Bałtyccy szabrownicy
Szabrownicy dotarli do spoczywającego na dnie Bałtyku wraku niemieckiego okrętu "Wilhelm Gustloff". Z tego podwodnego cmentarzyska wymontowują, co się da - bulaje, latarnie pokładowe, nawet umywalki - donosi "Rzeczpospolita".
08.11.2004 | aktual.: 08.11.2004 08:52
Biznes napędzają pogłoski, że za elementy wyposażenia zatopionych podczas wojny statków można dostać fortunę od niemieckich kolekcjonerów.
Kiedy rosyjskie torpedy trafiły w 1945 roku "Gustloffa" wraz z okrętem na dno poszło ponad sześć tysięcy uciekinierów. Wrak uznano więc za podwodne cmentarzysko. Penetrowania go zabrania prawo. Mimo to, wyprawy na "Gustloffa" to popularna rozrywka. W Internecie można znaleźć filmy i zdjęcia z takich ekspedycji i adresy ich organizatorów.
Internauci chwalą się, że byli na wraku. "Tragedia tysięcy osób, które straciły życie podczas ostatniego rejsu i plotki o tajemniczych ładunkach wiezionych przez "Gustloffa" podnoszą tylko poziom adrenaliny" - pisze autor przedstawiający się jako Michał Domin. "Aż się nie chciało wychodzić (...) Ale wrócimy niebawem. Po złoto... hehe, albo Bursztynową Komnatę".
- Tym, czym dla alpinistów jest Mount Everest, tym dla nurków jest "Gustloff" - mawia Jerzy Janczukowicz, szef gdańskiego klubu płetwonurków Rekin. Odwiedzał on "Gustloffa", ma przedmioty z tego statku. Jeden z żyrandoli z sali balowej przerobił na stolik pod alkohol.
- Ludzie nurkujący nielegalnie na "Gustloffie" i wydobywający z niego przedmioty, nie różnią się niczym od hien cmentarnych - mówi Henryk Koszka z gdyńskiego Urzędu Morskiego. Przyznaje zarazem, że jego urząd nie potrafi powstrzymać szabrowników. (PAP)