Belgia ignoruje Polskę ws. Kozłowskiej. To nie pierwsza taka sprawa
Władze Belgii zignorowały polski zakaz wjazdu dla Ludmiły Kozłowskiej i wydały jej kartę pobytu. To cios w wiarygodność Polski. Ale nie jest to pierwszy raz, kiedy Belgia podejmuje kontrowersyjne decyzje w sprawach o zabarwieniu politycznym.
O otrzymanej decyzji, udzielającej szefowej Fundacji Otwarty Dialog poinformował w poniedziałek mąż Bartosz Kramek. Kozłowska otrzymała kartę pobytu uprawniającą ją do pozostania w kraju na pięć lat. Ruch władz belgijskich - która według przepisów pozwala jej na swobodny pobyt w całej strefie Schengen - stoi w sprzeczności z ubiegłoroczną decyzją Polski. MSZ wydał dla niej zakaz wjazdu do strefy, wpisując Ukrainkę do Systemu Informacji Schengen. Decyzję uzasadniano podejrzeniami ABW nt. niejasnego finansowania fundacji.
Zdaniem Kramka, decyzja Belgii świadczy nie tylko o słabości zarzutów Warszawy, ale oznacza też de facto unieważnienie polskiego zakazu.
- Decyzja belgijskich władz jest istotna, bo rozporządzenie o Schengen mówi, że jeśli w takiej sytuacji po zapoznaniu się z zastrzeżeniami jednego kraju państwo trzecie wydaje mimo wszystko prawo pobytu, to zakaz wjazdu powinien zostać cofnięty. To będzie ciekawa sytuacja, czy Polska się temu podporządkuje - mówi WP mąż Kozłowskiej.
Ale eksperci zaprzeczają tym stwierdzeniom. Jak mówi prof. Artur Gruszczak z Uniwersytetu Jagiellońskiego, decyzja belgijskich władz nie unieważnia polskiego zakazu; nie przyznaje też automatycznie Ukraince prawa do swobodnego poruszania się w obrębie strefy Schengen. Jak dodaje ekspert, w UE dość często zdarza się, że poszczególne kraje różnią się w ocenie cudzoziemców.
- Zdarzało się np., że Marokańczyk uważany za członka grupy terrorystycznej w jednym kraju dostawał wizę francuską, bo Francja nie uznawała jej za niebezpieczną grupę. Ale wtedy to Francja bierze na siebie odpowiedzialność za takiego - wyjaśnia Gruszczak. Dodaje, że wysuwane przez Kozłowską i Kramka zarzuty o nadużywanie Systemu Informacyjnego Schengen są nietrafione.
- Obowiązują tu jasne przepisy dotyczące tego, jakie dane mogą być wpisywane i istnieje nad tym nadzór. Różnice w podejściu do tych informacji przez poszczególne kraje wynikają z różnej oceny zagrożenia, bo są różne kategorie tych zagrożeń. Ale nie można powiedzieć, że dochodzi do podstawie arbtralnej decyzji - tłumaczy ekspert.
Pytany o sprawę polski MSZ nie odniósł się do sprawy we wtorek. Nie odpowiedział też, czy szef resortu poruszył sprawę Ukrainki podczas poniedziałkowego spotkania z belgijskim ambasadorem (jak głosi komunikat MSZ na Twitterze, głównym tematem spotkania była kandydatura szefa belgijskiej dyplomacji na Sekretarza Generalnego Rady Europy). Ale kiedy rok temu Belgia wydała wizę działaczce fundacji, reakcja była zdecydowana. Polska zarzuciła wtedy Belgii godzenie w bezpieczeństwo strefy Schengen.
Belgia to naturalny wybór
Belgia nie jest jedynym państwem UE, które zignorowało polskie zastrzeżenia. Wcześniej zrobiły to m.in. Niemcy i Wielka Brytania, wydając dla niej tymczasowe wizy; Kozłowska została nawet zaproszona do parlamentów obydwu krajów. Ale decyzja Brukseli jest kolejnym krokiem w tym kierunku.
Kramek przyznaje, że dużą rolę odegrali politycy, którzy zaangażowali się w obronę jej żony i fundacji, zwłaszcza były premier Belgii Guy Verhofstadt.
