Biała niedźwiedzica Baśka - niezwykła historia "córki" polskiego regimentu
Najsłynniejszym niedźwiedziem w polskim wojsku był Wojtek. Nie był jednak pierwszy, bowiem lata przed nim w naszej armii służyła biała niedźwiedzica ochrzczona imieniem Baśka - pisze "Polska Zbrojna"
W wojnie domowej na terenie Rosji między siłami Białych, wspieranych przez kraje ententy, a Czerwonymi brały udział polskie jednostki wojskowe, w których służyli żołnierze wywodzący się z armii byłych zaborców. W czerwcu 1918 roku w miejscowości Kola, pod kołem podbiegunowym, na prośbę generała Hallera brytyjski szef ekspedycji interwencyjnej wydał instrukcję dotyczącą tworzenia polskich oddziałów. Wiele ich powstało z licznie przybywających w rejon Murmańska i Archangielska Polaków uciekających przed komunistyczną nawałą. Nie udało się stworzyć z nich jednej dywizji - powstał natomiast batalion strzelców polskich, do których przylgnęła potoczna nazwa murmańczycy.
Podchody adoratorów
W 1919 roku w Archangielsku pewien polski podchorąży, Walenty Karaś, rywalizował z kapitanem włoskich bersalierów (formacja włoskiej piechoty - przyp. red.) Andrea Giovanem o względy pewnej miejscowej damy. Obaj wiedzieli, że ich wybranka ma słabość do zwierząt, więc przed jej domem paradowali z coraz to większymi okazami. Gdy na jedno ze spotkań Włoch przyprowadził ze sobą lisa, Polak przyszedł z niewielkim wilczkiem. Następnie na targu kupił małą polarną niedźwiedzicę, skoro jego rywal chwalił się białym lisem.
Kiedy obaj panowie spotkali się pod domem kobiety, niedźwiedzica podarła kapitanowi spodnie i go wystraszyła. Gdy podchorąży Karaś później wracał do jednostki, jego groźna "maskotka" zabiła psa, który ją zaatakował. Właścicielem pechowego czworonoga okazał się brytyjski generał. Po tym incydencie poszedł na skargę do polskiego dowódcy batalionu murmańczyków, majora Juliana Skokowskiego. Ten, aby załagodzić spór, nieodpowiedzialnemu podchorążemu wyznaczył dziesięć dni aresztu, a białą niedźwiedzicę rozkazem dziennym przydzielono do jednostki z nominacją na "córkę regimentu". Wpisano ją do ewidencji kompanii karabinów maszynowych.
Awantura o Baśkę
Przewodnikiem zwierzaka został kapral Smorgoński, który do tej pory szkolił napływających do wojska rekrutów. Miał teraz nauczyć nowego członka oddziału drylu wojskowego. To on nadał niedźwiedzicy, która od tej pory towarzyszyła polskim żołnierzom w trudach podbiegunowej wojny, imię Baśka. Żołnierze batalionu brali udział w walkach na półwyspie Kola i wybrzeżu Morza Białego jako część korpusu ekspedycyjnego ententy (oprócz formacji polskich i francuskich były w nim formacje francuskie, włoskie, amerykańskie, a nawet serbskie i kanadyjskie).
W tym czasie zaczęto się zastanawiać, czy Baśka faktycznie jest płci żeńskiej. Te wątpliwości doprowadziły do zamieszania w batalionie i dowództwo musiało zorganizować oficjalne badanie przed wszystkimi żołnierzami, żeby ustalić płeć. Tego zadania podjął się pewien służący w formacji ginekolog z Warszawy. Pisemny raport z wynikami miał zostać dostarczony do kancelarii batalionu.
