów ścigania nie przyszedł więc z własnej woli oszukany lobbysta Marek Dochnal, nawet gdy się zorientował, że Pęczak więcej znaczy w kuchni niż w polityce.

Owa nieprzeniknioność, jeśli idzie o demaskowanie korupcji, wynika również z prostego faktu – w świecie polityki przekupstwo nie jest tak łatwe jak w przypadku lekarzy czy policjantów. Nie można ot tak przyjść do posła i wręczyć mu kopertę, przedstawiając swoje oczekiwania. Trudność nie wynika tylko z powodu ograniczonego dostępu – po prostu żadna przyzwoita wziątka nie zmieściłaby się nawet w największej kopercie. Korupcja wśród polityków to gra bardziej subtelna i wymagająca zaangażowania większej liczby znających się nawzajem ludzi. Nie przypadkiem Dochnal swoim asystentem uczynił Krzysztofa P., byłego posła KPN, którego wielu kolegów do tej pory pracuje w Sejmie.

Przygotowując tekst, spotkaliśmy się z wieloma parlamentarzystami. Dość szybko przekonaliśmy się, że trudno będzie wskazać, kto i za ile. Ewentualne sumy są bowiem skrzętnie skrywaną tajemnicą (często nawet osoby biorące udział w operacji nie znają prawdziwej wartości transakcji). Wiadomo tylko, że wahają się w zależności od sprawy i liczby zaangażowanych osób. Czasem wystarczy załatwić pracę komuś z rodziny czy znajomemu. Niekiedy – jak w przypadku posła Pęczaka – można skusić mercedesem. Ale są też kwoty sięgające milionów dolarów. Do chwili ujawnienia afery Rywina mówiło się, że ustawa kosztuje 1 mln dol. Ale z ust producenta filmowego padła szokująca (nawet posłów) suma 17,5 mln dol.! Jak wynika z danych CBOS z 2004 r., ponad 19% polityków jest przekonanych, że mimo zamieszania wokół Rywina nadal za pieniądze można uchwalić ustawę. Autorzy takich deklaracji zapewne wiedzą, co mówią...

O ile trudno pisać o łapownictwie na najwyższych szczeblach politycznych, o tyle łatwiej, gdy dotyczy to poziomu samorządowego. I tak 1,6 mln zł to suma, jaką zarobili Janusz W., szczeciński radny PO, i Krzysztof T., były radny AWS, do spółki z biznesmenem Ryszardem M. na sprzedaży bez przetargu gruntów mieszkaniowych francuskiej sieci hipermarketów. Mniej, choć wyłącznie dla siebie, chciał zainkasować burmistrz Czorsztyna, Marek K., za obniżenie ceny atrakcyjnych terenów gminnych o 1,4 mln dol. Akcja okazała się prowokacją i zamiast dostać obiecaną 380-tysięczną łapówkę (płatną w dwóch ratach), Marek K. został aresztowany przez CBŚ.

Mniej zachłanny i bardziej pomysłowy okazał się burmistrz gminy Dorohusk. Nakłonił właściciela lokalnej firmy do wpłaty na konto jednej z miejscowych parafii 50 tys. zł tytułem darowizny. W zamian zobowiązał się doprowadzić do sprzedaży po zaniżonej cenie nieruchomości stanowiącej własność gminy. Wpłaconej kwoty nie wykorzystano jednak na cele kościelne. Proboszcz parafii, na której konto zostały przelane pieniądze (po odliczeniu „prowizji”), zakupił za nie wysokiej klasy okna i drzwi, a następnie przekazał je politykowi – ten bowiem był wówczas w trakcie budowy domu...

Perfumy dla pani doktor

Kolejną grupą zawodową postrzeganą jako wyjątkowo skorumpowana są pracownicy państwowej służby zdrowia. Co prawda, wbrew obiegowej opinii, jej reforma nie miała wpływu na eskalację zjawiska, ale wcale też go nie zmniejszyła. Oto kilka przykładów. Sława neurochirurgii, prof. Heliodor K., kilka dni temu wylądował w bydgoskim areszcie oskarżony o łapownictwo. Za kraty trafił wprost z sali operacyjnej, po zakończeniu nowatorskiego zabiegu. W Bydgoszczy mamy zresztą do czynienia z efektem domina. Po skardze jednej pacjentki posypały się następne. Heliodor K. milczy, a jego portret w lokalnej prasie malują ci, którzy dawali: „Znakomity specjalista, traktujący oddział jak folwark. Żądał wprost, przeważnie 5 tys. przed operacją, 5 tys. po”.

