"Biegnący Wilk" z Polski wycofał się: "szkoda psów"
Dariusz Morsztyn, zwany Biegnącym Wilkiem, Polak, który wziął udział w jednym z najtrudniejszych na świecie wyścigów psich zaprzęgów, jakim jest północny Finnmarksloepet, w połowie trasy podjął decyzję o wycofaniu się z tegorocznej edycji. Polak bardzo żałuje, że nie dokończył wyścigu, ale mówi, że "wstydu nie ma".
O niezwykłym marzeniu mazurskiego przewodnika psich zaprzęgów pisaliśmy kilka dni temu. Polak, który jako jedyny w historii pokonał trasę 500 kilometrów Finnmarksloepet, tym razem chciał wraz z najlepszymi na świecie przejechać dystans 1000 kilometrów. Do wyprawy przygotowywał się trzy lata. Niestety, Polacy śledzący losy wyścigu za pośrednictwem strony internetowej lub w codziennych relacjach norweskiej telewizji NRK, nie zobaczą go już na trasie.
Uczestnikom tegorocznej edycji wyścigu nie dopisuje pogoda. Kilka dni temu na etapie do Kirkenes rozpętała się burza śnieżna, która sprawiła, że nawet doświadczeni maszerzy z trudem utrzymywali się na wytyczonej trasie. Kiedy szlak jest stale zawiewany śniegiem, właściwą drogę mogą za pomocą węchu odnaleźć tylko te psy, które żyją i trenują w podobnych warunkach. Dla zaprzęgu Biegnącego Wilka etap z 13 marca okazał się jednym z najtrudniejszych. Choć udało się dotrzeć do mety, maszer był zaniepokojony, gdyż psy nie miały apetytu.
Zmagania z pogodą, zmęczone psy
- Kilka psów w ogóle nie chce jeść. Są zmęczone ostatnim etapem. Szczegółowo je oglądam i ciągle biję się z myślami - jechać czy nie? - relacjonował swoje rozterki Dariusz Morsztyn. - Moje ambicje nie mają tu nic do rzeczy. Oczywiście marzę o tym, aby wyścig ukończyć. Analizuję: przed nami kolejny bardzo trudny etap i dwa razy dłuższy niż poprzedni. Psy są bardzo zmęczone, straciły na wadze, najbardziej dzielne "wheel dogi" - Paktok i Paneeraq. Dina ma lekko opuchniętą łapę i nie może biec. Mimo, że psy są apatyczne i niedożywione to wiem, że jak im każę, to będą biec dalej... - napisał w krótkiej relacji z trasy.
Weterynarze, którzy na postojach sprawdzają stan zdrowia i kondycję psów, pozwolili zaprzęgowi Polaka kontynuować bieg. Uznali, że zwierzęta wykazują jedynie oznaki zmęczenia, a ich stan nie budzi niepokoju. Mimo to Biegnący Wilk wycofał się.
Męska decyzja
Polak uznał, że dalszy udział w wyścigu naraziłby jego psy na niebezpieczeństwo. - Wolę wycofać się w momencie, gdy psom nic nie zagraża – tłumaczy swoją decyzję. – Dalszy szlak jest bardzo trudny, nie będę narażał swoich przyjaciół. Rozwiązaniem byłby długi odpoczynek i regeneracja, ale nie chcę, by kilkuset wolontariuszy czekało jedynie na mnie - wyjaśnił.
Biegnącemu Wilkowi udało się pokonać połowę trasy, mówi, że "wstydu nie ma". Tłumaczy sobie, że to jak zdobywanie bieguna, trzeba etapami nabywać doświadczenia, by w końcu osiągnąć cel. Inny uczestnik tegorocznego Finnmarksloepet, Francuz, który ma na koncie pokonanie trasy wokół Mont Blanc, z norweskim wyścigiem mierzy się już po raz piąty, wciąż licząc, że tym razem dojedzie do mety.
Pisarka i wielka miłośniczka zwierząt Ewa Łazowska, która od początku śledziła zmagania Biegnącego Wilka za pośrednictwem strony internetowej Finnmarksloepet, pochwaliła jego decyzję o wycofaniu się z biegu. - Obawiałam się, że stało się coś złego, gdy zobaczyłam czarno-czerwony "x" przy jego nazwisku - mówi. - Teraz mam do pana Dariusza jeszcze więcej szacunku niż na początku wyścigu. Podjął kolosalnie trudną decyzję i udowodnił nią, że nie ściga się po nagrody - dodaje.
Mądry Polak przed szkodą
Do dziś z wyścigu Finnmarksloepet wycofało się 19 zawodników. Warunki pogodowe na północy Norwegii zrobiły się w ostatniej dobie tak trudne, ż organizatorzy biegu wysyłali patrole na skuterach śnieżnych do tych uczestników wyprawy, których GPS-y sygnalizowały dłuższe postoje. Po raz pierwszy w historii zmieniono, więc regulamin i wydłużono postoje z 8 do 12 godzin, aby dać ludziom i zwierzętom możliwość dłuższej regeneracji.
Biegnący Wilk deklaruje, że mimo wszystko udział w tegorocznym Finnmarksloepet był dla niego ważnym i pozytywnym doświadczeniem. Na trasie miał niezapomniane widoki – przez jeden z etapów towarzyszyła mu zorza polarna, innym razem obserwował wielotysięczne stado reniferów przecinające szlak.
Po rezygnacji wyprawy przesłał do redakcji podziękowania dla wszystkich, którzy go wspierali. I zdjęcie, na którym dziękuje liderce zaprzęgu za wykonaną pracę.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad