Będzie więcej kobiet na listach wyborczych
Posłowie wszystkich frakcji zapewniają, że wśród kandydatów do sejmu i senatu znajdzie się więcej kobiet. Jest to związane z ustawowym wymogiem, który wprowadza m.in. Kodeks wyborczy, według którego na liście wyborczej musi się znaleźć nie mniej niż 35% kobiet.
PO: kobiety mogą mieć dobre miejsca
Posłanki PO są spokojne, jeśli chodzi o reprezentację kobiet na listach wyborczych. Joanna Mucha przekonuje, że w szeregach jej partii jest wiele aktywnych i prężnie działających kobiet. - Ustawa kwotowa pozwala na przyciągnięcie ich do polityki i jestem przekonana, że już tu pozostaną - zaznaczyła Mucha.
Sama jednak - jak powiedziała - nie wie, czy dostanie "jedynkę" w Lublinie, gdzie startowała w 2007 roku. - Jeśli tak się stanie, to oczywiście postaram się wywiązać najlepiej jak to będzie możliwe. Start z drugiego, czy trzeciego miejsca, z którego kiedy trzeba gonić lidera, to też jest coś dla mnie, bo lubię wyścigi - zapewniła posłanka Platformy.
Wiceszefowi klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska zwróciła uwagę, że Platforma przyjęła wewnętrzną regulację, która zakłada, że w pierwszej piątce nie może być więcej niż trzy osoby tej samej płci, co - jak mówiła - daje kobietom szanse zajęcia w pierwszej trójce dobrego miejsca.
Według niej, "lokomotywami" list w miastach będą m.in.: minister zdrowia Ewa Kopacz, minister w kancelarii premiera ds. walki z korupcją Julia Pitera, wiceminister edukacji Krystyna Szumilas. Listy PO mają być gotowe nie wcześniej niż w maju.
PiS: zrobimy casting
O tym, że nie będzie problemu ze spełnieniem wymogu 35% kobiet na listach przekonana jest też Jadwiga Wiśniewska z PiS. Jej zdaniem, wśród sympatyków i członkiń PiS jest wiele kobiet. - Pomimo że wcześniej nie było regulacji ustawowych, na listach zawsze była znacząca reprezentacja kobiet. Kobiety w naszej partii zawsze były dostrzegane i zauważane - powiedziała Wiśniewska.
Andrzej Dera (PiS) uważa jednak, że w niektórych miejscach wszystkie partie polityczne będą miały problemy z wypełnieniem ustawowego zapisu dotyczącego 35% kwoty. Podkreślił, że są miejsca, gdzie nie ma aktywnych kobiet. - Jak można zmusić na siłę kogoś, kto nie chce być na listach i nie chce kandydować. Wtedy zrobimy casting. Tylko co mamy do zaoferowania? - pytał poseł. Jego zdaniem, w ostateczności będzie to załatwiane w ten sposób, że córki lub żony tych, którzy kandydują, będą umieszczane na listach. - Ale czy o to chodziło? - dodał Dera.
SLD: będziemy wspomagać kobiety
Spokojna o kształt list wyborczych swojej formacji jest wiceszefowa SLD Katarzyna Piekarska. - Są takie okręgi, w których pań będzie na pewno więcej niż wymaga kodeks. Jest sporo chętnych - zarówno naszych działaczek, ale też kobiet aktywnych społecznie: pań z Partii Kobiet, Zielonych 2004 i związków zawodowych - zapewniła Piekarska.
- Będziemy wspomagać kobiety, umieszczać je na atrakcyjnych miejscach na listach, więc na pewno po wyborach pań w naszym klubie będzie znacznie więcej niż w tej chwili - podkreśliła wiceszefowa Sojuszu.
Rzecznik partii Tomasz Kalita przypomniał, że zapis o 30-procentowych kwotach dla kobiet na listach wyborczych już od kilku lat jest w statucie SLD. - Ten wymóg, który ustanowił parlament, już od dłuższego czasu jest przez nas spełniany - zaznaczył Kalita. Według niego, w ubiegłorocznych wyborach samorządowych na listach Sojuszu było prawie 40% kobiet, a 32% pań było liderkami list do sejmików województw. Wśród kandydatek SLD w tegorocznych wyborach ma być wiele nowych twarzy, m.in.: obecna dyrektor klubu Sojuszu Małgorzata Winiarczyk-Kossakowska, żona tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej wicemarszałka sejmu Jerzego Szmajdzińskiego, Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska oraz b. szefowa gabinetu lidera SLD Grzegorza Napieralskiego, Magdalena Ogórek. Do sejmu kandydować też mają liderki: Partii Kobiet - Iwona Piątek i Zielonych 2004 - Małgorzata Tkacz-Janik.
Politycy Sojuszu deklarują ponadto, że chcieliby o starcie w wyborach parlamentarnych rozmawiać m.in. ze znanymi feministkami: prof. Magdaleną Środą, prof. Marią Szyszkowską i Kazimierą Szczuką.
PSL: damy radę
- Damy radę - przekonuje prezes PSL Waldemar Pawlak, pytany czy ludowcy będą w stanie zgromadzić minimum 35% kobiet na swych listach. - Nie ma potrzeby prowadzenia jakichś poszukiwań. Mamy wiele pań, które w sposób aktywny i twórczy uczestniczą w polityce, w samorządzie. Ważne jest, aby promować te panie i tych kandydatów, którzy mają osiągnięcia i znaczący dorobek - zaznaczył Pawlak.
Pawlak, wśród prawdopodobnych kandydatek PSL do sejmu wymienił, oprócz obecnej wicemarszałek, trzy nazwiska: minister pracy Jolanty Fedak, wiceminister sportu Katarzyny Sobierajskiej, a także ubiegającej się w zeszłorocznych wyborach samorządowych o prezydenturę Warszawy, Danuty Bodzek.
Wicemarszałek sejmu Ewa Kierzkowska, jedyna kobieta w klubie PSL dodała, że ma sygnały od działaczy Stronnictwa w terenie, że zgłasza się do nich bardzo wiele kobiet, które chcą w jesiennych wyborach startować z list partii. - To jest niezwykle ważne. Myślę, że będą takie sytuacje, pewnie w niejednym okręgu, że będziemy mieli więcej niż 35 proc. kobiet, co jest powodem do radości - podkreśliła Kierzkowska.
Według wicemarszałek sejmu, na razie trudno powiedzieć, jakie miejsca na listach zajmą kandydatki PSL. - Bardzo bym chciała, żeby były to miejsca jak najlepsze - dodała.
PJN: uda się zebrać 35%
O tym, że na listach do sejmu uda się zebrać, co najmniej 35% kobiet przekonany jest również poseł ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, Tomasz Dudziński. - Jesteśmy jedynym ugrupowaniem, którym kieruje kobieta i myślę, że już choćby z tej racji będziemy mieli też większą łatwość pozyskiwania kobiet. Nie sądzę, aby były z tym jakiekolwiek problemy - zapewnił Dudziński.
Obecnie najwięcej kobiet jest w 204-osobowym klubie PO (47). W klubie PiS wśród 174 posłów jest ich 30, a w SLD - 7 (na 44 wszystkich członków). W 31-osobowym klubie PSL jest tylko jedna kobieta, a 18-osobowym klubie Polska Jest Najważniejsza - 3 panie.
Marta Rawicz i Joanna Kotowicz