Barroso nie chciał być zakładnikiem Samoobrony
Jose Manuel Barroso w ostatniej chwili
zrezygnował z głosowania w Parlamencie Europejskim składu
Komisji Europejskiej, której miał przewodniczyć, ponieważ wygrać
mógł tylko dzięki głosom deputowanych skrajnej prawicy, a także
Samoobrony, a nie chciał być ich zakładnikiem - pisze francuski
dziennik "Le Monde".
Zdaniem "Le Monde", to osobista interwencja prezydenta Francji Jacques'a Chiraca skłoniła w środę Barroso do wycofania swoich kandydatur na komisarzy.
Wobec narastających głosów krytyki dla Włocha Rocco Buttiglionego, w ostatnich dniach przed głosowaniem szanse na zwycięstwo Komisji Barroso szybko malały. Wtedy - pisze "Le Monde" - do francuskiego komisarza in spe Jacques'a Barrota zadzwonił eurodeputowany francuskiego Frontu Narodowego Jean-Claude Martinez: Ile brakuje wam głosów? Bo ja mam piętnaście.
Dziennik pisze, że Martinezowi chodziło o siedmiu deputowanych Frontu Narodowego, sześciu z Samoobrony i paru niezrzeszonych.
Poinformowany o tej inicjatywie Chirac zatelefonował we wtorek wieczorem do Barroso. "Le Monde" pisze, że jeszcze raz opowiedział się za zrezygnowaniem z kandydatury Buttiglionego, a także zaznaczył, że Komisja, która wygra głosowanie skromną większością głosów, będzie "zakładnikiem" parlamentu.
Odnosząc się do ewentualnego poparcia Komisji przez skrajną prawicę, Chirac powiedział: Na to się nie zgodzę - relacjonuje "Le Monde".
Zdaniem dziennika, Barroso miał się wówczas zgodzić ze stanowiskiem prezydenta Francji. Po rozmowie z Chirakiem po raz kolejny próbował wywrzeć nacisk na włoskiego premiera Silvio Berlusconiego, aby wycofał kandydaturę Buttiglionego, ale ten nie chciał się zgodzić, co ostatecznie doprowadziło do odroczenia głosowania nad wotum zaufania dla Komisji.