PolskaBalcerowicz w rządzie to "niemądry żart"

Balcerowicz w rządzie to "niemądry żart"

Gdy na dziennikarskiej giełdzie padło nazwisko Leszka Balcerowicza jako kandydata do objęcia resortu finansów, wydawało się to "niemądrym żartem". Platforma Obywatelska podejmując taką decyzję, przyznałaby się bowiem, że maskę zatroskania o losy ubogich obywateli przywdziała tylko na czas kampanii wyborczej - uważa "Trybuna".

02.11.2007 | aktual.: 02.11.2007 07:28

Wraz z powrotem prof. Balcerowicza do ważnej rządowej funkcji zaczęłoby się przecież zapatrzenie we wskaźniki ekonomiczne, spoza których nie widać problemów społecznych. Balcerowicz nie miał więc szans choćby ze względów psychologicznych i propagandowych. Ostatnio mówi się jednak coraz częściej, że szefem resortu finansów w nowym rządzie będzie prof. Jacek Rostowski. Traf chciał, że jest to doradca Leszka Balcerowicza z początków transformacji ustrojowej, a także człowiek byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego. Rostowski zasiada też w radzie programowej Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, które jest siedliskiem neoliberałów.

Zdaniem "Trybuny", Platforma Obywatelska znajduje się w dziwnym rozkroku. Po przegranej w wyborach 2005 r., o czym zadecydowało m.in. forsowanie podatku liniowego 3 razy 15, w tej kampanii wyborczej wyraźnie demonstrowała swoje zatroskanie o ludzi potrzebujących pomocy. W poprzednim Sejmie głosowała za podwójnym "becikowym", a tuż przed kampanią za ulgami podatkowymi dla osób wychowujących dzieci. Obecnie wraca jednak do swojej natury, czyli neoliberalizmu, nie zdając sobie chyba sprawy, że jest to teoria odrzucona niemal przez cały cywilizowany świat.

Donald Tusk, gdy stwierdził podczas debaty z Aleksandrem Kwaśniewskim, że Polacy emigrując, wybierają liberalną gospodarkę Irlandii, sam wpadł w pułapkę, bo podatki w tym kraju są wyższe niż w Polsce, a o obowiązującej tam opiece społecznej możemy tylko pomarzyć.

W roku 2005, twierdzi prof. Zdzisław Sadowski w książce "W poszukiwaniu drogi rozwoju", próbowano Polakom wmówić, że stoją przed wyborem liberalizmu i solidaryzmu. W efekcie mamy z jednej strony formułę antagonizmów i walki z wrogami, a z drugiej dążenie do najdalej idącej redukcji roli państwa. Obydwa rozwiązania są złe. Nie ma powrotu do autorytaryzmu, ale neoliberalizm też się kończy - uważa prof. Sadowski. "(...) W Polsce nie może więc chodzić o wybór między liberalizmem a solidaryzmem, lecz powinno chodzić o zapewnienie ustroju liberalnej demokracji w jej nowoczesnym rozumieniu" - konkluduje.

A to nowoczesne rozumienie wcale nie polega na tym, że istotą polityki gospodarczej jest poprawa wskaźników rozwoju. Trzeba przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, komu ten rozwój służy. Jeżeli pogłębia się rozwarstwienie społeczne, to doskonałe wyniki gospodarcze mogą tylko ludzi rozsierdzić. A wtedy demokracja znajdzie się w niebezpieczeństwie, bo powstanie przyzwolenie na sprawiedliwość wprowadzaną autorytarnie, czego już na własnej skórze częściowo doświadczyliśmy - zauważa w "Trybunie" Czesław Rychlewski.

Jego zdaniem, Platforma znajduje się na rozdrożu, a my razem z nią. Zanim więc zacznie wracać do swoich anachronicznych już pomysłów, warto przypomnieć, co mówi na ten temat francuski liberał Guy Sorman, podobno guru Donalda Tuska. Oto jego opinie wyrażone na łamach "Polityki": "Nie wierzę, że rozwiązaniem zawsze jest wolny rynek", albo: "Wzrost nie jest celem, wzrost jest instrumentem podnoszenia jakości życia". Jego zdaniem, podatek liniowy nie ma dla gospodarki znaczenia. Dlatego żadne poważne państwo go nie wprowadziło - czytamy w "Trybunie". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)