W sprawie bydgoskiej afery milczy Naczelna Rada Lekarska. Iwona Raszke, rzeczniczka prasowa, poinformowała, że czekają na wyniki śledztwa. Zdumiewające, że samorząd lekarski nie wypowiada się w sprawie tak obciążającej całe środowisko medyczne... A może przywykł już do coraz to nowych doniesień? Oto bowiem kolejne przykłady – w łódzkim oddziale ZUS za kwoty od 2 tys. do 10 tys. zł grupa lekarzy (okulista, chirurg, laryngolog) i urzędników załatwiała lewe papiery, np. diagnozujące ślepotę. Wpadli, bo jedna z niby-ślepych osób nie dostała renty i odwołała się, a komisja odwoławcza nie była przekupiona.

Kilkanaście miesięcy temu odkryto „psychiatryczną ośmiornicę” w rybnickim szpitalu – dowód, jak mocne są kontakty lekarzy z gangsterami. W Rybniku sfałszowano co najmniej 17 opinii, na podstawie których przestępcy jako niepoczytalni nie stanęli przed sądem. Podobna historia miała miejsce we Wrocławiu, jeszcze inna, pod koniec 2004 r., wydarzyła się w Bolesławcu. W gabinecie innego psychiatry znaleziono 130 tys. zł. Był to utarg z jednego dnia.

Z badań dr Anny Kubiak z Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że ponad 2 mln Polaków daje łapówki pracownikom służby zdrowia. Łapówka za operację zaczyna się od 500 zł, a „mandaryni”, czyli ordynatorzy, biorą około 10 tys. zł.

Ale płacą nie tylko pacjenci i ich rodziny. Od kilku już lat mówi się o ogromnych sumach krążących na styku przemysłu farmaceutycznego z lekarzami i urzędnikami ustalającymi listy leków refundowanych. W niektórych szacunkach pojawia się kwota nawet 2 mld zł rocznie, które firmy wydają na reklamę i opłacanie lekarzy zapisujących tylko ich leki. Uważnym obserwatorem tego zjawiska jest dr Grzegorz Luboiński z warszawskiego Centrum Onkologii. Jego zdaniem, głównym celem firm są ordynator i oczywiście lekarz rodzinny. – Przedwczoraj pani doktor miło podziękowała za długopis, wczoraj wzięła perfumy za połowę swojej pensji, jutro będzie się szkolić na Cyprze, a pojutrze da się wciągnąć w wyścig, kto zapisze więcej leku X – demaskuje mechanizm korumpowania dr Luboiński.

Kilka tysięcy za umorzenie

Inną grupą zawodową powszechnie uważaną za skorumpowaną są prokuratorzy. W kwietniu ub.r. aresztowano Mirosława C., prokuratora z Inowrocławia. Postawione mu zarzuty dotyczyły spraw prowadzonych w latach 1992-2000. Najpoważniejszy polega na wielokrotnym żądaniu 10 tys. zł w zamian za doprowadzenie do umorzenia postępowania prowadzonego przez innego prokuratora.

w 2000 r. Sprawa była związana z wyłudzeniem 1 mln zł na szkodę Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Pieniądze, w postaci kredytów preferencyjnych, wyłudzić miało z banków kilkunastu rolników. – Mirosław C. miał też wpływ na to, że prokuratura odmówiła uznania agencji za pokrzywdzonego, kiedy ta złożyła zażalenie na umorzenia postępowania – mówi Cezary Maj, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. – Podejrzany nadal przebywa w areszcie, a lada moment można się spodziewać przekazania aktu oskarżenia do sądu. Grozi mu 10 lat więzienia.

Widmo identycznej kary wisi nad innym prokuratorem – Mirosławem M. z Katowic. Zatrzymano go ponad rok temu, po tym jak kilka minut wcześniej w budynku prokuratury wziął łapówkę od piekarza, który śmiertelnie potrącił staruszkę. Mirosław M. obiecał mu, że za 4 tys. zł umorzy śledztwo w jego sprawie. Nie miał jednak pojęcia, że banknoty, które dostał, są znaczone, a transakcja jest filmowana ukrytą kamerą przez TVN. Już po ujawnieniu sprawy prokurator próbował popełnić samobójstwo. Odratowany nie krył pretensji do dziennikarzy. – Zaszczuli mnie – mówił z wyrzutem.

