Białoruski więzień polityczny pokaleczył się w proteście
Białoruski więzień polityczny Mikałaj Dziadok podciął sobie żyły i pokaleczył brzuch w kolonii karnej w Gorkach, by zwrócić uwagę na swoją sytuację - poinformowało w środę Centrum Praw Człowieka "Wiasna", powołując się na jego żonę.
Jak powiedziała żona więźnia, Waleryja Chocina, 12 maja Dziadok został przeniesiony do kolonii karnej w Gorkach. Zmęczony, poszedł spać na godzinę przed ciszą nocną. Dzień później został za to osadzony na 5 dni w celi izolacyjnej. Dodatkowo nakazano mu wymycie toalet, czego nie zrobił, bo - jak mówi żona - oznaczałoby to degradację społeczną w kolonii.
19 maja znów umieszczono go w celi izolacyjnej, gdzie nocą panowała bardzo niska temperatura i mimo próśb nie przeniesiono do innej. Aby zwrócić uwagę na swoją sytuację, 20 maja Dziadok podciął sobie żyły i pociął brzuch. Wtedy udzielono mu pierwszej pomocy, po czym znowu zamknięto w celi izolacyjnej.
"To nie była próba samobójcza"
- To nie była próba samobójstwa. Po prostu nie mógł inaczej zwrócić na siebie uwagi. Ale jego postulatu i tak nie spełniono - powiedziała jego żona.
Dziadok został zatrzymany we wrześniu 2010 roku i wraz z dwoma innymi anarchistami oskarżony o zorganizowanie serii podpaleń urzędów publicznych, w tym ambasady Rosji w Mińsku. Skazano go na 4,5 roku pozbawienia wolności, a jego kolegów - na 3 i 7 lat.
Przedłużona kara
W lutym tego roku, tuż przed upływem kary, przedłużono mu ją o kolejny rok za łamanie przepisów więziennych. Jak informowało Radio Swaboda, w większości były to takie przewinienia, jak chodzenie w spodniach od dresu albo bez koszulki.
Białoruskie organizacje praw człowieka uznają całą trójkę anarchistów za więźniów politycznych, argumentując, że nie dowiedziono ich winy, a rozmiar spowodowanych szkód był niewielki.