Ze wspomnień Eugeniusza Małaczewskiego, murmańczyka, naocznego świadka zdarzenia, wyłania się intrygujący opis tej satyrycznej wręcz sytuacji: "Baśka jest panną! A wtedy uczynił się istny dzień sądny. Stronnictwo, które trzymało się opinji zgodnej z orzeczeniem lekarza, wyraziło swą radość trzykrotnem, gromkiem: «Hurra!», podrzucono w górę czapki, wiwatując na całe gardło. Mający rewolwery otworzyli na znak uciechy rzęsistą palbę. Uczynił się taki tumult, że angielskie dowództwo zaalarmowało cały odcinek frontu, myśląc, że to nieprzyjaciel wdarł się na tyły. Zaczęto cisnąć się kupą do Baśki. Składano jej w darze co kto miał do zjedzenia. A kto zdążył już podpić, lazł całować się do niej, roniąc łzy rzewne na jej śnieżne futro". Nowa ojczyzna
W 1919 roku alianci podjęli decyzję o zakończeniu swojej misji na północnych krańcach ogarniętej wojną domową Rosji i ewakuacji swoich wojsk. Rozkaz dotyczył również Polaków, którzy wyruszyli z portu w Archangielsku statkiem do Gdańska, do odradzającej się Polski. W długą morską podróż jako etatowy członek oddziału wyruszyła również Baśka. Po powrocie do ojczyzny murmańczycy zostali w grudniu 1919 roku zakwaterowani w twierdzy modlińskiej. Jeszcze w tym samym miesiącu wyruszyli koleją do Warszawy na uroczystą defiladę i spotkanie z naczelnikiem Józefem Piłsudskim.
Na placu Saskim (obecnie Piłsudskiego) przed licznie zgromadzoną społecznością warszawską defiladowym krokiem przemaszerowała formacja murmańczyków z Baśką na czele. Tłum wiwatował na widok niedźwiedzicy, która zaczęła kroczyć na tylnych łapach, a przednią unosić do łba, "salutując" przed trybuną honorową. Później miało miejsce spotkanie z Józefem Piłsudskim: "Gdy Naczelnik, chcąc ją pogłaskać, wyciągnął rękę, bez namysłu podała mu łapę, wykonawszy przytem coś jakby dyg ceremonialny, jakiegoby się nie powstydziła najwytworniejsza Dama Dworu" - wspomina Małaczewski. Moment ten utrwalił Michał Bylina na płótnie "Przegląd oddziałów murmańczyków przez Naczelnego Wodza w Warszawie".
Futro dla Maryśki
Niestety sława Baśki trwała krótko, ponieważ zginęła w tragicznych okolicznościach. Na początku 1920 roku przewodnik zabrał ją nad Wisłę, by popływała w lodowatej wodzie. Zerwał się łańcuch, na którym była uwiązana, a zwierzak niesiony nurtem rzeki przepłynął na drugi brzeg. Tam niedźwiedzica ruszyła w kierunku najbliższych zabudowań. Była przyzwyczajona do obecności ludzi i nie wiedziała, że z ich strony grozi jej jakieś niebezpieczeństwo.
Zauważył ją niejaki chłop Wawrzon. Wpadł na pomysł, że z niedźwiedzicy może zrobić wspaniałe futro dla żony i duży zapas mięsa. Razem z synami rzucili się na zwierzę z widłami. Niespodziewająca się ataku Baśka została zakłuta na miejscu. W tym czasie murmańczycy zorganizowali łódź, na której przeprawili się na drugi brzeg Wisły w poszukiwaniu zaginionego członka formacji. Gdy dotarli do pierwszych zabudowań gospodarczych, ujrzeli swoją ulubienicę obdzieraną ze skóry na oczach zgromadzonych mieszkańców wsi. Złość ogarnęła żołnierzy. A ponieważ chłopi nie chcieli oddać nawet martwej Baśki, kapral Smorgoński i jego towarzysze roztrzaskiwali na ich głowach wyrwane z płotu sztachety. Na szczęście nie mieli przy sobie broni.
Legendarna Baśka Murmańska została wypchana i przez całe dwudziestolecie międzywojenne stała w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Ocalała w powstaniu warszawskim, ale w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła z ekspozycji po II wojnie światowej i nikt nie wie, co się z nią stało. Znane są natomiast dalsze losy murmańczyków. Zostali oni skierowani jako 3 Batalion do 64 Grudziądzkiego Pułku Strzelców. Jeszcze raz zmierzyli się z Armią Czerwoną, w wojnie polsko-bolszewickiej - brali między innymi udział w bitwach nad Dnieprem oraz Prypecią i o miejscowość Dywin. W 1938 roku jednostka z Grudziądza została przemianowana na 64 Pomorski Pułk Strzelców Murmańskich, a podobizna Baśki została uwieczniona na błękitnej tarczy formacji noszonej na mundurach.
Jakub Nawrocki, "Polska Zbrojna"