– Nie jest to znaczący problem w środowisku – twierdzi tymczasem wysoki rangą prokurator (odmówił autoryzacji wypowiedzi, zatem nie podajemy jego nazwiska) – skoro rocznie odnotowuje się pojedyncze przypadki skorumpowanych prokuratorów. Ale nie chciałbym być źle zrozumiany. Uważam, że każda taka sprawa to o jedną za dużo.

Skąd zatem bierze się powszechne przeświadczenie o tym, że prokuratorzy biorą? Zdaniem naszego rozmówcy, część odpowiedzialności za taki stan rzeczy ponoszą media. Dziennikarze notorycznie przejeżdżają się po prokuratorach, utwierdzając widzów i czytelników w przekonaniu, że jest to grupa zawodowa o niskich kwalifikacjach. Grupa, w której wszystko może się wydarzyć, czego dowodem – w mniemaniu przeciętnego odbiorcy mediów – są kolejne ujawniane z wielkim szumem przypadki skorumpowania prokuratorów.

Przekonanie o złym prowadzeniu się prokuratorów po części wynika również ze słabości wymiaru sprawiedliwości. Niedostateczne rozwiązania prawne z jednej strony i wymagany rygoryzm (na przykład w odniesieniu do materiału dowodowego) z drugiej często powodują, że sprawcy przestępstw unikają kary – mimo iż w powszechnej opinii ich wina nie pozostawia wątpliwości. Co myśli wówczas przeciętny Kowalski? Zamiast rozważań na temat niedoskonałości prawa wybiera dużo prostsze wyjaśnienie: bandyta jest wolny, bo ktoś wziął za to pieniądze. Ktoś, czyli sędzia lub prokurator, ewentualnie obydwaj.

Wielu prokuratorów sądzi, że na ich złą opinię pracują również... adwokaci. Przykładem niech będzie historia, która wydarzyła się kilka tygodni temu w Warszawie. W jednej z prokuratur zjawiła się kobieta ze skargą na prokuratora niższego szczebla, który – za pośrednictwem adwokata – domagał się jakoby łapówki w wysokości 15 tys. zł i 1,5 tys. dol. W ten sposób krewny kobiety, stający przed sądem jako oskarżony, miał uzyskać „przychylność” oskarżyciela. Z relacji kobiety wynikało, że mecenas osobiście odebrałby pieniądze, a następnie przekazał je prokuratorowi. Adwokat miał przy tym wielokrotnie zapewniać, że sprawa jest już obgadana. Tymczasem w dochodzeniu ujawniono, że autorem pomysłu był ów mecenas, planujący przejęcie całej sumy. Sam prokurator nie miał zaś o niczym pojęcia.

Wziątka za głowę koronnego

Policjanci to kolejna grupa uważana za skorumpowaną. Sami mundurowi nie mają wątpliwości – na ich wizerunek przez lata pracowała drogówka. Dziś jednak, choć nadal jej przedstawiciele stanowią większość z ponad 100 ujawnianych rocznie policyjnych łapówkarzy, sen z oczu szefostwu policji spędzają inni funkcjonariusze – z jednostek operacyjnych. W policji mówi się nawet o pladze przecieków z najpilniej strzeżonymi informacjami.

Przykłady? Przed gliwickim sądem toczy się właśnie proces w sprawie napadu na zabrzański Makro Cash and Carry, w wyniku którego ze skarbca hurtowni wyniesiono 1,3 mln zł. Wśród dziesiątków tomów akt znajdują się m.in. zeznania zastrzelonego przez mafię gangstera, który był policyjnym informatorem i obiecał wyjawić nazwiska sprawców napadu na Makro. Zanim to zrobił, został zastrzelony. Wszystko wskazuje na to, że wystawili go skorumpowani przez mafię oficerowie śląskiej policji.

