Bielecki: na pewno się uda
U nas metodą szturmową, metodą maksymalnej mobilizacji, metodą za cztery dwunasta, jakoś najwięcej rzeczy się udaje. Na pewno i tym razem się uda - powiedział Jan Krzysztof Bielecki w "Salonie Politycznym Trójki".
Marcin Łukawski: Były premier, były dyrektor w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. I prezes jednego z największych banków w Polsce. I do każdego z Panów, jeśli się Pan nie obrazi, mam pytanie. Zacznijmy od tego wymiaru kibica, bo jest Pan zapalonym kibicem i entuzjastą piłki. Jak Pan wczoraj przyjął tę decyzję?
Jan Krzysztof Bielecki: Dla kibica sprawa prosta. Kibic nic nie kalkuluje, tylko się cieszy. I gdzieś tam sobie w duchu mówi w dodatku, nie dość, że będziemy mieli największą imprezę, to jeszcze nie musimy się kwalifikować - mamy zabezpieczone uczestnictwo.
To ma swoje dwie strony. Nie będziemy się kwalifikować, nie będziemy grali w eliminacjach, czyli nie będzie tej rundy meczów o stawkę.
- Tak. Ale to już każdy by się z tym pogodził - niech nie będzie eliminacji, abyśmy mieli pewny udział w Mistrzostwach Europy, bo ciągle o tym marzymy.
Być może uda się jeszcze wcześniej, bo teraz jesteśmy na pierwszym miejscu. Chciałem zapytać o wymiar polityczny tej decyzji - Polska i Ukraina. Czy to zmieni i zdecydowanie poprawi stosunki między Polską a Ukrainą?
- W tej całej euforii sportowej naprawdę ważniejszy jest ten efekt polityczny, ponieważ nasze partnerstwo z Ukrainą ma charakter strategiczny. I to partnerstwo, które od początku lat 90. próbujemy budować, dzisiaj będzie dodatkowo wypełnione bardzo złożoną treścią. Bo to powoduje to, co najpiękniejsze w każdym partnerstwie, że oprócz tego, że interesują się tym prezydenci, zaczną się tym interesować jeszcze bardziej konkretni ludzie, bo trzeba zbudować drogi, trzeba zrobić tak, żebym niestety nie latał do Kijowa przez Wiedeń, tylko przez Warszawę, trzeba zrobić więcej pociągów, trzeba zmienić granice - co szczególnie będzie istotne, bo w tym czasie Polska będzie miała już zewnętrzną granicę UE. I dostępność Ukraińców do Polski, ewentualnie zlikwidowanie wiz, to wszystko są bardzo konkretne rzeczy, które spowodują, że to nasze partnerstwo będzie niesione przez setki tysięcy ludzi.
Wszyscy mówią, że o pieniądze nie powinniśmy się martwić. To będą pieniądze nasze, z UE? Czy jeszcze mogą wystąpić inne źródła? - Dochody z organizacji to na pewno nie są takie wpływy, które miałyby zdecydować o opłacalności tych wszystkich inwestycji. To trzeba widzieć jako projekt modernizacyjny Polski i w tym kontekście ponieść pewne koszty, które na pewno będą wyższe niż bezpośrednie korzyści z organizacji mistrzostw.
Są to problemy, które będziemy musieli rozwiązać, to m.in. pracownicy. Czy powinniśmy otworzyć rynek pracy?
- Rzeczywiście robi się bardzo ciekawa sytuacja, skoro 35% przedsiębiorstw mówi, że ma problemy z zatrudnieniem, tzn., że występujemy w kompletnie nowej sytuacji, która jeszcze rok temu kompletnie była nieprzewidywalna. Pierwsza kwestia to zanim będziemy mówili o Chińczykach, to zastanówmy się, co chcemy zrobić dla Ukraińców. I ta propozycja, mówiąca o tym, że dajmy im łatwość pracowania przez 3 miesiące wydaje mi się trochę mało przemyślana. Przez 3 miesiące to pracodawca nawet nie wyszkoli pracownika, a gdzie są z tego tytułu korzyści. Najpierw spójrzmy na to, co mamy pod ręką, a potem cieszmy się z Chińczyków. Słyszałem, że jedna z polskich firm już niedługo zatrudni Chińczyków, którzy już jadą. Może zanim przyjadą tutaj masowo Chińczycy, to zróbmy wszystko, żeby przyjechali Ukraińcy.
A może stanie się zupełnie odwrotnie i wrócą ci, którzy są w tej chwili w Londynie?
- To jest druga kwestia. Ale to jest zawsze to wolność wyboru Polaków. Natomiast jeżeli już mamy kogoś ściągać, to myślmy o sąsiadach i bądźmy bardziej elastyczni, a nie fascynujmy się Chińczykami.
W tej euforii jeszcze jedno pytanie - uda się?
- Jak już powiedzieliśmy. U nas metodą szturmową, metodą maksymalnej mobilizacji, metodą za cztery dwunasta, jakoś najwięcej rzeczy się udaje. Na pewno i tym razem się uda.