Bez śledztwa ws. rzekomego szantażu lustracyjnego Gilowskiej
Gdańska prokuratura zasadnie umorzyła śledztwo w sprawie rzekomego szantażu lustracyjnego wobec byłej wicepremier Zyty Gilowskiej - uznał sąd i oddalił jej zażalenie na decyzję o umorzeniu. Tym samym stało się ono ostateczne.
Decyzja o umorzeniu nie miała żadnych wad; postępowanie prowadzono prawidłowo - powiedział sędzia Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.
W marcu 2007 r. gdańska Prokuratura Okręgowa umorzyła śledztwo, w którym badano m.in., czy przestępstwa nie dopuścił się zastępca Rzecznika Interesu Publicznego - co zarzucała mu w 2006 r. ówczesna wicepremier i minister finansów.
Podstawą śledztwa był artykuł Kodeksu karnego o wywieraniu przemocą lub groźbą bezprawną wpływu na czynności urzędowe organu konstytucyjnego RP - za co grozi do 10 lat więzienia. Umorzenie tłumaczono niestwierdzeniem przestępstwa.
Gilowska twierdziła, że wszczęcie jej sprawy lustracyjnej było szantażem, bo zaowocowało tym, że ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz odwołał ją z funkcji. Odwołanie nastąpiło przed wszczęciem procesu Gilowskiej - spowodowało to złożenie przez nią wniosku o autolustrację. Złożyła ona także doniesienie do prokuratury w całej sprawie.
Po umorzeniu śledztwa Gilowska złożyła zażalenie na tę decyzję, bo się z nią nie godziła - kwestionowała ustalenia i oceny prokuratury.
We wrześniu 2006 r. Sąd Lustracyjny uznał, że Gilowska nie skłamała, oświadczając, iż nie była agentem SB. W uzasadnieniu tego wyroku sąd wskazał jednak na liczne kontakty Gilowskiej z oficerem kontrwywiadu SB Witoldem Wieczorkiem, który twierdził, że zarejestrował ją jako swą agentkę, ale fikcyjnie, by ją chronić.
Gilowska w styczniu tego roku zrezygnowała z mandatu poselskiego (w klubie PiS) - z powodu choroby jej i jej matki.