Inny przykład: na początku października 2004 r. pod zarzutem współpracy z bandytami BSW zatrzymało trzech oficerów Stołecznego Stanowiska Kierowania – miejsca, gdzie trafiają informacje o wszystkich zaplanowanych na dany dzień akcjach czy rozlokowaniu patroli. Niemal sztandarowy jest już przykład oficera KGP, który sprzedał informacje o akcji CBŚ przeciwko producentom amfetaminy.

– Wziątki w każdym z tych przypadków nie sięgały więcej niż kilka tysięcy złotych – komentuje Jerzy Dziewulski, były policjant, poseł SLD. – A w wyniku przecieków na marne szły często wielomiesięczne zabiegi policjantów i prokuratorów, warte setki tysięcy złotych. To jest najbardziej wkurzające, choć z drugiej strony, dla gliniarza te parę tysięcy to kupa forsy.

Tymczasem wspomniane przykłady, jakkolwiek oburzające, mogą zblednąć, jeśli potwierdzą się informacje, że wyciekły dane z rejestru świadków koronnych. Wówczas bowiem, za sprawą niezbyt wygórowanej łapówki, zagrożony będzie program ochrony świadków wart kilkadziesiąt milionów. Na razie KGP dementuje wiadomości na ten temat, krążące w środowisku stołecznych dziennikarzy. I oby miała rację...

Składka na zaliczenie

Edukacja – to kolejny już sektor wymieniany przez Polaków jako najbardziej skorumpowany. Tę opinię potwierdza chociażby przykład Politechniki Radomskiej, gdzie pod koniec 2004 r. aresztowano w czasie zajęć wykładowcę matematyki. Poza pewnymi, jak to określono na uczelni, „problemami z alkoholem” był cenionym pracownikiem. Zarzut – wymuszał łapówki za zaliczenie. Był to drugi taki przypadek w minionym roku.

– Zmobilizowało nas to do działania – przyznaje rektor, prof. Witold Lotko. – Wprowadziliśmy ankiety, w których studenci mogą wpisywać uwagi, poza tym opiekunowie grup mają obowiązek ciągłego sondowania studentów, czy nie dzieje się nic złego. Z obojgiem pracowników natychmiast rozwiązaliśmy umowę.

Podobna sytuacja wydarzyła się pod koniec zeszłego roku w Akademii Bydgoskiej, gdzie zatrzymano dwie osoby. Cały rok (130 osób) „składał się na zaliczenie” po 30 zł.

Szczęście w nieszczęściu, że w szkolnictwie wyższym częściej niż w służbie zdrowia ten, kto daje, buntuje się. I tak dochodzi do wpadek. Studenci prywatnej Gdańskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej donieśli, że profesor ekonomi wymuszał zrzutki na alkohol. Stanisław M. z Uniwersytetu Szczecińskiego brał 700 zł za zaliczenie, a w jego pokoju znaleziono 130 koniaków.

– Aby skończyć szkołę, trzeba mieć nie tylko w głowie, lecz i w portfelu – mawiają nauczyciele. W szkołach niższego szczebla łapówki mają formę bardziej wyrafinowaną – np. przy szkole zakłada się fundację, w której po południu, już za pieniądze, uczą „poranni” nauczyciele.

Polaka mentalność łapówkowa

Łapówka jest zatem nieodzownym elementem naszej rzeczywistości. Tym bardziej że nie dotyczy wyłącznie lekarzy, policjantów czy nauczycieli. Korumpowani to także celnicy, urzędnicy skarbowi, architekci, a nawet kolejarze (patrz: „Łapówkarski cennik”). Dlaczego tak się dzieje? Skąd w nas tyle złego potencjału do dawania i brania? Znakomity amerykański socjolog, Robert Merton, już kilkadziesiąt lat temu zauważył, że kultury, które przywiązują dużą wagę do sukcesu ekonomicznego, a zarazem ograniczają dostęp do dóbr, cechują się wyższym poziomem korupcji. Ujmując to innymi słowy: kapitalizm rozbudził w nas aspiracje konsumpcyjne, lecz nasza sytuacja materialna blokuje realizację większości z nich. To, obok frustracji, rodzi również pokusę „brania na boku”.

– Policjanci brali i brać będą, dopóki zarabiają tak marne pieniądze – przekłada te rozważania na język rzeczywistości Jerzy Dziewulski. Korupcji jednak sprzyja również wiele innych uwarunkowań, łatwych do wyeliminowania od ręki. Np. nieprzejrzysta procedura stanowienia prawa. Wciąż niemal niemożliwe jest wytropienie autora zmian w projektach ustaw.

