Biden-Putin. Mocne słowa z Białego Domu, eksperci mówią o zimnej wojnie
Wysłanie wojsk amerykańskich na wschodnią flankę, umocnienie granicy wschodniej NATO i możliwość kolejnych sankcji gospodarczych na Rosję - taki mocny przekaz popłynął po spotkaniu Joe Bidena i Władimira Putina z Białego Domu. - To przypomina nową odsłonę zimnej wojny. Relacje między Rosją a USA będą nadal napięte - mówi WP prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista. Podobnie twierdzi były szef GROM gen. Roman Polko, który uważa, że Putin nadal będzie prowokował Ukrainę.
- Z dwóch powodów rozmowy amerykańsko-rosyjskie przypominają mi okres zimnowojenny. Po pierwsze czekaliśmy z ogromnym napięciem na rozmowy przywódców dwóch państw, co ostatnio było standardem, a kiedyś potężnym wydarzeniem. Po drugie uważam, że Putin ściągnął metodę z prezydentury Dwighta Eisenhowera, opracowaną przez jego sekretarza stanu, nazywaną "krawędziowaniem". To wybitna umiejętność polityczna dochodzenia do samej krawędzi bez wypadania - mówi Wirtualnej Polsce prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista.
Jego zdaniem, Putinowi chodzi obecnie o uzyskanie pewnych koncesji ze strony Stanów Zjednoczonych. - Priorytetem dla Rosji będzie zapewnienie, że Ukraina nie będzie członkiem NATO. Innych nie musiał formułować na spotkaniu, choćby ze względu na złą sytuację gospodarczą Rosji. Ostatecznie Putin nie wysunie się poza krawędź i nie zaatakuje Ukrainy. Będzie jednak liczył, że Biden i Zachód coś mu za to dadzą - mówi ekspert.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Rozmowa Biden-Putin rozpoczęła się we wtorek po godz. 16 czasu polskiego i zakończyła po około dwóch godzinach. Obaj politycy rozmawiali w cztery oczy. Putin łączył się ze swojej rezydencji w Soczi, zaś Biden z Białego Domu.
Po spotkaniu amerykańska administracja informowała, że prezydent USA ostrzegł Putina, że Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy odpowiedzą "silnymi sankcjami i innymi środkami" na rosyjską militarną eskalację na Ukrainie.
Z kolei doradca Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan przekazał, że jeśli dojdzie do inwazji na Ukrainę, to USA wyślą Ukrainie większą ilość uzbrojenia i wzmocnią wschodnią flankę NATO. W tym kontekście wymienił m.in. Polskę oraz Rumunię.
Wrzawa w Polsce po słowach Marine Le Pen. Reakcja z PiS
- To byłby krwawy konflikt. Obecnie ukraińska armia dysponuje sporymi siłami i dobrym uzbrojeniem. Czy Putinowi potrzebny jest dzisiaj konflikt, który pociągnąłby za sobą tysiące ofiar? Co on by wygrał? Przecież nie ma buntu narodowego u siebie w Rosji - uważa prof. Zbigniew Lewicki.
Były szef GROM mówi o zagrywkach Putina
Z kolei były szef GROM gen. Roman Polko uważa, że "zagrywki" Putina Zachód powinien nadal traktować z powagą. - Putin nie kalkuluje, nie rzuca swoich gróźb na wiatr. Wystarczy wspomnieć Baracka Obamę, który zapewniał, że jak w Syrii zostanie użyta broń chemiczna, to wojska amerykańskie tam wejdą. I jak dzisiaj wygląda sytuacja? Ano tak, że syryjski dyktator przy wsparciu Rosji ma się nadal dobrze. Podobna sytuacja może być na Ukrainie. Na razie rosyjski prezydent chce ewidentnie uzyskać jakąś korzyść. Certyfikację dla gazociągu Nord Stream 2, a może zniesienie części sankcji nałożonych przez USA na Rosję. Niewykluczone, że za chwilę się wycofa i osłabi swój nacisk. To nie znaczy, że zrezygnuje z destabilizowania Ukrainy - ocenia były szef GROM.
Jego zdaniem, w dalszej perspektywie Rosja może chcieć próbować odciąć Ukrainę od Morza Czarnego, by próbować przejąć kontrolę nad gospodarką. - Wówczas Ukraina sama wpadnie w sidła Putina przy pomocy służb, zielonych ludzików i różnego rodzaju szantażu. Ukraina jest w kleszczach Rosji. Dlatego potrzebna jest jej realna pomoc wojskowa i gospodarcza, a nie poklepywanie po plecach - uważa gen. Roman Polko.
Według komunikatów Kremla, podczas rozmów prezydentów Rosji i USA, przeważał temat Ukrainy, a Władimir Putin "wyraził poważne zaniepokojenie z powodu prowokacyjnych działań" władz w Kijowie wobec Donbasu.
W odpowiedzi Biały Dom informował, że Biden nie dał żadnych gwarancji prezydentowi Rosji w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO, a USA nadal obstają przy opinii, że każdy kraj ma swobodę wyboru sojuszy i decyzji w sprawie własnego bezpieczeństwa.