Białoruskie śmigłowce nad Białowieżą. Mocne słowa generała

- Skoro wiedzieliśmy, że będą ćwiczenia białoruskie przy naszej granicy, powinniśmy postawić środki dyżurne w podwyższonej gotowości. A my nie zrobiliśmy nic. To przerażające i szokujące - mówi WP gen. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych RP, komentując incydent z białoruskimi śmigłowcami.

Według gen. Tomasza Drewniaka, służby nie zadziałały prawidłowo ws. incydentu nad Białowieżą
Według gen. Tomasza Drewniaka, służby nie zadziałały prawidłowo ws. incydentu nad Białowieżą
Źródło zdjęć: © East News, Podlaskie TV
Sylwester Ruszkiewicz

02.08.2023 | aktual.: 02.08.2023 17:16

We wtorek doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa białoruskie śmigłowce. W specjalnym komunikacie poinformowało o tym po południu Ministerstwo Obrony Narodowej.

Według MON śmigłowce białoruskie realizowały szkolenie w pobliżu granicy. Zaznaczono przy tym, że "o szkoleniu strona białoruska informowała wcześniej stronę polską". - Przekroczenie granicy miało miejsce w rejonie Białowieży na bardzo niskiej wysokości, utrudniającej wykrycie przez systemy radarowe – przekazał MON.

A jeszcze przed południem we wtorek Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych zapewniało, że polskie systemy radiolokacyjne nie odnotowały naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. W tym samym czasie w mediach społecznościowych i w sieci pojawiły się zdjęcia Mi-8 i Mi-24 krążących nad Białowieżą.

Po incydencie szef resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe. O incydencie zostało poinformowane NATO. Do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w trybie natychmiastowym wezwana została chargé d’affaires ambasady Białorusi - poinformował resort dyplomacji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Według ekspertów do incydentu w ogóle nie powinno dojść, a liczba błędów popełnionych przez służby przy granicy z Białorusią jest zatrważająca.

"Było wystarczająco dużo czasu, by się przygotować"

- Jeśli byliśmy wcześniej poinformowani o ćwiczeniach z udziałem białoruskich śmigłowców, to zawiodły rozpoznanie i wywiad. Przecież maszyny nie przemieszczały się w ukryciu. Wiemy, gdzie były manewry prowadzone, wiemy gdzie odbywają się białoruskie ćwiczenia i na jakim kierunku. To nie są duże obszary po 100-200 kilometrów, żeby można było taki lot przeoczyć - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Faliński, były oficer Agencji Wywiadu.

Jak dodaje, zawiodło rozpoznanie SIGINT-owe (elektromagnetyczne) i brak współpracy z sojusznikami, których AWACS-y latają w tym rejonie.

- Było wystarczająco dużo czasu, by przygotować się, punktowo. Rozpoznanie radioelektroniczne w połączeniu z geoinformatycznym daje możliwość wczesnego ostrzegania. Zawiodły też działania wywiadowcze, czyli informacje agenturalne. Nie zrzucałbym winy na obronę przeciwpowietrzną, bowiem nie ma kraju, który w 100 procentach wychwyciłby podobne zdarzenie. Ale na niektórych kierunkach można przewidzieć, że coś takiego będzie. A przede wszystkim spodziewać się, że ze strony Białorusi - jeśli nie celowo, to przypadkowo – takie rzeczy będą się dziać - podkreśla Faliński.

W podobnym tonie wypowiada się gen. Tomasz Drewniak, w latach 2016-2017 Inspektor Sił Powietrznych, a obecnie ekspert fundacji Stratpoints.

"Ich pilot nawet by nie drgnął"

- W obecnej sytuacji, którą mamy za wschodnią granicą - czyli wojna w Ukrainie, wagnerowcy w Białorusi i białoruska operacja "Granica", w momencie, kiedy wpływa dokument o ćwiczeniach przy naszej granicy - powinniśmy wysłać w rejon Białowieży F-16. Nie musimy korzystać z pomocy AWACS-ów. Wystarczy, że patrzymy radarem bezpośrednio z F-16 i każde zbliżenie do naszej granicy byłoby od razu namierzone - mówi gen. Tomasz Drewniak.

