Bezpieka zabiła 3 ludzi - krwawe starcia w Syrii
Co najmniej trzy osoby zostały zabite przez syryjskie siły bezpieczeństwa w czasie antyrządowych demonstracji na przedmieściach Damaszku - poinformowali mieszkańcy stolicy Syrii. Protesty wybuchły także w miastach Banijas, Latakia i Dara, gdzie kilka tysięcy przeciwników reżimu skandowało "chcemy wolności!" i "krew męczenników nie jest tania!".
01.04.2011 | aktual.: 01.04.2011 18:39
Siły bezpieczeństwa ostrzelały ok. dwóch tysięcy demonstrantów, którzy zebrali się w stolicy. Policja użyła też gazu łzawiącego.
Protesty przeciwko rządom partii Baas wybuchły po piątkowych modłach. Aktywiści ruchu antyrządowego relacjonowali, że wokół meczetów wzmocniono obecność sił bezpieczeństwa i grup lojalnych wobec prezydenta Baszara el-Asada. Świadek, na którego powołuje się agencja Reutera, powiedział, że w jednej z dzielnic Damaszku policja zaatakowała pałkami wychodzących z meczetu demonstrantów.
Kilka tysięcy przeciwników reżimu przeszło tego dnia także ulicami Dary na południu Syrii, skandując: "Chcemy wolności!" i "Krew męczenników nie jest tania!".
Państwowa syryjska agencja prasowa informowała, że w Latakii i Darze nie doszło do konfrontacji między siłami bezpieczeństwa a wiernymi, którzy uczestniczyli modłach. W relacji agencji w kraju panuje spokój.
Czytaj więcej: Strzały i kałuże krwi - przerażające nagrania z Syrii.
Aktywiści ogłosili piątek "Dniem Męczenników", wzywając do demonstracji i oddania hołdu ponad 70 ludziom, którzy w ostatnich tygodniach zginęli w starciach z siłami bezpieczeństwa, tłumiącymi protesty przeciwko autorytarnemu reżimowi.
Władze syryjskie zapowiedziały w czwartek pierwsze posunięcia dla uspokojenia bezprecedensowych protestów antyrządowych. Prezydent Baszar el-Asad utworzył komisje, mające się zająć dochodzeniem w sprawie śmiertelnych ofiar zajść, w tym w Darze i Latakii, a także przygotowaniem ustaw, które pozwolą na zniesienie stanu wyjątkowego obowiązującego od 48 lat (od roku 1963). Nie uśmierzyło to jednak protestów.
Będzie wojna?
Wieloletni korespondent w krajach arabskich, Mariusz Borkowski przewiduje, że mimo ustępstw prezydenta demonstracje w Syrii znów mogą zakończyć się krwawo. - Baszir, nauczony przykładem z Tunezji i Egiptu, postanowił podarować trochę wolności - cofnąć stan wyjątkowy, przywrócić pewne wolności. To spotkało się z oporem wywiadu, dowództwa armii, policji i sił bezpieczeństwa. Wydaje się, że obecnie twardogłowe otoczenie Assada zaczyna wygrywać, a to oznacza, że operacje będą coraz bardziej gwałtowne - powiedział Borkowski.
Z kolei Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych uważa, że w obecnej sytuacji istnieje duże prawdopodobieństwo wybuchu wojny domowej w Syrii. Sprzyjać temu mogą podziały etniczne kraju. - Rządząca mniejszość alawicka, większość sunnicka, poza tym ismailici, druzowie, Kurdowie, uchodźcy z Iraku i Palestyny. To jest taka mieszanka, że wystarczy tylko podłożyć tam zapałkę - dodaje Sasnal.
Protesty w Syrii wybuchły pod koniec stycznia po tym, jak aresztowano tam grupę nastolatków, która malowała na ścianach antyrządowe graffiti.