Białoruś szykanuje Polaków?
Marszałek Senatu Longin Pastusiak
poinformował, że jeszcze nie otrzymał odpowiedzi na list, który
skierował do przewodniczącego białoruskiego Senatu w związku z
dyskryminowaniem osób polskiego pochodzenia w wyborach
parlamentarnych, które mają się tam odbyć w październiku.
30.09.2004 | aktual.: 30.09.2004 08:51
Jak wyjaśnił marszałek Senatu, na Białorusi utrudnia się osobom polskiego pochodzenia kandydowanie w wyborach parlamentarnych poprzez eliminowanie ich z list kandydatów. W czwartkowych "Sygnałach Dnia" mówił, że białoruska ordynacja wyborcza umożliwia skreślenie kandydatów do parlamentu, jeśli Komisja Wyborcza zakwestionuje co najmniej 15% podpisów na listach popierających kandydatów.
W przesłanym we wtorek liście do przewodniczącego Rady Republiki Białorusi, Giennadija Nowickiego, marszałek Senatu wezwał do równego traktowania mniejszości narodowych podczas nadchodzących wyborów.
Senat RP jest patronem i opiekunem Polaków i Polonii za granicą. Dlatego jako marszałek Senatu Rzeczpospolitej mam nadzieję, że także obywatele Białorusi polskiego pochodzenia będą mieli zapewnioną możliwość aktywnego udziału w życiu swojego kraju, między innymi poprzez równe ich traktowanie podczas najbliższych wyborów parlamentarnych - napisał Pastusiak.
Jak zaznaczył, zbliżające się wybory parlamentarne na Białorusi skupiają uwagę obserwatorów w całej Europie. Jest to dobra okazja, by Białoruś zaprezentowała się jako kraj, który kieruje się zasadami demokracji i przestrzega praw człowieka i obywatela - podkreślił marszałek.
17 października na Białorusi odbędą się wybory parlamentarne, połączone z referendum mającym umożliwić prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence jak najdłuższe utrzymanie się przy władzy. Przedstawiciele białoruskiej opozycji informowali o szykanach ze strony władz. Jedynie połowa kandydatów opozycji została zarejestrowana przez władze. Rejestracji odmówiono także kilku kandydatom polskiego pochodzenia, m.in. Tadeuszowi Kruczkowskiemu i założycielowi Związku Polaków na Białorusi Tadeuszowi Gawinowi. Gawin twierdzi, że wyborcy, wycofując swoje podpisy, byli zastraszani przez przedstawicieli lokalnych władz.