Barack Obama oficjalnie kandydatem na prezydenta
Były prezydent Bill Clinton formalnie nominował w czwartek rano czasu polskiego Baracka Obamę na kandydata Partii Demokratycznej w listopadowych wyborach prezydenckich w USA, w których zmierzy się on ze swoim republikańskim rywalem Mittem Romneyem.
06.09.2012 | aktual.: 06.09.2012 08:29
W przemówieniu na konwencji Demokratów w Charlotte, w Karolinie Północnej, Clinton gorąco zaapelował o poparcie dla ubiegającego się o reelekcję Obamy, broniąc jego dorobku z pierwszej kadencji i przedstawiając druzgocącą ocenę Partii Republikańskiej (GOP), jej wizji Ameryki i jej kandydata do Białego Domu.
48-minutowe przemówienie Clintona, entuzjastycznie przyjęte przez delegatów i oceniane jako majstersztyk sztuki oratorskiej, było bezpośrednio transmitowane przez wszystkie krajowe stacje telewizyjne w USA.
Były prezydent wyraził przekonanie, że w okresie drugiej kadencji Obamy sytuacja ekonomiczna Stanów Zjednoczonych zdecydowanie się poprawi. Kiedy skończył, na scenę wkroczył Obama i serdecznie uścisnął Clintona, dziękując mu za poparcie.
W swym przemówieniu Clinton przypomniał najpierw trudny spadek, jaki Obama dostał po swoim poprzedniku George'u W. Bushu: wojnę w Iraku, kryzys finansowy i globalną recesję, wysoki deficyt budżetowy i rosnące nierówności dochodów.
- Słuchajcie mnie uważnie - mówił Clinton. - Żaden prezydent nie naprawiłby tylu szkód w kraju w ciągu niecałych czterech lat. (...) Prezydent Obama odziedziczył strasznie osłabioną gospodarkę, zapobiegł jeszcze głębszemu kryzysowi, zainicjował długą drogę do naprawy i położył fundamenty pod bardziej nowoczesną i lepiej zrównoważoną gospodarkę, która stworzy miliony nowych miejsc pracy, nowe kwitnące firmy i mnóstwo pomyślności dla nowatorów.
Clinton polemicznie streścił następnie program Republikanów i ich kandydata na prezydenta, Mitta Romneya. Zaatakował ten program jako anachroniczny, urągający sprawiedliwości społecznej, sprzyjający jedynie bogaczom i uprzywilejowanym, oraz groźny dla przyszłości Ameryki.
- Najważniejsze pytanie brzmi: w jakiego rodzaju kraju chcecie żyć? Jeżeli chcecie społeczeństwa, w którym każdy jest pozostawiony samemu sobie i zwycięzca bierze wszystko, powinniście poprzeć tandem republikański (Romneya i kandydata na wiceprezydenta, Paula Ryana - przyp. red.). Jeżeli chcecie kraju, w którym dzielimy się pomyślnością i odpowiedzialnością, społeczeństwa, w którym mamy poczucie wspólnoty, powinniście głosować na Baracka Obamę i Joe Bidena - powiedział.
Clinton polemizował kolejno z argumentami wysuwanymi przez GOP przeciw Obamie. Według Republikanów Obama miał doprowadzić do znacznego wzrostu deficytu i długu publicznego, zamiast tworzenia miejsc pracy skupił się na reformie ochrony zdrowia, wreszcie zaostrzył regulacje biznesu, co ma hamować wzrost ekonomiczny.
Przytaczając konkretne liczby, Clinton odpierał m.in. czołowy zarzut Republikanów, że przeforsowana przez prezydenta reforma ubezpieczeń zdrowotnych oznacza "cięcia Medicare" - popularnego programu ubezpieczeń dla emerytów.
Wystąpienie byłego prezydenta - jak podkreślają komentatorzy - miało szczególne znaczenie, gdyż jego rządy w latach 90. wspominane są jako okres prosperity w USA.
Clintona chwalą nawet konserwatyści przeciwstawiając go Obamie jako przywódcę, który - w odróżnieniu od niego - z powodzeniem współpracował z Republikanami w Kongresie i prowadził politykę centrową.
W przemówieniu na konwencji Clinton zbił jednak ten argument przypominając, że za jego kadencji Republikanie byli gotowi iść na kompromisy, podczas gdy Obama od początku spotkał się z nieprzejednanym sprzeciwem GOP wobec niemal wszystkich swoich inicjatyw.
- W przypływie szczerości pewien senator (lider Republikanów w Senacie, Mitch McConnell - przyp. red.) powiedział, że celem opozycji nie jest tworzenie miejsc pracy, tylko pozbawienie pracy prezydenta Obamę. No cóż, panie senatorze, zadbamy o to, by prezydent swoją posadę zachował - powiedział Clinton.
Zdaniem czołowego komentatora telewizji CNN, Davida Gergena, "jeżeli są jeszcze wyborcy niezdecydowani, to przemówienie (Clintona) mogło ich przekonać".