Tak było przy pisaniu ustawy medialnej, dotyczącej biopaliw czy ustawy o grach hazardowych. W przypadku łapówki, tak jak innego lekarskiego przestępstwa, lekarz może zostać ukarany upomnieniem, naganą bądź czasowym lub całkowitym zakazem wykonywania zawodu. Tymczasem najczęściej stosowane są dwie pierwsze kary. Potrzeba zatem większej surowości sądów korporacyjnych. Przydałyby się również – przy czym jest to pomysł dla bardziej zamożnych – dodatkowe ubezpieczenia, które zastąpiłyby koperty. Nie łudźmy się jednak – ani wyższy poziom materialny społeczeństwa, ani żaden z postulowanych pomysłów nie wyruguje ostatecznie z naszej rzeczywistości łapówki. Od 2003 r. dający łapówkę może bezkarnie donieść na łapówkarza, a policja stosować metodę wręczenia kontrolowanego. Tymczasem w 2004 r. stwierdzono zaledwie 4,2 tys. przestępstw korupcyjnych. Jak to się ma do, przypomnijmy, ponad 2 mln Polaków dających łapówki pracownikom służby zdrowia? Jak wynika z badań (z końca 2001 r.) dr Anny Kubiak, aż 40% korumpujących
pacjentów uważa, że nie ma w tym nic złego. – Ci ludzie reprezentują popularną u nas „mentalność łapówkową” – komentuje dr Kubiak. – Typ strategii życiowej, w której odwołujemy się do znajomości i różnych lewych sposobów załatwienia sprawy. I jesteśmy z tego dumni.

To jedna strona medalu, a druga – z badań dr Kubiak wynika również, że lekarze za łapówkę uznają pieniądze wręczone przed zabiegiem. Prezent, nawet jeśli dany przed operacją, nie jest traktowany tak jednoznacznie. Dla ponad połowy lekarzy korupcją jest tylko wydawanie zwolnień za pieniądze i uzależnienie ratowania życia od dodatkowego wynagrodzenia. W dyskusji internetowej z udziałem lekarzy natknęliśmy się na wiele pogardliwych komentarzy. Oto niektóre: to, co nam dają, to jałmużna, kelnerski napiwek, pomoc w przetrwaniu, uspokojenie własnego sumienia, kłopotliwy wyraz wdzięczności, bo ja nie piję...

Walka z korupcją w Polsce musi mieć zatem przede wszystkim wymiar moralno-edukacyjny. Jak zauważa dominikanin, o. Maciej Zięba, aktywną rolę powinien odgrywać w niej Kościół. Korupcja bowiem w oczywisty sposób łamie VII, VIII i X przykazanie Dekalogu. Powinno się również odkurzyć stary pomysł min. Krystyny Łybackiej – wprowadzenia lekcji antykorupcyjnych. Oczywiście, na efekty takich działań poczekamy całe lata. Ale chyba warto.

Marcin Ogdowski, Iwona Konarska, Joanna Tańska

Łapówkarski cennik
Cennik medyczny
L4 – 100-200 zł
zwolnienie ze służby wojskowej – od 800 zł do 5 tys. zł
renta – 2-10 tys. zł
odroczenie wyroku z powodu leczenia – 10-30 tys. zł
przyjęcie do szpitala, przeskoczenie na początek kolejki, otrzymanie lepszej protezy – najczęściej powyżej
1 tys. zł; tańsze jest przyjęcie na oddział chorób wewnętrznych (200 zł), potem kardiologię (500 zł) i chirurgię – 1,5 tys. zł
przeprowadzenie operacji (decyduje trudność i nazwisko lekarza) – od 500 zł do 30 tys. zł
za zapisywanie leku konkretnej firmy farmaceutycznej – kilka złotych od recepty lub zapłata skumulowana np. w atrakcyjnym wyjeździe

Cennik edukacyjny
egzamin na studiach dziennych (wymuszanie na studentach, by kupowali książkę egzaminatora, którą trzeba przynieść na sprawdzian) – ok. 50 zł
egzamin ustny na studiach zaocznych – 200-500 zł
testy egzaminacyjne – najczęściej od kilkuset złotych do 15 tys. zł; 1 tys. zł kosztowały w zeszłym roku pytania maturalne w Opolskiem
indeks na oblegane prawo na jednym z renomowanych uniwersytetów – 50 tys. zł