- Wybór Belgii był naturalny. Tu mieści się biuro naszej fundacji, współpracujemy też z wieloma posłami do Parlamentu Europejskiego i lokalnymi politykami - mówi działacz. -Kluczowe było zaproszenie ze strony klubu ALDE w Parlamencie Europejskim, którym kieruje Guy Verhofstadt, a także zaproszenia od europosłów z Polski i innych krajów: Michała Boniego, Róży Thun, Julie Ward, Jaromira Stetiny i Rebeki Harms. To był formalny powód, dla którego Belgia wydała wcześniej Ludmile wizę, de facto omijając zakaz wjazdu nałożony przez Polskę - dodaje. Jak zapewnia, procedura przyznania pobytu Kozłowskiej odbyła się bez problemów.
Kozłowska jak Puigdemont
Kozłowska nie jest jedyną kontrowersyjną postacią, która znalazła w Belgii schronienie. Ze względu na historię neutralności i obecność międzynarodowych organizacji, Belgia jest magnesem dla politycznych uciekinierów z Europy i spoza kontynentu. A belgijskie władze i sądy często podejmują korzystne dla nich decyzje.
Najbardziej kontrowersyjnym przypadkiem była sprawa katalońskiego premiera Carlesa Puigdemonta, ściganego przez Hiszpanię za rebelię, który wraz z innymi katalońskimi przywódcami uciekł do Belgii po nielegalnym referendum niepodległościowym. Hiszpania wystawiła za nim Europejski Nakaz Aresztowania, ale belgijski sąd odmówił ekstradycji wskazując wady prawne wniosku. W efekcie Madryt zrezygnował ze ścigania separatysty za granicą.
Podobne kontrowersje wywołała sprawa innego Hiszpana, majorskiego rapera Josepa Miquela Arenasa (znanego jako Valtyonc), skazanego na 3 lata więzienia m.in. za obrazę króla i pochwały baskijskich terrorystów z ETA. Muzyk zdołał zbiec do Belgii i uniknął ekstradycji, bo sąd w Gandawie uznał, że Arenas nie złamał prawa.
W Brukseli schronienie znalazł też oskarżany o malwersacje m.in. były prezydent Ekwadoru Rafael Correa oraz opozycjoniści z Burundi, byłej belgijskiej kolonii w Afryce.
Śledztwo służb
W przeciwieństwie do katalońskich separatystów czy hiszpańskiego rapera, Kozłowska ani jej mąż nie są formalnie ścigani przez polskie władze. Ale jak poinformował w listopadzie minister koordynator służb specjalnych, w sprawie prowadzonych przez nich fundacji toczy się śledztwo. Chodzi o podejrzenie nieprawidłowości finansowych wykryte przez kontrolę skarbową w FOD. Według polskich służb, pieniądze przekazywane fundacji za pośrednictwem firmy Kramka mogły mieć "przestępcze pochodzenie", bo jego kontrahentami były m.in. firmy rejestrowane w rajach podatkowych lub mające wirtualne biura w Wielkiej Brytanii.
Kramek zaprzecza wszystkim sugestiom o nieprawidłowościach. Jak wskazuje, mimo podnoszonych publicznie podejrzeń, nie postawiono mu żadnych zarzutów, a o wnioskach z kontroli Krajowej Administracji Skarbowej dowiedział się dopiero z mediów.
- Moja firma faktycznie miała różnych kontrahentów. Ale płaci podatki, prowadzi pełną księgowość, przechodziła różne kontrole i nigdy wcześniej nie wysuwano wobec niej żadnych zarzutów. Doszło do zbudowania mocno naciąganej, fałszywej teorii, łącząc prawdziwych i wymyślonych kontrahentów spółki z aferą Panama Papers i w przekazie medialnym automatycznie przypisując ich fundacji twierdząc, że dysponuje ona środkami o przestępczym pochodzeniu - tłumaczy Kramek.
Przeczytaj również: Fundacja Otwarty Dialog badana przez ABW. Zagadkowy komunikat Mariusza Kamińskiego
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl