"Bezdomne" zakażenia koronawirusem. Nowa luka w statystykach epidemii
453 Polaków ma COVID-19, ale jeszcze o tym nie wie, bo ich dane zgubiły się pomiędzy sanepidem, szpitalem, lekarzem a laboratorium badającym próbkę. Ktoś źle wpisał numer PESEL albo niedokładnie podał nazwisko lub adres. W efekcie jest problem z dopasowaniem pacjenta do pozytywnego wyniku testu.
Nowa luka w informacjach o zakażeniach koronawirusem ujawniła się 25 listopada - gdy Ministerstwo Zdrowia zaczęło inaczej raportować dzienne przypadki koronawirusem. Już nie opierają się one na informacjach zbieranych przez stacje sanitarno-epidemiologiczne. Teraz źródłem statystyk jest system sprawozdawczy laboratoriów tzw. EWP, opierający się na numerach PESEL pacjentów.
Już pierwszego dnia urzędnicy nie wiedzieli, do którego województwa dopisać 103 wyniki z błędnymi danymi adresowymi pacjentów. W trzy dni uzbierała się kupka 453 takich wyników. To właśnie "bezdomne" zakażenia, o których MZ informuje w codziennych raportach.
"To dane bez wskazania adresu, które zostaną uzupełnione przez inspekcję sanitarną" - czytamy w komunikacie MZ.
Ta grupa pacjentów z opóźnieniem dowie się o tym, że ma koronawirusa. Według zapewnień ministerstwa oraz Inspekcji Sanitarnej w zleceniu do testu na COVID-19 towarzyszy telefon do chorego, więc wkrótce przypadki te zostaną wyjaśnione.
- Brak adresów przy wynikach może wskazywać na niekompletność danych osób kierowanych na badania, wprowadzanych przez podmioty zlecające badanie: szpital, lekarza, stację sanitarną. Nie ma to jednak wpływu na statystykę w wymiarze ogólnopolskim, w której uwzględniany jest każdy przypadek dodatni - tłumaczy Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Inaczej uważają analitycy danych o epidemii. Według Piotra Tarnowskiego dopisanie tych wyników do poszczególnych powiatów wpływa na wskaźnik średniej zakażeń z 7 dni. To podstawowy parametr do oceny ewentualnego znoszenia obostrzeń.
- Po tym, jak powiatowym wojewódzkim stacjom polecono niepublikowanie dziennych raportów, informacji podawanych przez ministerstwo nie można zweryfikować żadnym innym źródłem - komentuje Tarnowski. - Ministerstwo poinformowało także, że liczba zakażeń w całej historii epidemii w Polsce będzie korygowana wstecznie - dodaje.
ZOBACZ TAKŻE: Ferie zimowe 2021. Co z wyjazdami na narty? Cezary Tomczyk: sprawa jest kuriozalna
Koronawirus. Seria pomyłek w danych Ministerstwa Zdrowia
Przypomnijmy, że ostatnio doszło do kilku wpadek przy publikacji raportów Ministerstwa Zdrowia. W piątek różnica pomiędzy liczbą zakażonych podaną na rządowej stronie internetowej a komunikatem publikowanym na Twitterze wynosiła 750 przypadków. Ostatecznie potwierdzono tę wyższą liczbę zakażonych, czyli 17 060 przypadków.
Nie zgadzała się także liczba przeprowadzonych w ciągu doby testów. MZ podało informację o wykonaniu 50,4 tys. testów. Tymczasem towarzyszące komunikatowi grafiki wskazywały na przeprowadzenie 46,3 tys. badań.
W dniach 23-24 listopada dwóm województwom przypisano tę samą liczbę chorych: dolnośląskie miało dwa razy 1035 przypadków, a podkarpackie 540 zakażeń. Wyglądało to tak, jakby autor statystyk pomylił się i wpisał te same liczby dzień po dniu.
Na początku tygodnia MZ dodało hurtem do raportu o epidemii 22,5 tys. przypadków zakażeń m.in. z woj. mazowieckiego i śląskiego. "Zgubiły się" i nie doliczano ich w pierwszych dniach listopada.
Ten błąd wychwycił 19-letni analityk Michał Rogalski, który prowadził własną bazę danych na podstawie m.in informacji z powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. Reakcją ministra Adama Niedzielskiego był zakaz publikacji dalszych raportów przez sanepidy.
- Wcześniejszy system sprawozdawczości nie pokazywał stanu bieżącego, tylko stan sprzed minionej doby. Nowy system ma zupełnie inną jakość. Polega na zapisach informatycznych, które wpisywane są już na poziomie laboratorium do systemu. To opóźnienie, które zlikwidowaliśmy, powoduje przesunięcie momentu, kiedy pokazujemy, gdzie jesteśmy w pandemii - wyjaśniał minister zdrowia.