Jak wyjaśnia, przy pomocy radaru pilot F-16 przechwyciłby białoruski śmigłowiec, w którym "na czerwono zaświeciłyby systemy ostrzegania". - Ich pilot nawet by nie drgnął i nie pomyślał, żeby przekroczyć naszą granicę. To podstawa naszej obrony powietrznej, trzecia lekcja w Akademii Obrony Narodowej - zapewnia były Inspektor Sił Powietrznych RP.

Według Marcina Falińskiego, ze względu na toczącą się wojnę, większość naszych sił i środków skupiliśmy na granicy z Ukrainą.

- A tutaj najwyraźniej zapomnieliśmy o szczelnej ochronie. Mając na uwadze ćwiczenia białoruskich wojsk, powinniśmy - nawet czasowo - oddelegować punkty obserwacji naziemnej. Można było ustawić maszty z kamerami, podobnie jak na granicy z Rosją w Kaliningradzie. Taka technologia pozwoliłaby obserwować ruchy białoruskich śmigłowców - uważa były oficer wywiadu.

W ocenie gen. Tomasza Drewniaka, "jeśli nasz system powiadomienia o przekroczeniu granicy przez śmigłowce innego państwa ma opierać się o zdjęcia turystów umieszczonych na Facebooku, to lepiej od razu wyłączmy radary i zamontujmy sobie Facebooka".

"Zagrożenie po prostu olaliśmy"

- To oczywiście ironia, ale w tej sytuacji wygląda na to, że potencjalne zagrożenie po prostu sobie "olaliśmy". Ktoś powie, że w czasach pokoju radary są tak rozlokowane, że na 100 metrach śmigłowców nie widzą. Ok, ale jeśli dzisiaj minister obrony Mariusz Błaszczak mówi, że podpisał kontrakty na radary Bystra i że mamy kolejną dostawę mobilnych radarów NUR-15 - to co za problem przebazować te 3-4 radary i postawić tak, by od 100 metrów widzieć wszystko na Białorusi. Albo jesteśmy poważni, albo nie. Wygląda to na nieprofesjonalne podejście polskiego MON, na zasadzie "jakoś to będzie" - podkreśla były wojskowy.

Jego zdaniem szokujące jest to, że jest to wschodnia flanka NATO, a my nie jesteśmy w stanie jej obronić.

- Zawsze powołujemy się na artykuł 5. Traktatu NATO, ale zapomnieliśmy, że art. 3. Traktatu Północnoatlantyckiego mówi o tym, iż każde państwo Sojuszu powinno zbudować zdolności do obrony, a NATO jest tylko jego uzupełnieniem. Nie prośmy Sojuszu, by nas bronił w tym rejonie, bo przecież mamy swoje samoloty i systemy namierzania takich incydentów. W przypadku, kiedy będzie prawdziwe zagrożenie, to wówczas zaangażujmy NATO. Ale przy tak prostej sytuacji my się obnażamy i pokazujemy, że nie jesteśmy w stanie chronić naszej granicy - komentuje ekspert fundacji Stratpoints.

Jak dodaje, skoro wiedzieliśmy, że będą ćwiczenia, powinniśmy postawić środki dyżurne w podwyższonej gotowości.

- Zgodnie z wojskową procedurą opisaną w dziesiątkach podręczników. A my nie zrobiliśmy nic. Dziś Białoruś się z nas śmieje. Łukaszence chodziło o to, by nas ośmieszyć i zrobić z nas idiotów. Co się niestety totalnie mu udało. Mamy do czynienia z totalną ignorancją ministerstwa obrony narodowej. Wiedząc, jaka jest sytuacja na Białorusi i w Ukrainie, nie zrobiono nic. To przerażające i szokujące - podsumowuje gen. Drewniak.

 Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie