„Baranina” odpowie przed austriackim sądem
W czwartek przez austriackim sądem rozpocząć ma się proces Jeremiasza B., pseud. Baranina podejrzanego o zlecenie zabójstwa b. ministra sportu Jacka Dębskiego.
Tymczasem do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło pismo austriackiego sądu z prośbą o przekazanie Haliny G. do czynności procesowych w Wiedniu.
Według rzeczniczka warszawskiego Sadu Okręgowego, sędziego Wojciecha Małka, jest to możliwe na mocy międzynarodowej współpracy prawnej.
Konfrontacja Baraniny, zleceniodawcy morderstwa, oraz Haliny G. która miała pomóc w zabójstwie Dębskiego, jest więc nieunikniona.
Były szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki Jacek Dębski został zastrzelony w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 roku przed restauracją na warszawskiej Saskiej Kępie. Odnaleziony na ulicy w pobliżu Mostu Poniatowskiego przez przechodnia, trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie i zmarł po kilku godzinach.
Motywem zabójstwa jest - jak ustaliła prokuratura - rozliczenie nielegalnych interesów, jakie Dębski miał robić z Jeremiaszem B., znanym policji gangsterem, który oprócz polskiego ma również austriackie obywatelstwo.
W czerwcu 2002 roku "Rzeczpospolita" pisała, że Dębskiego przywiózł do Wiednia do "Baraniny" Bolesław Krzyżostoniak, działacz sportowy z Poznania. Podczas przyjęcia w austriackiej willi "Baraniny", Dębski i "Baranina" odkryli, że ich matki były spokrewnione i od razu bardzo się zaprzyjaźnili.
Wiadomo też, że w dniu śmierci Dębski rozmawiał z nim ze swojej komórki. Według nieoficjalnych informacji, były szef UKFiT bywał u "Baraniny" w Austrii.
Według niektórych mediów, Dębski miał założyć w Austrii konto, którego pełnomocnikiem został Jeremiasz B. Chodzi o 400 tys. dolarów, które Dębski wyciągnął ze swojej skrytki bankowej w Łodzi, a później ulokował w austriackim banku. Pełnomocnikiem konta został Jeremiasz B. Dębski miał jednak nie ufać "Baraninie" i obawiać się o swoją gotówkę. Kilkanaście dni przed zabójstwem "Baranina" wybrał pieniądze z konta.
B. znany był polskim organom ścigania. W 1990 roku został zatrzymany przy wielomilionowym przemycie alkoholu z Czechosłowacji do Polski. Z aresztu wyszedł jednak - jak doniosła poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" - dzięki sfałszowanemu zaświadczeniu o zaburzeniach psychicznych. W 1995 roku "Baranina" został skazany w Niemczech za przemyt papierosów. "Dostał jednak wyrok w zawieszeniu, bo poszedł na współpracę z organami ścigania i wydał wspólników" - napisała "Gazeta".
"Baranina" ma też być zamieszany w produkcję w Polsce i sprzedaż w lokalach w Wiedniu tabletek ekstazy. Po tej sprawie - jak podała prasa - austriacka policja miała mu założyć podsłuch. Dzięki niemu wykryto m.in. związki Jeremiasza B. z zabójstwem Dębskiego.
Po zatrzymaniu "Baraniny" wyszło na jaw, że był od dawna tajnym agentem austriackich służb specjalnych. Według tych służb, był cennym informatorem. Miał świetne rozeznanie w działających na terenie Europy Zachodniej gangach, przede wszystkim pochodzących z Europy Wschodniej. Wiadomości, które przekazywał policji, pozwoliły na podjęcie skutecznej walki z gangami rosyjskojęzycznymi czy azjatyckimi.
Jeremiasz B. był jednocześnie specjalnym agentem austriackiej jednostki do zwalczania przestępczości zorganizowanej EDOK (dziś już nie istnieje). I dzięki temu pozbywał się własnych konkurentów.
Ale dopóki był "zwykłym" kryminalistą-przemytnikiem, EDOK patrzył na jego działania przez palce, a nawet chronił go przed zagrożeniem czy zemstą innych gangów - twierdzi austriacka policja. Według kompetentnych władz austriackich, punktem zwrotnym było to, że "Baranina" wydał zlecenie zabójstwa Dębskiego.
W ostatnich dniach prasa spekulowała, że austriacka policja, która podsłuchiwała "Baraninę", mogła wiedzieć o planach zabójstwa Dębskiego, ale - z przyczyn technicznych związanych m.in. z tłumaczeniem - nie zdążyła uprzedzić polskich organów ścigania. Według mediów, austriackich policjantów, którzy w zamian za informacje "przymykali oko" na przestępstwa Jeremiasza B., pociągnięto za to do odpowiedzialności karnej.
W sprawie "Baraniny" policje i prokuratury z Polski i Austrii współpracowały ze sobą. Polskie organa ścigania - jak wynika z nieoficjalnych informacji - miały otrzymać stenogramy z podsłuchiwanych rozmów Jeremiasza B. m.in. z Tadeuszem M. - mężczyzną, który zastrzelił Dębskiego. Dowodami w procesach będą też badania fonoskopijne nagranych rozmów.
"Baranina" - według polskich policjantów - utrzymywał ścisłe kontakty z gangiem pruszkowskim (według niektórych informacji był rezydentem w Austrii grupy z Pruszkowa). Zajmował się m.in. nielegalnym handlem narkotykami i spirytusem. Proces "Baraniny" zakończyć ma się w marcu. Formalnie oskarżony jest o podżeganie do zabójstwa Dębskiego i uczestnictwo w organizacji przestępczej.
Według organów ścigania, Tadeusz M. był współpracownikiem "Baraniny". "Śląski bandyta (M. pochodził ze Śląska) zatrudniony został w podwiedeńskim warsztacie samochodowym, ochraniał dyskoteki pryncypała, wykonywał inne zlecenia" - napisała poniedziałkowa "Gazeta".
Policja zatrzymała Tadeusz M. w czerwcu ubiegłego roku. Dzień po przedstawieniu zarzutu zabójstwa Dębskiego powiesił się w celi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. W postępowaniu wykluczono, że wobec M. zastosowano przed śmiercią siłę fizyczną, czy też użyto trucizny. Prokuratorzy uważają, że M. popełnił samobójstwo.
Według mediów, M. chciał na polecenie "Baraniny" zabić Dębskiego jeszcze w Krakowie 8-9 kwietnia 2001 roku. Ze względu na obecność przy b. ministrze innych osób okazało się to jednak niemożliwe.
Proces "Baraniny" ma zakończyć się - według zapowiedzi austriackiego wymiaru sprawiedliwości - w marcu tego roku.(an)