Belka: SB się mną interesowała
Premier Marek Belka oświadczył w
Sejmie, że nie był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL,
które - jak poinformował - interesowały się nim, gdy był
pracownikiem naukowym. Zdaniem premiera, jego teczka jest
przedmiotem gry politycznej.
Premier zdecydował się powrócić do sprawy swej teczki w wystąpieniu, poświęconym jego prośbie o przełożenie debaty nad wnioskiem o odwołanie ministra finansów Mirosława Gronickiego.
Jak powiedział, ma bowiem nieodparte wrażenie, że przynajmniej części wnioskodawców nie chodzi o Gronickiego, ale o jego osobę oraz o destabilizowanie pracy rządu i podnoszenie kwestii jego rzekomej współpracy ze służbami PRL.
Belka poinformował, że w latach 80. i wcześniej, gdy pracował naukowo, służby specjalne PRL naciskały na niego, posługując się zarówno groźbą, jak i apelując do uczuć patriotycznych, ostrzegając również o możliwości wystąpienia prób werbunku ze strony służb amerykańskich.
Premier podkreślił, że miał świadomość, iż istnieje cienka granica między lojalnością wobec PRL, jedynego - jak powiedział - państwa, które było jego ojczyzną, a współpracą ze służbami. Granicy tej nie przekroczyłem. Zarówno w znaczeniu obowiązującego dziś prawa, jak i ważniejszym dla mnie, sensie moralnym - oświadczył Belka.
Sprawa rzekomej współpracy Belki ze służbami PRL powróciła po tym, gdy jego teczka trafiła do sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Jej wiceszef Roman Giertych (LPR) uważa, że premier okłamał komisję, mówiąc, że nie podpisał dokumentu o współpracy ze służbami specjalnymi PRL.
Chodzi o tzw. instrukcję wyjazdową, którą Belka podpisał przed wyjazdem na stypendium do USA w 1984 r. Premier nie ukrywa, że taką instrukcję podpisał, ale podkreśla, że nie współpracował z PRL-owskimi służbami.
Belka przypomniał, że jesienią 2001 r. - gdy obejmował funkcję wicepremiera, ministra finansów, złożył oświadczenie lustracyjne, w którym stwierdził, że nie był tajnym, świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL.
Kiedy w lipcu 2001 r. zrezygnował z funkcji w rządzie zaczęły pojawiać się pogłoski, że przyczyną jego odejścia z rządu były kłopoty lustracyjne. Belka powiedział, że gdy w marcu 2004 r. otrzymał propozycję objęcia funkcji premiera, miał świadomość, że wróci sprawa jego rzekomej współpracy ze służbami PRL. Podkreślił, że nie złożył wtedy żadnego nowego oświadczenia dotyczącego tej sprawy.
W czerwcu 2004 r. - przypomniał premier - w okresie, gdy Sejm miał zdecydować w sprawie wotum zaufania dla rządu, b. minister zdrowia Mariusz Łapiński wypowiadał się publicznie na temat rzekomej zawartości jego teczki.
W udzielonym w tamtym czasie "Rzeczpospolitej" wywiadzie Belka poinformował, że przed wyjazdem na stypendium do USA w 1984 r. podpisał tzw. instrukcję wyjazdową, ale że konsekwencją tego nie była współpraca z wywiadem PRL.
W 2004 r. Rzecznik Interesu Publicznego zainteresował się jego sprawą, wszczął postępowanie wyjaśniającej. Podczas osobistej rozmowy - powiedział Belka - ówczesny Rzecznik Bogusław Nizieński zadał mu wiele pytań w związku z zawartością teczki, m.in. o kontakty z pracownikiem wywiadu zatrudnionym w konsulacie PRL w Chicago.
Według premiera, Rzecznik szukał też tzw. dowodów współpracy np. ekspertyz, materiałów zastrzeżonych, bo w dotyczących go dokumentach znalazł ogólnodostępną broszurę dotyczącą gospodarki światowej wydaną przez Uniwersytet w Chicago.
Jak powiedział Belka sędzia Nizieński poinformował go, że zakończył postępowanie, a wobec faktu, że jego kadencja miała niebawem zakończyć się, pozostawia sprawę swemu następcy.
14 kwietnia 2005 r. premier otrzymał z Biura RIP pismo informujące go, że w związku z brakiem podstaw Rzecznik odstąpił od złożenia do Sądu Lustracyjnego wniosku o wszczęcie postępowania lustracyjnego. W ten sposób, zgodnie z prawem, zakończona została sprawa - podkreślił premier.
W opinii Belki, zawartość jego teczki jest przedmiotem gry, w której kompetencja i bezstronność się nie liczą. Premier powtórzy swą opinię, że jest w kuriozalnej sytuacji, gdy jako najbardziej zainteresowany, nie ma dostępu do swoich materiałów z IPN. W tej sytuacji, choć uważam, że to rozwiązanie złe, zwróciłem się o odtajnienie swojej teczki - przypomniał.
Belka ostrzegł, że lustracja totalna i pełna jawność teczek nie zapewnią jawności życia politycznego i publicznego. Jego zdaniem, oznacza to "oddanie sprawy i pisania historii w ręce byłych funkcjonariuszy służb PRL, a jej interpretacji w ręce ludzi zaangażowanych w bieżące gry polityczne".
Taka lustracja zastępuje targowisko, gdzie nie tyle się handluje, co wybuchają bomby podkładane przez szczególnego rodzaju piromanów - stwierdził Belka.