Białoruś: strajk w radiu czy "żart w eterze"?
Pracownicy białoruskiego "Nowego Radia" podczas
porannej audycji ogłosili, że przystępują do strajku.
Kierownictwo oficjalnej Federacji Związków Zawodowych, do
których należy stacja, twierdzi, że to był tylko żart w eterze.
06.10.2006 | aktual.: 06.10.2006 19:27
Podczas bloku muzycznego "Nowego Radia" męski głos odczytał posłanie do prezydenta Aleksandra Łukaszenki, by obronił zespół stacji przed samowolą kierownictwa Federacji Związków Zawodowych (FPB), które chce rozegnać kolektyw. W komunikacie oznajmiono, że w radiu ogłoszony został strajk na miejscach pracy.
Rzeczniczka FPB Iryna Kachaniec zapewniła tymczasem, że żadnego strajku nie ma, doszło jedynie do problemów technicznych. Nikt nie może się zabezpieczyć przed takimi "żartami" w eterze - powiedziała agencji BiełaPAN. Według niej komunikat odczytał pracownik, którego planowano zwolnić.
Po nadaniu komunikatu o strajku do "Nowego Radia" nie można się było dodzwonić, nie odpowiadały też telefony jego pracowników. Po południu wymieniono ochronę budynku i zamki w drzwiach, przed wejściem zaś stanął funkcjonariusz specnazu.
Wychodzący z radia pracownicy nie chcieli rozmawiać z czekającymi na nich dziennikarzami, obserwowani przez mężczyznę odsyłającego po informacje do rzeczniczki FPB.
Radio nadawało tylko muzykę przerywaną reklamami, nie było zwykłych, cogodzinnych wiadomości.
Według inicjatywy obywatelskiej Karta-97 pracownicy "Nowego Radia" zastrajkowali w obronie dyrektora Wiktara Hryszanaua, którego zwolniono, ponieważ on sam zwolnił wcześniej kuzyna szefa FPB Leanida Kozika. W redakcji często też dochodziło do przetasowań kadrowych i wstrzymywania wypłaty wynagrodzeń.
"Nowe Radio" istnieje od dwóch lat. Nadaje głównie muzykę popularną i wiadomości, oparte na państwowych, oficjalnych źródłach. Jako pierwsze wśród stacji radiowych dostało swego czasu ostrzeżenie, gdyż nie trzymało się przepisowego limitu, zgodnie z którym większość nadawanej muzyki muszą stanowić utwory białoruskie.
