Trwa ładowanie...
06-10-2004 06:36

Bardzo łagodny fiskus



Tylko w Gdańsku w ramach gminnego dożywiania dzieci miasto sfinansuje w tym roku szkolnym posiłki dla ok. pięciu tysięcy dzieci, przeznaczając na ten cel 1,5 mln złotych. Niewiele brakowało, by od tej kwoty gdańskie szkoły musiały oddać fiskusowi... ok. 100 tysięcy złotych podatku!

Bardzo łagodny fiskus
d4c8vc2
d4c8vc2

Dyrektor Małgorzata Jankowska ze szkoły na Oruni z daleka pozna, które dziecko jest głodne. - Nie może się na niczym skoncentrować - mówi. - Myśli i mówi tylko o jedzeniu. Obiad w szkole kosztuje 2,50 zł. Dla wielu i tak za drogo. Od 1 maja br. zaczęły obowiązywać dość niejasne przepisy o podatku od towarów i usług. Na pierwszy rzut oka wynika z nich, że sprzedaż obiadów w szkolnych stołówkach nie jest działalnością edukacyjną i nie może podlegać zwolnieniu z płacenia podatku VAT. I zaczęło być nerwowo. - To żenujące - mówi Barbara Nowodworska, dyrektor zespołu szkół przy ul. Haffnera w Sopocie. - Od kilku miesięcy usiłujemy dowiedzieć się, czy szkoły powinny płacić siedmioprocentowy VAT od obiadów. Pytamy o to wszystkich, łącznie z Izbą Skarbową. Na ostatnie pismo, wysłane do Głównego Urzędu Statystycznego w Łodzi, jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Mimo niepewności szkoły w Sopocie samowolnie postanowiły na razie nie płacić haraczu od szkolnych obiadów. Podobne decyzje podjęto w Gdańsku i w Gdyni.
Jednak, na wszelki wypadek, w Sopocie wzrosły ceny posiłków - z 2,80 zł do 3,20 zł.

Najgorsze są poniedziałki. Dzieci przychodzą do szkoły rano i ciągle pytają, która godzina. Są ospałe, nie mogą skoncentrować się na lekcjach. Około południa zaczynają się ożywiać. Wtedy zaczyna pracę szkolna stołówka. - Często ten obiad jest ich jedynym posiłkiem w ciągu dnia - mówi Małgorzata Jankowska, kierująca Szkołą Podstawową nr 56 w Gdańsku. - Zjadają zupę, drugie danie, proszą jeszcze raz o zupę. Aż nic nie zostaje. To niezwykle przykry temat. Na 530 uczniów, ze stołówki korzysta 180. Wśród nich gmina dożywia co trzecie dziecko, kilka obiadów wykupują ksiądz i sponsorzy. Według ostatniego raportu na temat niedożywienia dzieci w Polsce co trzecie dziecko na Pomorzu przychodzi do szkoły głodne. - I w szkole wreszcie dostaje jeść - mówią nauczyciele. - Czy można traktować nasze stołówki jak nastawione na zysk zakłady gastronomiczne? Przepisy o podatku od towarów i usług, obowiązujące od momentu naszego wejścia do Unii, napisane są w sposób zrozumiały tylko dla wąskiej grupy fachowców. Były też na kilka
sposobów interpretowane. Jedna z wersji, prezentowana w fachowych pismach przez "ekspertów podatkowych", nakazywała doliczanie 7 procent VAT do każdego talerza uczniowskiej zupy.

- My też, jak wszystkie gminy w kraju, mieliśmy wątpliwości - twierdzi Joanna Grajter z UM w Gdyni. - Ale w końcu wszystko zostało po staremu i podatek nie jest odprowadzany. - W Gdańsku już w marcu zorientowaliśmy się, że będzie z tym kłopot - mówi Maciej Turnowiecki, rzecznik prezydenta Pawła Adamowicza. - Wysłaliśmy pytanie do GUS w Łodzi i w czerwcu dostaliśmy odpowiedź. Wynika z niej, że jeśli szkoła sama prowadzi stołówkę, a pracownicy stołówki są zarazem pracownikami szkoły, to podatku nie trzeba płacić. Dopiero wczoraj Ministerstwo Finansów na łamach oznajmiło, że prowadzenie przez szkoły stołówek może być traktowane jako wewnętrzna działalność edukacyjna. Jeśli jednak szkolną stołówkę prowadzi firma zewnętrzna, nie związana z oświatą, to "podlega opodatkowaniu według stawki VAT w wysokości siedem procent". Niestety, jest pewien problem. Ponad połowa gdańskich szkół nie umieściła w swoich statutach działalności stołówkowej. A to może oznaczać dla fiskusa konieczność opodatkowania obiadów.

Dorota Abramowicz

d4c8vc2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4c8vc2
Więcej tematów