Będą pilnować rozejmu w Ukrainie? "Musiałyby być wysłane siły lądowe"
Niektóre z państw z tzw. koalicji chętnych planują wysłać swoich żołnierzy, by pilnować ewentualnego rozejmu lub porozumienia pokojowego między Kijowem a Moskwą. - Na pewno w ramach tych jednostek powinny być siły powietrzne zabezpieczające niebo nad Ukrainą i siły morskie zapewniające swobodę żeglugi na Morzu Czarnym – mówi WP gen. Stanisław Koziej.
W środę w Pentagonie odbywają się rozmowy poświęcone sfinalizowaniu zobowiązań państw należących do tzw. koalicji chętnych, która skupia ponad 30 krajów. Celem jest wypracowanie mechanizmów gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy w momencie ewentualnego zawieszenia broni w wojnie rozpoczętej przez Rosję.
Jak poinformowało biuro szefa brytyjskiego rządu Keira Starmera, wojskowi planiści krajów należących do tzw. koalicji chętnych w najbliższych dniach spotkają się z planistami amerykańskimi, aby omówić plan zapewnienia solidnych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rosja zmierza do końca wojny". Generał wskazał na ważny sygnał
Według agencji Bloomberg, wysłanie wojsk do Ukrainy rozważać ma już około 10 krajów z tzw. koalicji chętnych. Przykładowo Wielka Brytania ma wysłać żołnierzy w celu wsparcia ukraińskich sił w zakresie logistyki i szkoleń. Brytyjscy wojskowi nie będą jednak uczestniczyć w walkach na linii frontu z Rosją. Podobne stanowisko przedstawił prezydent USA Donald Trump, który "definitywnie wykluczył wysłanie wojsk lądowych" do Ukrainy. Jednak jak ujawniła rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt, "USA nie wykluczają możliwości wysłania amerykańskich lotników i samolotów do Ukrainy".
Przypomnijmy, że początkowo rozważano możliwość rozmieszczenia nawet 30 tys. żołnierzy z państw koalicji, którzy mieliby chronić strategiczne obiekty Ukrainy. Plany te zostały jednak ograniczone ze względu na sprzeciw części europejskich rządów.
- Pamiętajmy, że dopiero się wykuwa model tej ewentualnej operacji – przypomina w rozmowie z WP gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
I jak podkreśla, można ją rozpatrywać w dwóch wariantach.
- W pierwszym byłaby jednym z elementów rozejmu zawartego między Rosją i Ukrainą z akceptacją obydwu stron. Byłyby to wówczas siły pilnujące tego rozejmu.
W drugim miałyby być to siły w ramach wsparcia Ukrainy po rozejmie, ale niezapisane w porozumieniu. Czyli jak gdyby bez akceptacji Rosji, a w ramach wspierania Ukrainy już po wojnie. Myślę, że obydwa te warianty są przez planistów NATO obecnie analizowane – mówi gen. Stanisław Koziej.
W jego ocenie, na pewno w ramach tych jednostek powinny być siły powietrzne zabezpieczające niebo nad Ukrainą i siły morskie zapewniające swobodę żeglugi na Morzu Czarnym.
- Główną niewiadomą i dylematem jest kwestia bezpieczeństwa na lądzie. Jedną z opcji, najbardziej prawdopodobną, jest ta, że na lądzie gwarancję bezpieczeństwa zapewniałaby po prostu odpowiednio wzmocniona armia ukraińska – ocenie były szef BBN.
I jak dodaje, nie można tego wykluczyć zwłaszcza w tym drugim wariancie w tzw. misji wsparcia bezpieczeństwa.
- Jeśli chcemy myśleć o mocnych gwarancjach bezpieczeństwa na podobieństwo artykułu 5. NATO, to musiałyby być wysłane także siły międzynarodowe na lądzie. Podobnie jak u nas na wschodniej flance. Niekoniecznie może w takiej dużej ilości, ale jako jednostki odstraszające Rosję przed ponowną agresją – komentuje były wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Liderzy z UE bali się urazić Trumpa? "To było widoczne"
Według źródeł agencji Bloomberg, pierwszym etapem opracowywanego pakietu środków będzie pomoc we wzmocnieniu ukraińskich sił zbrojnych poprzez szkolenia.
"Siły te będą wspierane przez wielonarodową grupę składającą się głównie z żołnierzy europejskich, w tym Wielka Brytania i Francja są gotowe wysłać setki swoich żołnierzy. Zostaną rozmieszczone w Ukrainie, z dala od linii frontu" - podano.
