Berlusconi i Prodi przeciwni cięciom w budżecie UE
Premier Włoch Silvio Berlusconi oświadczył, że Włochy nie chcą cięć w budżecie Unii Europejskiej na lata 2007-2013. Przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi ponowił sprzeciw wobec tego postulatu sześciu państw UE.
16.12.2003 14:45
"Nie należymy do krajów, które chcą zredukować unijny budżet, chociaż Włochy są trzecim największym płatnikiem netto, a więc jednym z krajów, na których wydatki unijne ciążą w największym stopniu" - oświadczył Berlusconi na konferencji prasowej w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.
W tej sprawie Prodi bez problemu zgodził się ze swoim politycznym rywalem na włoskiej scenie politycznej. "Jest ryzyko, że te dwa procesy zmieszają się. Jest ważne, żeby je oddzielić, ponieważ nie ma racjonalnego powodu, żeby je mieszać, chyba że manewruje się w jakimś innym celu" - powiedział na tej samej konferencji prasowej.
"Wszyscy ci, którzy chcą doprowadzić do redukcji budżetu UE, będą musieli ponieść odpowiedzialność przed własnymi obywatelami, ponieważ wydaje się, że chcieliby zrenacjonalizować pewne dziedziny, które obecnie należą do kompetencji wspólnotowych" - ostrzegł przewodniczący Komisji Europejskiej.
"Jestem dumny z tego, że bardzo ostrożnie wydawaliśmy każde euro, ale nie zapominajmy o strategii z Lizbony, o badaniach naukowych, o infrastrukturze, o wymiarze sprawiedliwości i sprawach wewnętrznych, o polityce gospodarczej i walutowej, o bezpieczeństwie, o wspólnej polityce zagranicznej, o zaczątkach wspólnej polityki obronnej" - podkreślił Prodi.
Przypomniał, że wspólnych pieniędzy ma starczyć na wszystkie te cele i sygnatariusze listu sześciu unijnych przywódców "muszą powiedzieć, jeśli chcą obciąć budżet, gdzie mają się dać odczuć te cięcia i w jakim stopniu, które rubryki budżetu muszą być zlikwidowane, jeżeli całość ma zostać przycięta".
Towarzyszący obu politykom przewodniczący Parlamentu Europejskiego Pat Cox ostrzegł przed "ryzykiem łączenia" negocjacji w sprawie unijnej konstytucji i w sprawie wspólnego budżetu, gdyż powstałaby w ten sposób "bardzo trudna i skomplikowana mieszkanka".
Przywódcy Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Austrii, Holandii i Szwecji napisali w poniedziałek do Prodiego, żeby Komisja, przygotowując projekt planów budżetowych na lata 2007-2013, obniżyła proponowany pułap maksymalnych wydatków z obecnych 1,24% do równo 1% dochodu narodowego brutto (DNB) całej Unii.
Wielu komentatorów natychmiast powiązało list "szóstki" ze sprzeciwem Polski i Hiszpanii wobec nowego systemu głosowania w Radzie UE - jedną z przyczyn braku zgody w sprawie przyszłej konstytucji UE na sobotnim szczycie w Brukseli.
Komentatorzy ci uznali list za formę nacisku na Polskę i Hiszpanie, które będą w nadchodzących latach największymi beneficjentami netto dotacji ze wspólnej unijnej kasy.
Komisja przypomniała we wtorek, że projekt przyszłorocznego budżetu Unii przewiduje wydatki 0,98 proc. DNB poszerzonej Unii 25 państw. Podkreśliła jednak, że jest to najniższy poziom w historii UE i że 2004 miał być rokiem przejściowym - wyjątkowo niskiego poziomu wypłat ze wspólnego budżetu dla nowych państw ze względu na początek ich członkostwa.
Z wcześniejszych wypowiedzi przedstawicieli sześciu państw wynika, że chcą one pokrywać spodziewany stopniowy wzrost dotacji dla nowych państw Unii, takich jak Polska, poprzez redukcję wypłat dla takich krajów jak Hiszpania w miarę, jak bogacące się regiony tych ostatnich tracą prawo do unijnego wsparcia.
Dlatego eksperci unijni uważają, że żądanie szóstki płatników netto (wpłacają do unijnej kasy więcej, niż z niej otrzymują) nie musi wcale oznaczać zmniejszenia dotacji dla Polski. Może natomiast skłócić Polskę z Hiszpanią.
List nie jest zaskoczeniem. Już w październiku urzędnicy Komisji przyznawali, że płatnicy netto chcą obniżyć pułap wydatków do 1 proc. DNB. Wtedy zapewniali, że Komisja w najgorszym razie zaproponuje kompromis pomiędzy 1% a obecnym 1,24%, czyli 1,1-1,15%.