Beniamin Krasicki: za mało ochroniarzy na imprezie w Bydgoszczy
- Na imprezie było za mało ochroniarzy, zabrakło też czujności - w ten sposób tragiczny finał zabawy w Bydgoszczy komentuje Beniamin Krasicki, prezes firmy ochroniarskiej City Security. W środę podczas imprezy studenckiej w Bydgoszczy na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym wybuchła panika. 11 osób zostało poszkodowanych, spośród nich jedna zmarła. - Gdy tłum napierał, ochrona blokowała wyjście - mówi TVP Info student Łukasz Barczykowski. Na pytanie o użycie przez ochronę gazu pieprzowego odpowiada: "spryskano nas czymś szkodliwym dla oczu".
Na imprezie miało być 1200 osób, rektor uczelni twierdzi jednak, że było ich 700-800. Na miejscu było 15 pracowników ochrony, 4 ratowników medycznych i 40 osób z samorządu studenckiego, które miały wspierać firmę ochroniarską.
- Na taką liczbę ludzi było za mało ochroniarzy, to nie zachowali czujności - twierdzi Beniamin Krasicki, prezes firmy ochroniarskiej City Security. Przekonuje, że pracownicy ochrony nie powinni wpuszczać studentów, widząc, że w łączniku przez dłuższy czas, bo około pół godziny, był tłok. W takiej sytuacji należałoby wyprowadzać te osoby.
Prawdopodobną przyczyną tragedii był wybuch paniki wśród uczestników imprezy, wskutek czego doszło do gwałtownych przepychanek w łączniku między dwoma budynkami. Jak powiedział rektor uczelni Antoni Bukaluk, w łączniku gromadziły się osoby, które paliły tam papierosy. Rektor dodał też, że po imprezie w koszach na śmieci znaleziono ślady dopalaczy.
Jak podkreśla Krasicki, nerwową reakcję tłumu może wywołać byle szczegół. Przypomniał warszawską manifestację na moście Poniatowskiego. Wystarczyło, że ktoś z tłumu krzyknął "bomba". Spowodowało to panikę, ludzie w takiej sytuacji rozbiegają się, krzyczą, boją się. Jak zaznacza specjalista właśnie w takich momentach potrzebna jest większa liczba ochroniarzy, służby porządkowych i służb informacyjnych.