Będzie brodzić we krwi, ale władzy nie odda
Kolejne protesty - tym razem swój gniew okazują Libijczycy. Patrząc na los Ben Alego i Hosni Mubaraka można by pomyśleć, że dni płk Kaddafiego są policzone. Nic z tego. Muammar jest zbyt sprytny i bezwzględny, by skończyć jak dyktatorzy z Tunezji i Egiptu. Prędzej utopi Libię we krwi, niż odda władzę. A świat się nawet nie zająknie.
18.02.2011 | aktual.: 21.02.2011 14:02
W środę obrazki z Trypolisu, Bengazi i Al-Bajdy nie przypominały tych z placu Wyzwolenia w Kairze. Na ulice wyszły nie miliony, a zaledwie setki osób rozwścieczonych aresztowaniem znanego prawnika, który był jednym z najgłośniejszych - i nielicznych wystarczająco odważnych, by występować publicznie - krytyków rządu.
Chociaż protesty nie wyglądały szczególnie groźnie, reżim Kaddafiego nie brał jeńców. W Tunezji i Egipcie policja podczas pierwszych etapów manifestacji używała gumowych kul. W Libii mundurowi nie zamieniali magazynków - od razu strzelali ostrą amunicją. Zginęły co najmniej cztery osoby, chociaż niektórzy obserwatorzy twierdzą, że ofiar śmiertelnych było 13. W czwartek protestowano z większą mocą, już tysiącami. Władze wystawiły więc przeciwko ludowi wojsko. Libijski rząd ściśle kontroluje lokalne media, zatem trudno określić skalę rozlewu krwi. Według niektórych źródeł polec mogło 50 ludzi.
Gdyby Hosni Mubarak zareagował tak impulsywnie na początku zamieszek, szybko na ulice Egiptu wyszłyby nie dziesiątki, a setki tysięcy lub miliony osób. W Libii raczej nie ma na to szans. Rewolucja wygaśnie, nim na dobre zapłonie.
Libijczycy nie przywykli do walki. W przeciwieństwie do swoich arabskich sąsiadów, nie musieli się bić o niepodległość - została im nadana w 1951 roku przez ONZ, która przejęła Libię od Włoch. Wcześniejsze wojny z najeźdźcami z Italii może pamiętać zaledwie garstka starców. Większość tego młodego społeczeństwa - ponad połowa obywateli nie ukończyła 20. roku życia - nigdy nie musiała chwytać za broń. Odległą historią jest dla nich nawet konflikt z Czadem z przełomu lat 70. i 80.
Rzadko buntowali się także przeciwko rządzącemu od czterech dekad Kaddafiemu. Ostatnie poważne demonstracje miały miejsce pięć lat temu w Benghazi. Zakończyły się, gdy policja zastrzeliła około 30 osób. Libia to upalny, pustynny kraj. Taki klimat nie sprzyja rolnictwu czy hodowli bydła. Prawie cała populacja żyje więc dziś w kilku większych miastach. Dzięki temu reżim Muammara ma swoich obywateli nieprzerwanie na oku. Gdy ktoś zbyt głośno wytyka rządowi korupcję, zamordyzm lub zaniechania w walce z ponad 20-procentowym bezrobociem - po prostu znika. Morderstwa polityczne są w Libii powszechne.
Owszem, Libijczycy założyli kilka opozycyjnych ugrupowań. Sęk w tym, że zrobili to emigranci, którzy mieszkają w Europie lub USA, a swojego kraju nie widzieli od lat. Mieszkańcy Libii już dawno temu przyjęli reżim Kaddafiego za coś, co było, jest i będzie. Jeśli próbują się z tego marazmu wyrwać, Muammar natychmiast ich za to karze.
Bo władza to coś, co uzależnia i zaślepia. Tron jest wygodny, a siedzący na nim władcy nie słyszą wołania ludzi u ich stóp. Zwłaszcza tacy, którzy - tak jak Kaddafi - na początku byli witani przez lud niczym bohaterowie. Dotyczy to zarówno satrapów, jak i polityków z państw demokratycznych. Latami dzierżący stery władzy, nabierają przeświadczenia, że są niezbędni, niezastąpieni. Zaczynają wierzyć, że państwo to oni, a ich kraje nie będą mogły istnieć bez nich. Czym dłużej panują, tym bardziej są tego pewni. Hosni Mubarak był prezydentem przez 30 z 82 lat swojego życia. Władzę oddał dopiero wtedy, gdy miliony Egipcjan wypowiedziały mu posłuszeństwo. Muammar w tym roku skończy 69 lat. Rządzi od 42.
Czytaj więcej w tekście Michała Staniula: "Ropa pachnie mocniej niż krew"
Pułkownik nie musi obawiać się, że zachodnie stolice potępią go za brutalne tłumienie protestów. Od kiedy dyktator przeprosił się z USA w 2003 roku, jest przez światowe mocarstwa witany z otwartymi ramionami. Libia to największy eksporter ropy w całej Afryce. A Kaddafi gwarantuje, że "czarne złoto" nieprzerwanie płynie do tych, którzy płacą - pod warunkiem, że nie interesują się tym, co robi na swoim podwórku. Tunezja dla strategów z USA i Europy nie miała większego znaczenia, a woli 80 milionów Egipcjan nie mogli zignorować. Głosu sześciomilionowej Libii już jednak nad naftowe interesy nie przedłożą. Miliony dolarów za koncesje płacą Kaddafiemu również firmy z Polski - chociażby PGNIiG S.A. Czy krwawe represje na pokojowych demonstrantach będą przeszkadzać ich szefom?
Michał Staniul, Wirtualna Polska
Czytaj również blog autora: Blizny Świata!