Europejscy urzędnicy mają oczekiwać, że Stany Zjednoczone będą przynajmniej nadal dostarczać sprzęt wywiadowczy i wojskowy za pośrednictwem europejskich partnerów.
Co na to Rosja? Według Donalda Trumpa Władimir Putin miałby się zgodzić na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. "Wierzę, że prezydent Putin, podejmując bardzo ważny krok, zgodził się, że Rosja zaakceptuje gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. To jeden z kluczowych punktów, które musimy rozważyć i będziemy to rozważać przy stole negocjacyjnym: kto będzie robić co" – powiedział w poniedziałek w Białym Domu.
Zdaniem gen. Kozieja, ryzyko prowokacji ze strony Moskwy cały czas istnieje.
- Jeśli nie zagwarantujemy bezpieczeństwa Ukrainie, to Rosja znajdzie się bezpośrednio szerokim frontem na centralnym kierunku, na kierunku Polski. A rosyjskie dywizje podejdą pod Bug. I to my będziemy poddawani, i kraje bałtyckie, takiemu samemu ryzyku agresji ze strony Rosjan. A lepiej, aby te ryzyka przestrzennie ogniskowały się za Dnieprem niż tutaj po tej stronie Bugu – zauważa były szef BBN.
Jak deklarowało polskie MSZ, nasz kraj jest gotowy stać się zapleczem logistycznym dla koalicji państw – sojuszników Kijowa, które zdecydują się wysłać swoje wojska na Ukrainę w celu utrzymania pokoju. Z kolei MON stanowczo powtarza informację o niewysłaniu żołnierzy, którzy mieliby wspomóc wojska koalicji chętnych.
Gen. Stanisław Koziej podkreśla, że niewątpliwie z punktu widzenia czysto strategicznego, nasze główne zadanie to zaplecze logistyczne, infrastrukturalne i wszelakie wsparcie tej operacji, czy to rozjemczej, czy operacji wsparcia bezpieczeństwa Ukrainy.
- To jest nasz priorytet łącznie z pilnowaniem bezpieczeństwa na granicy z Rosją i Białorusią, którą cały czas mamy zagrożoną. Nikt od nas nie oczekuje ani my też nie powinniśmy planować wysłania jakiegoś zgrupowania wojskowego, które byłoby elementem operacyjnym całych tych sił działających tam na Ukrainie. Niech tam działają państwa zachodnie, z daleka, które nie mają bezpośrednich zadań związanych z powstrzymywaniem Rosji. My akurat mamy na granicy NATO i Unii Europejskiej – mówi rozmówca Wirtualnej Polski.
- Jednocześnie nasza komunikacja strategiczna w tym względzie jest niestety wypaczona podejściem czysto politycznym. To znaczy podkreślaniem na pierwszym miejscu tego, że my nie wyślemy tam żołnierzy. To jest błąd komunikacyjny wygodny do manipulowania dla Rosji, a jednocześnie też wprowadzającym pewne zamieszanie w Polsce, w naszej opinii publicznej – uważa były szef BBN.
W jego ocenie powinniśmy mówić tak: że jesteśmy głównym zapleczem, pilnujemy bezpieczeństwa na granicy z Rosją i Białorusią i to jest nasze główne zadanie.
– Do tego powinniśmy podkreślać, że nie będziemy wysyłali swojego zgrupowania, ale nie wykluczamy, że jeśli w przyszłości pojawi się potrzeba, możliwość i szansa wysłania grup specjalistycznych na Ukrainę, to je wyślemy. Np. oficerów do dowództwa tych sił czy sztabowców, żeby zdobywać doświadczenia tam na miejscu. Albo zwiadowców, którzy będą to monitorować, obserwować i przekazywać nam informacje z pierwszej ręki. Ewentualnie specjalistów od techniki wojskowej, by na miejscu testowali i weryfikowali, jak sprawdza się nasz sprzęt — mówi gen. Stanisław Koziej.
- Taki powinien być komunikat. A nasza komunikacja w tym względzie niestety jest skażona wewnętrzną rywalizacją polityczną. Politycy obawiają się przedstawić realną strategię, żeby czasem nie stracić np. grupy skrajnych, antyukraińskich wyborców. Zwłaszcza ci, którzy rządzą, czyli prezydent i rząd są wręcz zobowiązani przedstawiać opinii publicznej rzeczywiste zagadnienia bezpieczeństwa, a nie kształtować ich postawy propagandą – puentuje były szef BBN.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski