ŚwiatAzja inwestuje w okręty podwodne. Strach przed Chinami napędza wyścig podmorskich zbrojeń

Azja inwestuje w okręty podwodne. Strach przed Chinami napędza wyścig podmorskich zbrojeń

• Na obszarze Azji i Pacyfiku rozpętał się wyścig podmorskich zbrojeń

• Państwa regionu inwestują w okręty podwodne ze strachu przed Pekinem

• Chiny modernizują swoje siły zbrojne, ale zwalczanie tego typu jednostek jest ich piętą achillesową

• Inwestowanie we floty podwodne ma być skuteczną kontrą na chińskie zapędy

• Pekin ma jednak na tym polu ogromną przewagę ilościową i szybko nadrabia technologiczne zaległości

Azja inwestuje w okręty podwodne. Strach przed Chinami napędza wyścig podmorskich zbrojeń
Źródło zdjęć: © mod.gov.cn
Tomasz Bednarzak

Ta sprawa nie schodziła z czołówek mediów na trzech kontynentach. Skandal wybuchł, gdy australijski dziennik "The Australian" ujawnił przeciek ponad 22 tys. stron tajnej dokumentacji, zawierającej szczegóły techniczne nowoczesnych okrętów podwodnych typu Scorpene, budowanych dla Indii przez francuski koncern DCNS. Zamówione za miliardy dolarów jednostki mają być jednym z filarów przyszłej indyjskiej floty podwodnej.

Cała historia mogłaby nigdy nie ujrzeć światła dziennego, gdyby na usługi DCNS nie zdecydował się rząd Australii. Kilka miesięcy temu australijski premier Malcolm Turnbull ogłosił, że to Francuzi wygrali kontrakt na budowę 12 okrętów podwodnych, który wart jest, bagatela, równowartość prawie 40 mld USD. Tak się akurat złożyło, że trzy lata wcześniej w ręce mężczyzny pracującego dla australijskiego podwykonawcy DCNS trafił, trochę przypadkowo, gigantyczny przeciek dokumentacji technicznej dotyczącej okrętów budowanych dla Indii. Mężczyzna doszedł do wniosku, że w tych okolicznościach nie może dłużej milczeć i podzielił się ze swoimi rewelacjami z "The Australian". - To sprawa bezpieczeństwa narodowego Australii - tłumaczył dziennikarzom.

Co prawda Canberra zamówiła w DCNS okręty innego typu (Barracuda), jednak sprawa wycieku wrażliwych danych stawia w kompromitującym świetle procedury bezpieczeństwa obowiązujące we francuskim koncernie. Gdyby najtajniejsze szczegóły specyfikacji technicznej budowanych jednostek dostały się w ręce potencjalnego wroga, skutki byłyby opłakane.

Wyścig podmorskich zbrojeń

Przedstawiciele DCNS oraz resortów obrony Indii i Francji zarzekają się, że ujawniona dokumentacja, choć tajna, nie zawiera informacji krytycznych. Afera odbiła się jednak szerokim echem w całej Azji, bowiem od kilku lat trwa tam wyścig podmorskich zbrojeń, napędzany przede wszystkim strachem przed forsowną modernizacją chińskiej marynarki wojennej i agresywną polityką Pekinu.

Podbudowane rosnącym potencjałem własnych sił zbrojnych Państwo Środka coraz mocniej rozpycha się łokciami w regionie, szczególnie na otaczających je akwenach, gdzie krzyżują się interesy i roszczenia wielu azjatyckich państw. Dziś najbardziej zapalnym miejscem jest Morze Południowochińskie, na którym Chińczycy, nie oglądając się na protesty innych, usypują sztuczne wyspy i rozbudowują infrastrukturę militarną.

Ale chińskie plany sięgają o wiele dalej. Od lat rozbudowują sieć baz i instalacji morskich, które rozciągają się od Zatoki Perskiej ku ich wybrzeżom - m.in. na Sri Lance, w Pakistanie, Bangladeszu i Birmie. Ten "sznur pereł", jak nazywają pajęczynę chińskich baz specjaliści, w zamyśle Pekinu ma zabezpieczyć jego szlaki handlowe. Indyjskie władze widzą w nim jednak próbę strategicznego okrążenia ich kraju.

Jednocześnie Państwo Środka inwestuje dziesiątki miliardów dolarów we flotę oraz obronę wybrzeża - w okręty wojenne, lotnictwo morskie, instalacje radarowe, pociski przeciwokrętowe. W otwartym konflikcie żadne państwo regionu nie mogłoby sprostać tej potędze. Jednak Chińczycy mają jedną słabość, na wykorzystanie której liczą ich rywale - zwalczanie okrętów podwodnych.

- To jest jedna z pięt achillesowych chińskiej marynarki wojennej, obok systemów przeciwlotniczych na okrętach nawodnych - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Rafał Ciastoń, ekspert Fundacji Amicus Europae specjalizujący się w zagadnieniach zbrojeń w Azji. - Chińczycy mają tu jeszcze sporo do nadrobienia, zarówno w zakresie wykrywania okrętów podwodnych, jak i ich niszczenia. Dotyczy to zwłaszcza zwalczania jednostek nowej generacji, takich jak najnowsze okręty podwodne Korei Południowej, Japonii czy USA - dodaje.

Skąd ta słabość? - Pekin modernizuje swoją marynarkę bardzo intensywnie, ale jest to proces rozpoczęty stosunkowo niedawno, bo ok. 20 lat temu, i będący cały czas w trakcie - odpowiada Ciastoń. - Nie jest w stanie rozwijać równomiernie wszystkich zdolności jednocześnie i zaczął przede wszystkim od rozwoju potencjału ofensywnego, a w szczególności systemów antydostępowych, które umożliwiają zablokowanie potencjalnym przeciwnikom dostępu do ich wybrzeży - wyjaśnia.

Broń efektywna kosztowo

Zdaniem cytowanego przez magazyn "Foreign Policy" Bryana Clarka, byłego podwodniaka, a dziś eksperta amerykańskiego think tanku Center for Strategic and Budgetary Assessments, w krajach takich jak Indie, Australia, Japonia, Malezja, Indonezja czy Wietnam, to okręty podwodne stają się najważniejszym komponentem sił morskich, bo mogą stanowić skuteczną kontrę na chińskie zbrojenia. Dlatego mocno inwestują w jednostki tego typu lub przynajmniej mają to w planach na najbliższą przyszłość.

Za przykład może posłużyć Wietnam, toczący z Chinami burzliwe spory terytorialne na Morzu Południowochińskim. W ostatnich latach Hanoi za kilka miliardów dolarów zamówiło w Rosji sześć okrętów podwodnych projektu 636.1 typu Warszawianka - są to jednostki niezwykle ciche, bardzo trudne do wykrycia, natomiast uzbrojone w śmiertelnie groźny oręż w postaci pocisków Kalibr 3M54 o zasięgu 300 kilometrów. Zdaniem "Foreign Policy" dzięki tej niewielkiej flocie Wietnam mógłby skutecznie stosować taktykę "podwodnej partyzantki", zadając chińskiej marynarce bolesne straty. Taka perspektywa zmusza Pekin do zastanowienia się dwa razy, zanim zdecyduje się na zbrojną konfrontację ze swoim sąsiadem.

- Podwodne zbrojenia nie są podyktowane wyłącznie tym, że kraje regionu dostrzegają lukę w obronie Chin - tłumaczy Ciastoń. - Po prostu rozwijają własne zdolności ofensywne, które również są im niezbędne. Z drugiej strony okręty podwodne to broń niezwykle efektywna kosztowo. Przy użyciu niewielkich sił tego typu można stworzyć relatywnie duże zagrożenie, które normalnie wymagałoby użycia większej liczby jednostek nawodnych - dodaje.

Kiedyś konwencjonalne okręty podwodne służyły przede wszystkim do przerywania morskich linii komunikacyjnych przeciwnika. Ale wraz z rozwojem technologii rakietowych ich rola niepomiernie wzrosła. Dziś są to uniwersalne platformy przenoszące pociski przeciwokrętowe i manewrujące, zdolne do rażenia z ukrycia nie tylko wrogich jednostek, ale również mogące być narzędziem projekcji siły z morza na ląd.

Chiny nadrabiają zaległości

Chińczycy, choć dokonali w ostatnich latach imponującego postępu, nadal mają sporo problemów ze swoją flotą podwodną. Nawet najnowsze rodzime jednostki Pekinu - zarówno o napędzie atomowym, jak i konwencjonalnym - pozostają w tyle za konkurencyjnymi konstrukcjami pod względem tzw. sygnatury akustycznej. To jeden z najważniejszych czynników decydujących o skuteczności tej broni, bo im ciszej okręt porusza się pod wodą, tym trudniej go wykryć. Co więcej, Chińczycy najprawdopodobniej dopiero niedawno opanowali technologię napędu niezależnego od powietrza (ang. Air Independent Propulsion - AIP), który pozwala wielokrotnie przedłużyć czas operowania jednostki bez konieczności wynurzania się na powierzchnię. To kluczowe rozwiązanie, będące obecnie standardem w nowoczesnych konwencjonalnych okrętach podwodnych.

W tych okolicznościach Pekin zamiast na jakość, zdaje się stawiać na ilość. Dziś ma w linii około 70 okrętów podwodnych i konsekwentnie zwiększa ich liczbę. Z taką siłą nie może się równać żaden inny regionalny gracz.

- Możliwe, że Chińczycy będą zainteresowani przeformatowaniem na własne warunki stosowanej jeszcze przez Związek Radziecki strategii tzw. bastionów, czyli tworzenia bezpiecznej strefy dla operowania własnych okrętów podwodnych poprzez nasycenie danego akwenu dużą liczbą okrętów nawodnych, samolotów i systemów przeciwlotniczych. Pekin może zmodyfikować tę koncepcję na własny użytek w odniesieniu do Morza Południowochińskiego - wskazuje Rafał Ciastoń.

Tak czy inaczej, Chiny bardzo szybko nadrabiają technologiczne zaległości w dziedzinie okrętów podwodnych, nakręcając spiralę zbrojeń w całym regionie. Pentagon szacował, że w 2010 r. w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej w służbie regionalnych marynarek wojennych pozostawało ok. 200 jednostek tego typu. W 2030 r. może być ich już prawie 300. I na tym pewnie się nie skończy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)