SpołeczeństwoBallada o bazarze Różyckiego

Ballada o bazarze Różyckiego

Umowa miasta z kupcami na dzierżawę terenu
wygasła 30 kwietnia. Według handlowców, automatycznie powinna stać
się umową na czas nieokreślony. Jeśli władze stolicy nie będą
chciały rozmawiać z kupcami, pozew trafi do sądu w tym tygodniu -
informuje "Metropol".

22.06.2004 | aktual.: 22.06.2004 07:23

Teraz teren przejął zarząd Portu Praskiego. Kupcy się na to nie zgadzają, mimo że władze Pragi zapewniają, że nic się nie zmieni, ponieważ bazar nadal będzie istniał. Handlowcy chcieliby jednak rozliczenia z miastem, gdyż zainwestowali w oświetlenie i kanalizację. Chcą spotkać się z prezydentem Warszawy, a jeśli do spotkania nie dojdzie, są gotowi zorganizować manifestację - donosi "Metropol".

Zarówno władze, jak i kupcy zgadzają się, że bazar trzeba ratować. Mógłby stać się atrakcją turystyczną Warszawy. Tymczasem marnieje w oczach. Dziś z 600 budek pozostało około 200. Kupcy są zadłużeni, gdyż nie stać ich na płacenie czynszu w wysokości 85 tys. zł miesięcznie - pisze "Metropol".

Kiedyś na bazarze po wyzwoleniu byli budki, które zaopatrywali całą Polskę we wszystko - od mięsa do chleba i papierosa. Papierosy robili - gilzy to się nazywali. Były różne ciuchy na każdą kieszeń - wspomina pani Janka. Nawet jak ktoś nie mógł kupić na straganie, to kupił spod kapoty. Byli pyzy, pączki pani nosili, czyściusieńkie. Oprócz tego to jeszcze byli flaczki, placuszki, manna kaszka z mleczkiem czy ze słoninką. Lody same kobiety robili. Stali stare kupcowe, którzy już mieli dużo lat. Stali sobie z kwiatami, nikt nikogo nie ganiał. Było pięknie i dobrze. Później się to zmieniło - z rozrzewnieniem snuje swoją opowieść pani Janka, której budka ma w sobie coś z dawnego klimatu bazaru Różyckiego - opisuje "Metropol".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)