PublicystykaBiedroń zaskoczył. Wybrał taktykę, dzięki której człowiek spoza układów został prezydentem

Biedroń zaskoczył. Wybrał taktykę, dzięki której człowiek spoza układów został prezydentem

Policzmy się! – zaproponował swoim zwolennikom Robert Biedroń. Już wiadomo – na pewno nie zostanie w Słupsku. Ale co dokładnie będzie robił – tego na rok przed wyborami parlamentarnymi wciąż nie zdradził. To dobra taktyka. Pewien człowiek, który ją zastosował, został prezydentem potężnego europejskiego państwa.

Biedroń zaskoczył. Wybrał taktykę, dzięki której człowiek spoza układów został prezydentem
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Grzegorz Bukała
Michał Gostkiewicz

03.09.2018 | aktual.: 04.09.2018 10:03

Na nowej stronie Biedronia można wpłacić pieniądze. Na co? Na ogólnopolską burzę mózgów z Robertem Biedroniem, na tworzenie scenariuszy dla Polski, na monitoring tworzonego w kraju prawa, wreszcie na kampanie społeczne na rzecz praw człowieka i ochrony środowiska. Brzmi jak strona politycznego think-tanku, a nie partii politycznej - i tym rzeczywiście jest.

Normalny polski polityk, dokonując zwrotu w karierze, po prostu zwołałby konferencję prasową, ogłosił, że zakłada setną małą partyjkę, zgromadził paru bezrobotnych akurat działaczy, ucieszył się z pierwszego sondażu dającego 7 proc. i miejsca w parlamencie, po czym osiadł na laurach i przegrał z kretesem, by odnaleźć się w jakiejś spółce skarbu państwa albo radzie miasta. Ale nie Biedroń.

Zaryzykuję tezę: prezydent Słupska, w praktyce jedyna nadzieja rozbitego na kilka kanapowych stronnictw obozu na lewo od PO-N na to, żeby z polskiej lewicy coś jeszcze wyrosło, stopniuje napięcie. Mamy decyzję – drugi raz już prezydentem Słupska nie będzie, przekazał pałeczkę zastępczyni i wsparł ją w kampanii wyborczej. Zwlekał z decyzją do ostatniej chwili, ale ją podjął. Teraz mamy kolejną decyzję – zupełnie inną, niż wielu Polaków się spodziewało.

Zamiast nowej partii - która skończyłaby na kolejnej lewicowej kanapie - najpierw postawił na budowę zaplecza eksperckiego. Instytut Myśli Demokratycznej, który założył, prezentuje projekty scenariuszy dla Polski, badań terenowych, wskazuje kluczowe problemy w Polsce na najbliższe lata: edukację, rolę w UE i pomoc społeczną, chwali się liczbą zaangażowanych w prace ekspertów, ale na razie ma tylko jedną twarz. Twarz samego Biedronia.

Do wyborów europejskich i parlamentarnych jeszcze rok. W tym czasie można zrobić wiele. Na przykład założyć partię. Albo przekształcić w partię ruch społeczny, skupiony wokół charyzmatycznego lidera, który wprawdzie nie jest nowicjuszem w polityce, ba! - był posłem na Sejm i prezydentem miasta, zna więc problemy polityki zarówno lokalnej i regionalnej, jak i centralnej.

"Zaczynam budowę nowego ogólnopolskiego ruchu społeczno-politycznego, który stanie się realną alternatywą dla dominujących w polskiej polityce podziałów i przepychanek" - napisał kilka godzin po ogłoszeniu swojej decyzji Biedroń. Nie jest bez szans. Przypomnijmy niedawne badanie panelu Ariadna dla WP: aż 55 procentom badanych deklarujących się jako wyborcy PO przychylnie odniosło się do budowy przez prezydenta Słupska j a k i e j k o l w i e k inicjatywy politycznej. Wśród Polaków zamierzających głosować w wyborach potencjalna partia lewicowa pod jego przywództwem mogłaby liczyć na 21 proc. głosów! 42 proc. nie zamierza głosować na projekt polityczny Biedronia, a 37 proc. badanych nie jest pewne, na kogo by chcieli głosować. I to o te 37 proc. stoczy się walka między lewicą a liberałami. Na miejscu PO, Nowoczesnej i PSL zacząłbym się bać.

Wiecie, dlaczego? To cofnijcie się do początku tekstu. Kiedy zaczynałem go pisać, lekko ponad godzinę temu, zapisanych przez internet do inicjatywy Biedronia było 141 tys. osób. Dziesięć minut temu – 278 tys. Następnego dnia - ponad 700 tysięcy. A czy opis prezydenta Słupska, który zawarłem w tym tekście: człowieka obdarzonego - w przeciwieństwie do niektórych obecnych liderów z lewa i prawa - charyzmą, otrzaskanego w polityce, ale postrzeganego jako ktoś „spoza układów”, który umiejętnie zbudował wizerunek polityka młodego i nowoczesnego, głoszącego potrzebę zmian, ale absolutnie nie zadzierżystego radykała – kogoś wam nie przypomina?

Różni ich pochodzenie. Ten drugi polityk był dzieckiem bogatych rodziców i odebrał staranne wykształcenie w najlepszych szkołach. Biedroń – co może mu tylko w niechętnym elitom społeczeństwie polskim zaprocentować - urodził się w jednym średniej wielkości mieście, wychował w drugim, w jego rodzinie się nie przelewało, a mimo to zaszedł wysoko i zna kilka języków. To, co najwyraźniej mają wspólne, to sposób budowy siły politycznej.

Ten drugi polityk nazywa się Emmanuel Macron. Rok przed wyborami we Francji założył ruch En Marche, który przekształcił potem w partię polityczną. I szturmem wziął Pałac Elizejski i francuski parlament. Jeżeli Biedroń – choć na razie nikt z niego nie wydusił, czy rozważa walkę o fotel prezydenta RP - rzeczywiście wziął wzór z przywódcy Francji i będzie potrafił przeszczepić jego metody walki wyborczej nad Wisłę – sezon wyborczy zapowiada się ciekawie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)