Betonowe pokolenie
Najpoważniejszym z niekrótkiej listy polskich zaniedbań ekologicznych wydaje się przekonanie, że tak jak jest, być musi. Gospodarka odpadami szwankuje, nakłady na ochronę przyrody są minimalne, a sprawy środowiska mają w polityce znaczenie drugorzędne – trudno. Rolnicy zanieczyszczają glebę i wody gruntowe – przecież tak było zawsze - pisze Anna Mateja w "Tygodniku Powszechnym".
Jednocześnie z badań socjologicznych wynika, że środowisko naturalne jest czymś, na czym nam zależy. Oczekujemy, że jego ochrona czy właściwe nim zarządzanie stanie się wreszcie przedmiotem troski, także polityków. Tak powszechnie traktowana „pozytywna wartość" z rzadka przekłada się jednak na działania: czy to indywidualne, czy wspólnotowe. Chcemy zmiany, a jednocześnie nie wierzymy, by nasze zaangażowanie mogło cokolwiek zmienić.
Albo chociaż uświadomić uczestnikom publicznej debaty, że dla ich słuchaczy ciekawsza od kolejnego sporu na temat koalicji rządowej byłaby może rzeczowa wymiana poglądów na temat rzekomego zagrożenia żywnością modyfikowaną genetycznie (i, szerzej, zastosowania GMO w medycynie) czy możliwości zróżnicowania źródeł energii.
Jednak oba z wymienionych tematów rzadko pojawiają się w mediach; uważa się je widocznie za na tyle egzotyczne czy nudne, że nie zasługują na rzetelne potraktowanie. Szeroko pojęta tematyka ekologiczna nabiera znaczenia dopiero wtedy, gdy wiąże się ściśle z czyimś interesem politycznym. Do tego dodać jeszcze trzeba brak zaufania wobec instytucji państwowych i poczucie bezsilności wobec urzędników państwowych czy biznesu, by częściowo choćby wytłumaczyć, dlaczego rozpowszechnione jest przekonanie, że w sferze ochrony środowiska, przynajmniej na razie, niewiele można zmienić.
– Ciągle mamy poczucie, że „nasza chata z kraja" – mówi Marta Strumińska, socjolog. – Uczestnicy polskiej debaty publicznej nie są gotowi do merytorycznego, a nie emocjonalnego zajęcia się tematem ekologii. Każda z dużych partii ma coś „ekologicznego" w programie, by im ktoś nie zarzucił, że problem lekceważą; np. LPR podczas ostatniej kampanii wyborczej lansowała pomysł zróżnicowania źródeł energii przez wykorzystanie złóż wód geotermalnych.
W akcji „kampania kontrolowana" ujawniono jednak, że nasze złoża do takich celów się nie nadają. Nie tylko ta partia, delikatnie mówiąc, nie przemyślała tych tematów. Większość z nas jest zresztą ofiarą poważnego zaniedbania – braku edukacji ekologicznej, która tymczasem stała się już formą wychowania obywatelskiego, a kwestie ekologiczne – nową generacją praw człowieka. Tylko dzięki edukacji zapewnimy sobie dostęp do informacji, możliwość odróżnienia prawdy od zmyśleń, a w efekcie zmianę myślenia o środowisku.
Cóż, jesteśmy krajem na dorobku, obolałym od transformacyjnych przemian, a ekologia kosztuje. Króluje przekonanie, że najpierw musimy się dorobić, by móc zafundować sobie ochronę ginących gatunków, segregację śmieci i czyste technologie produkcji, biorące pod uwagę interesy przyszłych pokoleń. Zrozumienie idei zrównoważonego rozwoju, choć zapisana została w Konstytucji, odłożyliśmy na lepsze czasy - pisze Anna Mateja w "Tygodniku Powszechnym".