Cennik urzędniczo-samorządowy
decyzja budowlana u gminnych architektów w gminie Mogilian – 1-6,5 tys. zł
poparcie zarządu podczas głosowania nad odwołaniem wiceburmistrza – 5 tys. zł plus stanowisko w zarządzie gminy i pomoc w znalezieniu pracy dla męża (tyle zaoferował jednej z radnych wiceburmistrz Głuchołaz, Stanisław S.)
zgoda na rozebranie zabytkowego budynku – 50 tys. zł (tyle miał wziąć były konserwator zabytków w Toruniu)

Cennik policyjno-prokuratorski
przekazanie informacji na temat poszukiwanego przestępcy – obietnica zatrudnienia po służbie u znanego detektywa
przekazanie informacji na temat ustaleń policji dotyczących porwanego biznesmena – 20 zł (tyle zapłacił jeden ze znanych detektywów)
odstąpienie od mandatu za przekroczenie prędkości o 21-30 km/h – 50-100 zł (wedle „przelicznika drogówki”, w którym oficjalne taryfy najczęściej dzieli się przez dwa) umorzenie postępowania w sprawie znieważenia i napaści na policjanta – serwis obiadowy warty 550 zł (miał go otrzymać prokurator z Inowrocławia)

Inne
Przejazd z Warszawy do Milanówka bez biletu – 2 zł dla konduktora (podróż w przedziale służbowym; normalny bilet – ponaddwuipółkrotnie droższy)
egzamin na prawo jazdy – od 700 zł do 2,5 tys. zł
umorzenie podatku w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych – 10 tys. zł (tyle miała żądać urzędniczka skarbowa z Warszawy)
„odstąpienie od kontroli granicznej sprzętu RTV o wartości 1 mln zł” – 10 tys. zł plus telewizor

Korupcji... coraz mniej - Prof. Roman Bäcker, politolog z UMK w Toruniu

Polacy nie są aż tak skorumpowanym narodem, jak powszechnie się wydaje. Szczęśliwie daleko już nam do państw azjatyckich czy afrykańskich, które nie przeszły jeszcze etapu modernizacji. Tam korupcja kwitnie w najlepsze, w ogromnym stopniu regulując zasady życia społecznego. O ile bowiem u nas praktyki korupcyjne jedynie ułatwiają pewne sytuacje, np. leczenie w szpitalu, tam je dopiero umożliwiają.
Nieprawdą też jest, że prawdziwy korupcyjny wysyp nastąpił wraz z początkiem III RP. Szukając pierwocin postaw korupcyjnych, musimy się cofnąć co najmniej do czasów zaborów. – To, że bierzemy, to w jakimś stopniu efekt rosyjskich wpływów kulturowych. Wzmocnionych w czasach PRL specyficzną polską zapobiegliwością jako odpowiedzią na gospodarkę niedoborów. Przypomnijmy sobie przecież – jeszcze nie tak dawno większość dorosłych Polaków funkcjonowała w szarej strefie „wzajemnych usług grzecznościowych”, które dziś nazywamy korumpowaniem.
Co więcej, wraz z transformacją zaczął się proces eliminowania zachowań korupcyjnych z kolejnych dziedzin życia społecznego. Spójrzmy na handel – dziś niemal wolny od tego zjawiska.
W Polsce nie mamy do czynienia ze wzrostem korupcji, tylko z zataczającym coraz szersze kręgi procesem demaskowania pewnych korupcyjnych układów i powiązań. W tym powiązań najwyższych rangą polityków i urzędników. Fakt, że do tego typu sytuacji dochodzi, to dowód, że w Polsce na poważnie walczy się z korupcją, skutecznie ją ograniczając. Tylko bowiem tam, gdzie korupcję okrywa zmowa milczenia, kwitnie ona w najlepsze. Polska jest zatem na dobrej drodze, jeśli idzie o eliminowanie łapówkarstwa z życia publicznego, chociaż jeszcze przez wiele lat będziemy się dowiadywać o bohaterach kolejnych skandali korupcyjnych. (Not. M.O.)

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)