Białoruska dziewczynka ukrywana we Włoszech wróciła do sierocińca
10-letnia białoruska dziewczynka, którą przez trzy tygodnie ukrywało włoskie małżeństwo, opiekujące się tymczasowo dzieckiem w ramach programu humanitarnego, wróciła do sierocińca w Mińsku.
Włoska para nie chciała oddać Wiki Moroz, twierdząc, że w domu dziecka w Wilejce dziewczynka była wykorzystywana seksualnie, czemu zdecydowanie zaprzeczała strona białoruska.
Spór o dziecko wywołał poważny konflikt dyplomatyczny między Włochami a Białorusią. Władze białoruskie potraktowały sprawę prestiżowo i domagały się kategorycznie oddania dziewczynki bez żadnych warunków wstępnych.
Opiekę nad Wiką przejęły służby białoruskich ministerstw zdrowia i oświaty, które zadecydują o jej dalszym losie. Białoruski ambasador we Włoszech Alaksiej Skripko zapewnił, że dziewczynka była w drodze pogodna i spokojna.
Według niego, Wika może trafić znowu do sierocińca albo do rodzinnego domu dziecka lub do rodziny adopcyjnej. Wariantu pozostawienia jej w rodzinie włoskiej w ogóle nie rozpatrywano - oświadczył. Ubolewał, że z winy włoskiej pary Wika nie chodziła do szkoły, nie miała wykwalifikowanej pomocy medycznej i nie spotykała się ze swym 12-letnim bratem.
Maria i Alessandro Giusti z miejscowości Cogoleto opiekowali dziewczynką w ramach programu pomoc humanitarnej dla dzieci z okolic Czarnobyla. Wika od czterech lat spędzała u nich wakacje. W tym roku nie odesłali jej do kraju, lecz ukryli i nie chcieli oddać nawet policji mimo nakazu sądowego i groźby aresztowania.
Dziewczynkę odnalazła w środę włoska policja w Dolinie Aosty na północy Włoch przy granicy ze Szwajcarią. Jak się okazało, ukrywano ją w klasztorze bernardynów. Opiekowały się nią matki państwa Giusti.
Sprawa trafiła do sądu. W poniedziałek oczekiwany był werdykt sądu apelacyjnego w Genui. Państwo Giusti zgadzali się już oddać Wikę pod warunkiem, że na Białorusi trafi do rodziny adopcyjnej, a oni będą mogli ją odwiedzać.
Włoscy małżonkowie przedstawili nagranie, w którym mała Białorusinka błaga, by nie wysyłać jej do ojczyzny. Według nich, Wika groziła, że popełni samobójstwo, jeśli ją odeślą.
Wstyd. Jaką my jesteśmy demokracją, jeśli nie potrafimy obronić 10-letniego dziecka przed dyktaturą? - powiedział dziennikarzom na lotnisku wyraźnie przygnębiony Giusti.
Białoruska strona traktowała postępowanie włoskiej pary jako uprowadzenie. O poszukiwanie dziewczynki zwróciła się nawet do Interpolu. Białoruska telewizja codziennie nadawała reportaże z domu dla dzieci z zaburzeniami mowy, w którym przebywała Wika.
Pokazywano jej koleżanki, które zapewniały, że dziewczynce było bardzo dobrze. Nadano też rozmowę z jej bratem, nie wspominając, że to państwo Giusti go odnaleźli i doprowadzili do spotkania rodzeństwa.
Mińsk w odwecie zawiesił program letnich i zimowych wakacji dzieci z Białorusi we Włoszech. Zagroziły również całkowitym wstrzymaniem adopcji białoruskich sierot przez włoskie małżeństwa.
Bożena Kuzawińska