Bez ugody w procesie b. dziennikarka kontra Polskie Radio
Nie doszło do ugody w procesie, który Małgorzata Kolińska-Dąbrowska wytoczyła Polskiemu Radiu. Dziennikarka domaga się odszkodowania za dyskryminację oraz zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych.
W listopadzie pełnomocnik Kolińskiej-Dąbrowskiej przedstawił sądowi i stronie pozwanej treść oświadczenia, które miałoby być podstawą ewentualnej ugody. Przedstawicielka radia oświadczyła w poniedziałek przed sądem, że zarząd nie podjął do tej pory decyzji w tej sprawie.
Była dziennikarka PR mówiła wcześniej, że chce "moralnej satysfakcji" i przyznania, że znalazła się na liście osób do zwolnienia "nie z przyczyn merytorycznych". Chciałabym, żeby druga strona przyznała, że jestem dobrym dziennikarzem, który został zwolniony z naruszeniem prawa - podkreśliła. Dodała, że domaga się także 20 tys. zł odszkodowania.
W poniedziałek warszawski sąd przesłuchał pierwszych świadków w tym procesie - b. redaktora naczelnego redakcji "Aktualności" Polskiego Radia Andrzeja Żaka oraz przewodniczącą Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Radia i Telewizji w PR Bożenę Rzepkowską-Moryto.
Żak - który także wytoczył PR proces o bezpodstawne zwolnienie z pracy, zakończony ugodą - zeznał przed sądem, że jako były przełożony Kolińskiej-Dąbrowskiej może zaświadczyć, iż była ona "pracownikiem rzetelnym, uczciwym, działającym starannie przy zbieraniu materiałów". Była dobrze przygotowana do wykonywania zawodu. W mojej ocenie była pracownikiem przydatnym dla radia - mówił.
B. naczelny radiowych "Aktualności" powiedział także, że grupowe zwolnienia w PR były "niczym nie uzasadnioną czystką", która miała "charakter polityczny".
Rzepkowska-Moryto zeznała m.in., że Kolińska-Dąbrowska aktywnie działała w związku zawodowym. Jak mówiła to, że znalazła się na liście pracowników przewidzianych do zwolnienia, było zaskoczeniem. Powiedziała także, że grupowe zwolnienia doświadczonych pracowników doprowadziły do "dziur kadrowych" w radiu. Nie ma ludzi doświadczonych, przyjmowanych jest sporo młodych osób - podkreśliła. Cały czas w radiu panuje atmosfera strachu - dodała.
Kolińska-Dąbrowska była dziennikarką Polskiego Radia od maja 1982 r. W radio to był czas, w którym po najsurowszym stanie wojennym zaczęto przyjmować nowych ludzi, czuło się nadchodzącą "odwilż". Ale to, że przyjęto mnie właśnie wtedy, teraz stało się powodem do zwolnienia - mówiła w październiku.
Była ona w radiu działaczką rady zakładowej Związku Zawodowego Pracowników Radia i Telewizji i radiowym "mężem zaufania". Podczas pierwszej rozprawy w sądzie mówiła, że angażowała się w obronę interesów pracowniczych i protestowała przeciw zatrudnieniu w redakcji "Sygnałów Dnia" red. naczelnego "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza, który prowadził poranne wywiady.
Mimo że była w radiu pod ochroną związkową (do zwolnienia takiej osoby potrzebna jest odrębna uchwała zarządu), znalazła się na liście kilkuset pracowników do zwolnienia, co kwestionowała nawet Państwowa Inspekcja Pracy. Mówiła, że nie chciała "wypaść z rynku, bo dziennikarz bez pracy przestaje istnieć" i dlatego - mając ofertę z TVP - odeszła za porozumieniem stron.
Kolejna rozprawa w styczniu.