"Bez mandatu nie wysyłajmy wojsk do Iraku"
Międzynarodowe siły stabilizacyjne w Iraku powinny mieć mandat ONZ lub przynajmniej NATO, tak jak w Afganistanie - uważa były premier Tadeusz Mazowiecki.
09.05.2003 | aktual.: 09.05.2003 11:14
"Z naszej dobrej pozycji w stosunkach z Ameryką powinniśmy zrobić mądry użytek. Zamiast upajać się tym, ile razy amerykańscy przywódcy wymieniają nas w swoich wystąpieniach, powinniśmy dać im jasno do zrozumienia, że mandat międzynarodowy dla sił stabilizacyjnych w Iraku jest konieczny. (...) Wobec Ameryki musimy być rzecznikiem Europy" - powiedział Mazowiecki w wywiadzie, opublikowanym w piątek przez "Gazetę Wyborczą".
Były premier obawia się, że Amerykanie instrumentalizują Polskę w swojej grze z Europą. Krytykuje szefa obecnego MSZ Włodzimierza Cimoszewicza za jego argumentację w sprawie wysłania polskich wojsk do Iraku jako kontynuacji udziału Polski w kampanii irackiej.
"Przyznam, że zdziwił mnie argument ministra Włodzimierza Cimoszewicza, gdy mówił o stosunkach z Ameryką, że 'jak się powiedziało "a", to trzeba powiedzieć "b"'. Tymczasem alfabet ma wiele liter. My musimy na swoją miarę postarać się, aby nie być niczyim listkiem figowym!" - powiedział Mazowiecki.
W jego opinii, obecne wielkie polityczne zadanie Polski to odbudowa więzi transatlantyckich między Ameryką, a Europą. Mazowiecki chciałby, aby piątkowy szczyt Trójkąta Weimarskiego "nie był jedynie zewnętrzną powierzchowną demonstracją, ale by Polska przyczyniła się do zmniejszenia różnic między USA, a Europą".
Dodał, że "z obecnego kryzysu europejskiego nie wyjdzie się z dnia na dzień. Przy wszystkich różnicach potencjałów współpraca naszych trzech państw (Polski, Francji i Niemiec) może okazać się ważnym czynnikiem politycznym. Wszyscy trzej partnerzy muszą odpowiedzieć sobie, czy chcą podziału kontynentu wedle stosunku do Ameryki, czy chcą europejskiej jedności".
Ekspremier podkreśla, że kampania iracka całkowicie zmieniła sytuację w polityce światowej i europejskiej, czego w Polsce jakby nie dostrzeżono. Mazowiecki narzeka na słaby poziom polskiej debaty publicznej na temat spraw najważniejszych z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego.
W jego opinii wojna "wysunęła na plan pierwszy parę kwestii zasadniczych. Po pierwsze - unilateralizm, czy pluralizm w ładzie światowym. Po wtóre - stosunki między Europą, a Stanami Zjednoczonymi. Po trzecie - jak w tym wszystkim ma się poruszać Polska. Tymczasem my nad tymi fundamentalnymi kwestiami przeszliśmy do porządku, jakby nie wymagały one żadnego namysłu!" - ocenił Tadeusz Mazowiecki.
Zdaniem b. premiera, "leży w naszym głębokim interesie podtrzymywanie dobrych stosunków z USA. Ale przyjacielem jest nie tylko ten, kto potakuje, ale także ten, kto potrafi postawić kwestie do namysłu. Powiem więcej. Taki przyjaciel jest bardziej szanowany. Nie każde postępowanie administracji amerykańskiej musi być zbieżne z interesem Polski. Takiego automatyzmu nie ma" - ostrzega Mazowiecki.